Ted Lasso: sezon 1, odcinki 4-8 – recenzja
Data premiery w Polsce: 4 grudnia 2024Pierwsze odcinki serialu AppleTV+ pt. Ted Lasso okazały się jednym z najprzyjemniejszych zaskoczeń tego roku. Ciekawy sposób eksploatacji pomysłu wyjściowego mógł jednak szybko się wyczerpać. Sprawdzamy, czy w kolejnych epizodach amerykański trener wciąż jest w formie.
Pierwsze odcinki serialu AppleTV+ pt. Ted Lasso okazały się jednym z najprzyjemniejszych zaskoczeń tego roku. Ciekawy sposób eksploatacji pomysłu wyjściowego mógł jednak szybko się wyczerpać. Sprawdzamy, czy w kolejnych epizodach amerykański trener wciąż jest w formie.
Zaangażowanie, poczciwość i pomysłowość Teda Lasso stopniowo wpływają na każdego z otaczających go bohaterów. Trener poważnie traktuje swoją deklarację, zgodnie z którą w coachingu chodzi przede wszystkim o to, by pomóc swoim graczom stać się najlepszą wersją samych siebie na boisku i poza nim.
I tak Rebecca sabotuje drużynę z coraz mniejszym przekonaniem. Prasa nie daje jej wytchnąć, nieuczciwy były mąż triumfuje, manipulując wszystkimi dookoła, a jedyną osobą, która okazuje jej bezinteresowne ciepło i zrozumienie jest Ted. Przynajmniej do pewnego momentu: czwarty odcinek to kolejny etap rozwoju świetnej relacji, która wykształca się pomiędzy Rebeccą a Keeley Jones (Juno Temple), dziewczyną młodego gwiazdora, zdolnego, ale zapatrzonego w siebie, płytkiego i niespecjalnie bystrego piłkarza Jamiego Tartta z drużyny Lasso (którego Richmond wypożyczyło od Manchester City). Keeley i Ted - zupełnie niezależnie od siebie - podnoszą skrycie cierpiącą i złamaną kobietę na duchu, wzmacniają ja, hartują, pomagają odzyskać wiarę w siebie. To fascynujące, w jaki sposób serial Jasona Sudeikisa podchodzi do bądź co bądź czarnego charakteru serialu, któremu od początku zależy przede wszystkim na upadku Richmond.
Produkcja pochyla się zresztą nad każdym, a warto zaznaczyć, że mamy tu do czynienia z gamą naprawdę różnorodnych bohaterów. Oczywiście, ciężko powiedzieć, by wszyscy byli zanadto skomplikowani, posiadają jednak więcej niż jedno oblicze. Pozory, którymi twórcy starają się wywieźć widzów w pole, prezentując poszczególne postacie, bardzo często okazują się mylące. Serial podejmuje próby wydobycia odrobiny dobra z każdego, choć jasnym jest, że nie w każdym przypadku jest to proste. Bohaterowie przeżywają swoje dramaty, a ich różnorodność (a właściwie różnorodność w każdym tego słowa znaczeniu) to kolejna wielka siła serialu. Mimo komediowego przerysowania nie pozwala nam wątpić, że opowiada o ludziach z krwi i kości.
Relacje Tartta z trenerem i resztą drużyny bywają najbardziej problematyczne: jego egoizm i niechęć do współpracy sabotuje Richmond skuteczniej, niż działania Rebekki. Ted Lasso jednak nie odpuszcza i szuka sposobu, by trafić również do niego. To najcięższy i najbardziej mozolny proces prób i błędów trenera, którym kibicujemy z zapartym tchem. Cała konstrukcja serialu skłania zresztą widzów do kibicowania, które w kontekście produkcji związanej ze sportem jest jak najbardziej na miejscu. Lubimy bohaterów, chcemy, by im się udało, życzymy im jak najlepiej. Można powiedzieć, że twórcy wyzwalają w widzach pokłady ciepła, tak jak Ted Lasso wywleka je z osób z jego najbliższego otoczenia.
A jednak nawet radosny i optymistyczny Lasso boryka się z problemem, którego waga emocjonalna zaskakuje. Bodaj najlepszy z dotychczasowych odcinków, For the children, skupia się na kolejnym meczu Richmond, odważnej decyzji Lasso, która ostatecznie przynosi niespodziewane rezultaty oraz sytuacji rodzinnej trenera. Gdy żona z synkiem odwiedzają go w Anglii, Lasso nie posiada się z radości. W końcu dowiadujemy się jednak, na czym opiera się jego małżeński kryzys - a jest on prozaiczny, by nie rzec: banalny. To jeden z tych problemów, które czasem po prostu się zdarzają i mimo ich prostocie ciężko się z nimi uporać, ale rzadko który film czy serial wykorzystuje go fabularnie. Odcinek okazuje się rozdzierający emocjonalnie: radość i euforia przechodzą w smutek i wzruszenie, a Ted Lasso po raz kolejny okazuje się serialem, który mimo optymistycznego wydźwięku z wyczuciem i zrozumieniem opowiada o bolączkach przeciętnych, dobrych, ale sfrustrowanych ludzi.
Serial Sudeikisa ma wiele oblicz, które odsłania w kolejnych odcinkach. Wciąga i angażuje. Przed nami dwa finałowe epizody - mogą wiele zmienić, ale nic nie wskazuje na to, by w jakikolwiek sposób zagrażały jakości sezonu, po który zdecydowanie warto sięgnąć.
Poznaj recenzenta
Michał JareckiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1951, kończy 73 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1970, kończy 54 lat