The 100: sezon 5, odcinek 7 i 8 – recenzja
The 100 nabiera dobrego tempa i zaskakuje. Kilka fabularnych rozwiązań pokazuje ten serial w najlepszym świetle.
The 100 nabiera dobrego tempa i zaskakuje. Kilka fabularnych rozwiązań pokazuje ten serial w najlepszym świetle.
Wątek Echo w bazie Diyozy rozwija się ciekawiej, niż oczekiwałem. Być może charakter Echo ma związek z tym, że jest szpiegiem, bardziej pasuje do tego typu zagrania, niż się zapowiadało. Jej działania są raczej typowe: musi zdobyć zaufanie, by osiągnąć swój cel bez względu na koszty. Co prawda szokiem byłoby poświęcenie Raven dla tego celu, ale ten serial pomimo pokazywanej odwagi w wielu miejscach, nie może sobie na to pozwolić. Mimo wszystko doprowadzenie do wsypania Shawa jest zabiegiem wpisującym się w taki trend. Twórcy często pokazują, że są zdolni do rozwiązań niesztampowych i nieoczekiwanych. A to w tym przypadku pozwoliło osiągnąć sukces przez Echo. Zdobyła zaufanie i wypełniła misję. Udaje się to pokazać wiarygodnie i z sensem. O to chodzi.
Męczy mnie wątek Abby i jej uzależnienia. Twórcy w obu odcinkach wałkują to w tonie dość sztampowym. Jej zachowanie nie ma w sobie nic, co nadawałoby postaci głębi, współczucia czy czegokolwiek wartego jej rozwoju. Abby jest kreowana według schematu typowej osoby uzależnionej od narkotyków. Nic odkrywczego czy nawet trochę urozmaicającego kliszę. Choć przyznam, że końcówka wątku z 8. odcinka jest w stanie zaskoczyć. Z jednej strony reakcja Abby na działania Raven wpisuje się w schemat, ale z drugiej strony jest ona tak bardzo sprzeczna z jej charakterem i tak nacechowana emocjami, że działa to wspaniale. To jest ten moment, gdy Abby sięgnęła dna i musi to mieć znaczenie w przyszłości.
Zaskoczeniem odcinków na pewno jest tajemniczy plan Octavii i Cooper z wykorzystaniem tych tajemniczych robali, które hodowane są w brzuchu ludzi. Notabene motyw pokazany dostatecznie obrzydliwie, by można było troszkę zniesmaczyć. Pomysł na użycie - nazwijmy to - broni biologicznej przeciwko wrogowi z zaawansowaną technologią to jeden z ciekawszych pomysłów tego sezonu. W tym tak naprawdę to działania Bellamy'ego i Clarke wydają się trochę głupkowate i nierozgarnięte, bo albo to oni popełniają głupie błędy, albo to Octavia jest tak genialna i przewidująca. Oba motywy tak naprawę mają sens i dobrze napędzają rozwój fabuły serialu. Zdecydowanie możemy dopisać do zalet odcinków. Szczególnie podoba mi się Octavia, która w roli Czerwonej Królowej jest postacią wyjątkowo charyzmatyczną. Nawet jeśli zrobiono z niej fanatyczkę religijną, ta przemiana jest zaskakująco wiarygodna i pasując do tej bohaterki.
Nie brak jednak zapychaczy, które w dość nieudolny sposób przypominają, że docelowo jest to młodzieżowy serial. Chodzi o rzeczy związane z konwencją, które w tym sezonie wypadają bardzo przeciętnie. Nawet rzekłbym, że odczuwam w tym aspekcie spadek jakości. Chodzi o romantyczne relacje na czele z Kane'em i Abby, Monty'ego i jego ukochanej (na razie najsłabszy wątek, podobnie jak kiepsko przedstawione jego dylemat związane z przemocą, brakuje w tym mocy i serca) i Murphy'ego z Emori. Ten ostatni jest szczególnie kuriozalny, gdzie ponownie mamy scenę, kiedy Emori nagle mówi, że walczący Murphy'ego ją podnieca i chce zedrzeć z niego ciuchy. Jest to podobnie kiepski moment, jak ten, gdy po rozwaleniu przeciwników zaczęli się całować w jednym z poprzednich odcinków.
Wszystko wskazuje na to, że Diyoza powoli jest kształtowana na kogoś, kto będzie kimś pomiędzy złem a dobrem. Jej ciąża wydaje się trochę zbyteczna w tym aspekcie, ale zasadniczo jest to po prostu zabieg mający doprowadzić do jej rozwoju. Kupuję go, bo ma sens, ale musi to zostać dobrze wykorzystane. Jej konflikt z kimś, kto miał pełnić rolę jej zastępcy, był sugerowany praktycznie od samego początku. Teraz wchodzi to na rejony otwartej walki i dalszy rozwój możemy łatwo przewidzieć. Wewnętrzna wojna pomiędzy bandytami rozwiąże problem Wonkru. Nie jestem do końca przekonany, czy to jest najlepszy pomysł na urozmaicenie końcówki sezonu. Ma potencjał, ale też istnieje tutaj ryzyko jego zmarnowania. Większe, niż przy innych wątkach.
Najlepszą sceną jest końcowa rozmowa Bellamy'ego z siostrą. Gdy zaczął jeść z nią i podał jej kawałek chleba, każdemu widzowi zapali się lampka. Pojawia się pytanie: czy mógłby ją otruć? Czy jest do tego zdolny? Mimo tej lampki, doprowadzenie do takiej decyzji ze strony Bellamy'ego jest, rzekłbym, szokujące. Co innego, gdyby zrobił to ktokolwiek inny, ale mówimy tutaj o jej bracie, który z miłości do niej i chęci uratowania życia jej i innych, podjął najtrudniejszą decyzję, jaką kiedykolwiek miał do podjęcia. To daje nam bardzo dobrze zrealizowaną i emocjonalną scenę. Te emocje malujące się w oczach obojgu aktorów nadały jej wyrazu i znaczenia, które działa. Sprawia, że od razu chcielibyśmy obejrzeć kolejny odcinek. Za tego typu odważne decyzje uwielbiam ten serial, bo przeczą one konwencji i zaskakują.
The 100 może nie oferuje nam najlepsze sezonu, ale dostajemy historię godną tego serialu. Dobry poziom zostaje utrzymany i nie mogę jakoś szczególnie narzekać na obniżenie jakości. Jest dobrze i miejmy nadzieję, że w przekroju całego sezonu tak pozostanie.
Źródło: zdjęcie główne: Jack Rowand/The CW
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat