„Teoria wielkiego podrywu”: sezon 8, odcinek 24 (finał) – recenzja
To by było na tyle. Może i dobrze. Za nami całkiem dobry finał najsłabszego sezonu w historii serialu "Teoria wielkiego podrywu".
To by było na tyle. Może i dobrze. Za nami całkiem dobry finał najsłabszego sezonu w historii serialu "Teoria wielkiego podrywu".
Jest przeciętnie, ale stabilnie. Czy można wymagać więcej? Od "The Big Bang Theory"? Tak, dużo, dużo więcej, bo przez ostatnie lata serial ten bawił do łez. Od 8. sezonu? Tu sprawa wygląda inaczej – większość odcinków to nijakie potworki, nawet nie cienie dawnej świetności, a wyjątków w postaci epizodów naprawdę zabawnych było zaskakująco mało.
Na szczęście finałowi serii zdecydowanie bliżej do tych kilku interesujących fabuł, gdzie widzowi zdarzało się nawet od czasu do czasu uśmiechnąć. The Commitment Determination nie sprawi, że brzuchy będą Was boleć od rechotu, ale też trudno narzekać na nudę.
Dzieje się dużo, naprawdę dużo – w pewnym momencie można wręcz żałować, że czasu jest tak mało, bo choćby wątek Emily i Raja zasługiwał na pełniejsze rozwinięcie. Ponieważ to finał sezonu, scenarzyści nie musieli specjalnie się wysilać i gimnastykować z wymyślaniem czegoś nowego. Zamiast tego postanowiono jednocześnie pchnąć do przodu kilka najważniejszych kwestii, jak ślub Penny i Leonarda, pokręcony niby-związek Sheldona i Amy, pozornie beznadziejny przypadek wspomnianych Raja i jego dziewczyny, a także relację Howarda i Bernadette z mieszkającym z nimi Stuartem. Tyle było do powiedzenia!
[video-browser playlist="694632" suggest=""]
Co może zaskoczyć, najgorzej wypadli ci, między którymi uczucie dotychczas ciągnęło ten serial, a więc Penny i Leonard. Niby idą do przodu, ale w bardzo przewidywalny sposób, jakoś tak wymuszenie. Widzę w tym zamysł, postanowienie, że między tym dwojgiem wszystko będzie takie zwyczajne, każdy wielki krok stawiać będą od niechcenia (Penny przypadkiem po raz pierwszy mówiąca Leonardowi, że go kocha, oświadczyny), bez przesadnego romantyzmu. Rozumiem. Nie podoba mi się to. Bo od jakiegoś czasu widoczne jest tu wypalenie. Mimo iż związek się rozwija, sprawia wrażenie, jakby stał w miejscu.
Podobnie jak to jest między Howardem a Bernadette, gdzie oboje małżonkowie jakiś czas temu okopali się na swoich pozycjach (pantoflarz i groźna żona), choć tutaj smaczku wszystkiemu dodaje ich pokręcona relacja ze Stuartem.
Najlepiej wypada Raj i jego lepsza połowa. Aż szkoda, że scenarzyści nie stawiają na nich bardziej, bo relacja bojącego się samotności zahukanego fizyka z przebojową, dziwaczną miłośniczką gore to coś, co mogłoby tchnąć w "The Big Bang Theory" nowe życie. Gdyby tylko nie było ledwie tłem dla wszystkiego innego.
Przede wszystkim zaś dla Sheldona i Amy. Bo nie ma co ukrywać: zaczęło się od historii o tym, jak Leonard próbuje poderwać piękną sąsiadkę, a z czasem przerodziło się w opowieść o ewolucji Sheldona od aspołecznego dziwaka do może nie mniej dziwnego, ale jednak normalnie funkcjonującego z ludźmi mężczyzny, połówki związku. Związku z Amy, która dzierży rekord Guinnessa w kategorii Najdłuższego czekania na cokolwiek; i robi się coraz bardziej niecierpliwa. Obecnie kolejne odcinki i sezony serialu "The Big Bang Theory" to czekanie na odpowiedź na pytanie, czy Sheldon i Amy wreszcie TO zrobią.
Czytaj również: „Teoria wielkiego podrywu” po finale 8. sezonu – czwartkowe wyniki oglądalności
Trochę jeszcze poczekamy. Przynajmniej kilka sezonów. Szkoda, bo jeżeli nie zdarzy się cud, lepiej już nie będzie. Końcówka tej serii i jej finał pokazały wprawdzie, że może być całkiem nieźle, jednak trudno cieszyć się z tego, że jest tylko całkiem nieźle, skoro kiedyś było niesamowicie zabawnie.
Poznaj recenzenta
Marcin ZwierzchowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat