The 100: sezon 6, odcinek 6 - recenzja
The 100 stopniowo rozwija historię, zwiastując konflikt na horyzoncie. Jest ciekawie, ale nie wszystko gra idealnie.
The 100 stopniowo rozwija historię, zwiastując konflikt na horyzoncie. Jest ciekawie, ale nie wszystko gra idealnie.
The 100 pokazuje współpracę Josephine z Murphym, która w kontekście całego serialu jest trochę problematyczna. Bohater zawsze był osobą niejednoznaczną moralnie. Jednak po tych latach wiele przeszedł i zmienił się w kogoś, kto wzbudza zaufanie pomimo bardzo niesympatycznego sposobu bycia. Dlatego jego lekka i łatwa decyzja o przejściu na stronę zła staje się problemem tego sezonu. Z jednej strony jest to zrozumiałe i pasujące do Murphy'ego, który pomimo ewolucji nadal ma określoną naturę. Z drugiej strony zaprzepaszcza całą tę pracę, którą wykonano przy rozwoju postaci przez te sezony. To jest taki krok w tył, który może okazać się zgubny dla Murphy'ego i postrzegania tego, jak twórcy rozwijają bohaterów. Mam jednak nadzieję, że może jest w tym większy pomysł i sytuacja jest tymczasowa oraz bardziej złożona.
Serial może łatwo polec w sytuacji, gdy lubianą bohaterkę przejmuje inna osobowość. A to z uwagi na różne niedociągnięcia i naciągnięcia, które zaczynają psuć wrażenie. Te niestety doskonale są widoczne w wątku Josephine, która plącze się w rozmowach z Abby i także w wielu innych scenach daje do zrozumienia, że coś jest wyraźnie nie tak. Jest to zbyt oczywiste, wręcz łopatologiczne wprowadzanie sugestii, które psują pracę Elizy Taylor w roli Josephine. Te ujęcia na jej nikczemne spojrzenia i złowrogie uśmieszki nie są godne serialu, którego aspiracje zawsze były bardziej ambitne. Przez to też trudno mi przekonać się do Josephine, bo pomimo starań Elizy Taylor, tego typu detale rażą i zaczynają trochę irytować. Jednocześnie jednak cały wątek z nią związany jest interesujący, sensowny i z określonym celem. Liczę, że cliffhanger potwierdzający obecność Clarke w jej umyśle zaowocuje czymś naprawdę dobrym w kolejnym odcinku. Nie jest to też zaskoczeniem, bo sugestie tego, że Clarke żyje, pojawiały się w poprzednich odcinkach.
Dobrze jest w wątku Octavii i Diyozy, bo świetnie rozwija historię sezonu. Dowiadujemy się nowych informacji o konflikcie trapiącym planetę oraz środowisku. Cały motyw z ręką Octavii, prawdopodobnym lekarstwem i przede wszystkim z jakimś mistycznym głębszym dnem pozwala wierzyć, że twórcy mają w zanadrzu kilka asów w rękawie. Zwłaszcza że z tym są związane trzy postacie, więc twórcy, używając prostych narzędzi, potrafią porządnie zaintrygować. Być może jest to obietnica, że ten sezon kryje jeszcze jakieś tajemnice i zaproponuje coś więcej niż konflikt w sanktuarium.
Po dwóch spektrach jakości stoją postacie: Echo oraz Bellamy. Jej wątek przypomina, dlaczego jest to postać przemyślana, twarda i swoimi bezkompromisowymi decyzjami wzbudzająca sympatię. Wyjawienie prawdy od strażniczki, która ją śledziła, pokazuje doskonale, jaka jest Echo. Zabicie cierpiącego mężczyzny i zostawienie jej na pastwę losu przypomina, że to nie tylko szpieg, ale przede wszystkim wojowniczka. W tym wątku może się to podobać - szczególnie, że scena z rośliną pożerającą człowieka ponownie potrafi zaintrygować i pokazać, że twórcy mają jakiś pomysł, jak ten nowy świat ma różnić się od Ziemi. Co prawda, niewiele tego wprowadzają, ale każdy taki niuans cieszy. Bellamy natomiast jest strasznie irytujący w tym odcinku, ponieważ bardzo szybko i bez wiarygodnej przemiany, porzuca swoje przekonania i potulnie zgadza się z argumentami. To jest podobna sytuacja jak z Murphym, bo twórcy jedną decyzją trochę zaprzepaszczają ewolucję postaci. To co się wydarzyło wydaje się sprzeczne z charakterem Bellamy'ego, nawet pomimo mocnych argumentów o przeżyciu.
Madie ma wątek prawdopodobnie najciekawszy i zarazem najbardziej ryzykowny. Jej "wewnętrzne" rozmowy z mrocznym dowódcą, wyglądającym trochę jak imperator z Gwiezdnych Wojen, mają klimat i intrygują. Wkrada się napięcie i potencjał, który może zaowocować czymś istotnym. Jednocześnie problem jest taki, że jej współpraca z tą postacią może doprowadzić do powstania drugiej Bloodreiny i po prostu powtórki z rozrywki. Być może słowa Josephine o tym, że przemoc to wszystko, co ci ludzie znają, jest wielką sugestią na temat końca serialu? Wszyscy się pozabijają i na tym skończy się The 100? Choć w tym odcinku wygląda to dobrze i realizacyjnie ma swoje momenty, istnieje tutaj zbyt duże ryzyko, że zostanie to zmarnowane przez złe decyzje.
The 100 trzyma solidny poziom, dając rozrywkę interesującą, emocjonującą i przede wszystkim przemyślaną. Pomimo decyzji, które nie zawsze się sprawdzają, serial wciąż, mówiąc kolokwialnie, daje radę.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat