Terapia: sezon 4, odcinki 1-10 - recenzja
Terapia wróciła z nowym sezonem po dziesięciu latach, a w rolę terapeutki wciela się teraz Uzo Aduba. Jak serial wypada w nowym, odświeżonym i mocno osadzonym we współczesności wydaniu?
Terapia wróciła z nowym sezonem po dziesięciu latach, a w rolę terapeutki wciela się teraz Uzo Aduba. Jak serial wypada w nowym, odświeżonym i mocno osadzonym we współczesności wydaniu?
Terapia to popularny przed laty serial HBO, skupiający się na życiowych problemach terapeuty i jego pacjentów. Produkcja spotykała się ze świetnymi ocenami krytyków i bardzo dobrym przyjęciem przez widzów, a w niektórych krajach, w tym w Polsce, powstały nawet „lokalne” wersje serii. Teraz, po ponad dekadzie, stworzona przez Rodrigo Garcię produkcja doczekała się kontynuacji. W czwartym sezonie serialu HBO zaszły jednak spore zmiany. Przede wszystkim w roli głównej nie występuje już Gabriel Byrne, a równie świetna Uzo Aduba, zaś akcja przeniesiona została do słonecznej Kalifornii. Doktor Brooke Taylor, która zastąpiła w doktora Paula Westona, przyjmuje swych pacjentów w swym stylowym, nasyconym kolorami domu z olśniewającym widokiem na Los Angeles.
Odświeżony format nie powstał w oderwaniu od rzeczywistości – dużą rolę odgrywają w fabule współczesne problemy Ameryki. Akcja toczy się w pandemicznej rzeczywistości, która nie pozostała bez wpływu na życie doktor Brooke i jej pacjentów. Serial rozgrywa się w momencie wychodzenia z kryzysu epidemicznego, tak więc Taylor spotyka się ze swymi pacjentami zarówno online, jak i osobiście. Serial ukazuje proces terapii trzech osób. Pierwszą z nich jest doskonale grany przez Anthony’ego Ramosa Eladio, cierpiący na problemy ze snem chłopak mający chorobę dwubiegunową. Za jego terapię płacą bogaci pracodawcy – opiekuje się on bowiem niepełnosprawnym mężczyzną. To właśnie pomiędzy Eladio a Brooke obserwujemy najciekawszą, najbardziej wpływającą na obie strony relację, opartą bowiem na… obustronnym przeniesieniu. Drugim pacjentem jest portretowany przez Johna Benjamina Hickeya Colin – mężczyzna, który chodzi na terapię w ramach zwolnienia warunkowego, a od opinii Taylor zależą jego losy. To niezwykle charyzmatyczny pacjent, sesje z nim są najbardziej dynamiczne. Trzecią pacjentką jest Leila, w którą wciela się Quintessa Swindell. Pochodząca z zamożnej rodziny nastolatkę na terapię wysłała babcia po tym, jak dowiedziała się, że dziewczyna „postanowiła zostać” lesbijką.
Każdy z tych przypadków jest interesujący i angażujący (oczywiście w różnym stopniu), a to, co siedzi w umysłach i duszach bohaterów, poznaje się z niemałą przyjemnością. Każdy z nich jest bowiem zagadką, którą wartą odkryć. Terapia to serial niesłychany pod tym względem, że w zasadzie jedyne, co robią bohaterowie przez każdy z półgodzinnych odcinków, to rozmowa, a to wystarczy, by nas zainteresować. Mamy do czynienia z ciekawym doświadczeniem odbiorczym – musimy sami wyobrazić sobie historie, które pacjenci opowiadają, zwizualizować bliskie osoby, o których wspominają. To jednak, co mówią, angażuje bardziej, niż gdyby zaserwowano nam sfilmowane perypetia postaci. Fascynuje też sam proces terapii, która, jak mówi jeden z bohaterów, „otwiera szczelnie zamkniętą puszkę, lecz nie wszyscy pacjenci chcą i mogą sobie na do pozwolić”. Z ogromnym zainteresowaniem ogląda się to, jak doktor Brook prowadzi rozmowę, jak wyłapuje niuanse w wypowiedziach pacjentów, jak duże znaczenia ma nie tylko co, ale i jak mówią, a wreszcie, jak niespodziewanie dochodzi w terapii do przełomów.
Niektóre sesje są bardziej żywiołowe, inne mniej. Zdarzają się też niestety odcinki mniej porywające. Do tej pory najmniej angażująco, co nie znaczy, że nieciekawie, wypadają sesję z Leilą. Może być to spowodowane faktem, iż doktor Taylor ma problem, by dotrzeć do pacjentki, by skłonić ją do szczerości. Istnieje więc szansa na to, że i wątek najmłodszej pacjentki stanie się bardziej wciągający. W wypowiedziach pacjentów, także Leili, przewijają się natomiast liczne problemy współczesnych Stanów Zjednoczonych - tak ekonomiczne, jak i społeczne czy rasowe. Bohaterowie mają bardzo dużo przemyśleń na te tematy – czasami możemy jednak odnieść wrażenie, że pewne kwestie przemycane są do ich wypowiedzi nieco na siłę. Oczywiście na plus można ocenić to, że twórcy ukazują tak problemy osób kolorowych, jak i, paradoksalnie, niesprawiedliwości, z jakimi spotyka się biały, heteroseksualny mężczyzna ze względu na bycie uprzywilejowanym. Dobrze też, że serial nie jest zawieszony w próżni, jednak to dla konkretnej, siedzącej u terapeutki jednostki ogląda się ten serial i to jej proces zdrowienia chcemy zobaczyć. Momentami twórcy wydają się trochę za bardzo od tego odchodzić.
Jednym z największych plusów tego serialu bezapelacyjnie jest natomiast sama doktor Taylor – postać niezwykle udana, świetnie napisana i rewelacyjnie zagrana. Nie mamy wątpliwości, że Brooke jest świetną terapeutką. Taką, która cytuje Carla Gustava Junga, taką, na którą każdy chciałby trafić. Nie jest oczywiście idealna i zdarza jej się odejść od stricte profesjonalnych relacji, czasami jednak jej wychodzenie poza schemat, dla widzów bardzo ciekawe, ma dobre skutki dla pacjentów. Serial świetnie pokazuje to, z czym musi się zmierzyć jako terapeutka – z atakami na nią samą, na jej autorytet. Dla niej, tak dobrej i doświadczonej specjalistki, to jednak pestka. Sama zaś praca doktor Taylor, praca lekarza duszy, bywa bardziej fascynująca niż praca lekarza medycyny.
Doktor Brooke mamy jednak możliwość zobaczyć nie tylko w roli terapeutki. Niektóre z odcinków serialu skupione są bowiem wyłącznie na niej prywatnie. Widzimy ją wtedy w roli… pacjenta. Jej przypadek ukazuje, że czasami rady, których udzielamy innym, trudniej zastosować nam do samych siebie. W roli „terapeutki” występuje zaś przyjaciółka Brooke, Rita, która pełni w jej życiu jeszcze inną, bardzo ważną rolę… Rita zmusza Taylor do zadawania sobie trudnych pytań - również tych dotyczących trudnej przeszłości, burzliwej młodości i uzależnienia. Doktor Taylor poznajemy więc i z drugiej, prywatnej strony – wiemy, że przeżywa śmierć ojca, ale po jego odejściu musi zmierzyć się nie tylko z samym odejściem, lecz także z przeszłością, na której piętno odcisnęły decyzje wymagającego rodzica. Relacja z nim nie była bowiem usłana różami i to właśnie on odpowiada za największy żal, największą nierozwiązaną sprawę Brooke z przeszłości. Sprawę, z którą dopiero po jego śmierci postanowi się zmierzyć. I prosić o wybaczenie… dla samej siebie. Uzo Aduba doskonale odnajduje się zarówno w sekwencjach sesji terapeutycznych, jak i w scenach swobodnych, kiedy pokazuje swoje prywatne oblicze. Dzięki odtwórczyni oraz scenarzystom mamy wrażenie, że Brooke Taylor jest prawdziwą postacią.
Wciąż największą siłą tego serialu jest jednak to, że terapia bohaterów momentami staje się uniwersalna i również widzowie mogą z niej wynieść coś dla siebie. Obserwujemy pewne dyskutowane na sesjach schematy i mechanizmy, które później wychwycić możemy we własnym życiu. Wartością tej produkcji jest także to, że zachęca do zrozumienia innych. Ogólnie kino, seriale czy szeroko rozumiana sztuka ma taki cel, lecz Terapia pomaga rozwinąć empatię szczególnie dobrze. Poznawanie wnętrza bohaterów jest ogromnie interesujące, ale niejednokrotnie pozwala zrozumieć nas samych. Serial zachęca więc, by stać się nie najlepszą wersją siebie, a najbardziej świadomym, autentycznym sobą. By spojrzeć w głąb siebie. Bo jak mamy poznawać i rozumieć świat, jeśli nie znamy i nie potrafimy zrozumieć samych siebie?
Terapia doczekała się całkiem udanego, atrakcyjnego odświeżenia dzięki terapeutce, jej pacjentom i miejscu, w którym rozgrywa się akcja. Wygląda na to, że serial powrócił w odpowiednim momencie – po miesiącach pandemii seria może trafić na podatny grunt. Seans dziesięciu pierwszych odcinków zdecydowanie zachęca do obejrzenia pozostałych czternastu.
Poznaj recenzenta
Pamela JakielKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1957, kończy 67 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1989, kończy 35 lat