The Affair: sezon 5, odcinek 3 - recenzja
Życie Helen zaczyna się stabilizować, Noah natomiast wydaje się tracić grunt pod nogami. Dokądkolwiek zmierza ostatni sezon The Affair, robi to w dość ślamazarny sposób.
Życie Helen zaczyna się stabilizować, Noah natomiast wydaje się tracić grunt pod nogami. Dokądkolwiek zmierza ostatni sezon The Affair, robi to w dość ślamazarny sposób.
Serial stawia malutkie kroczki na drodze do wielkiej konkluzji. Wraz z bohaterami wciąż znajdujemy się na planie filmowym, gdzie ekranizowana jest książka Noaha. Od ostatnich wydarzeń minęło już trochę czasu, a u protagonistów bez zmian. Helen nadal zmaga się z zalotami Sashy Manna, a Noah walczy z chaosem w życiu osobistym i zawodowym. Poza tym mamy kilka bardziej znaczących akcentów, w postaci definitywnego odejścia Janelle, zbliżenia Sashy i Helen czy informacji o chorobie ojca głównej bohaterki. Nie ma jednak mowy o żadnym fabularnym przełomie. Opowieść praktycznie stoi w miejscu.
Paradoksalnie, takie rozwiązanie ma swoje zalety. Pojawia się więcej czasu i przestrzeni na rozwój bohaterów i zgłębianie ich psychologii. Twórcy korzystają z tego w znamiennym sobie stylu. Zazdrosny Noah zostaje sam jak palec, co zmusza go do spojrzenia w przeszłość i zbombardowania adaptacji swojej książki. Helen zbliża się do Sashy, bo widzi w nim doskonałą wersję Sollowaya. Dwie najważniejsze postacie The Affair wciąż są na kolizyjnym kursie, mimo że ciągle orbitują wokół siebie.
To, co jest najważniejsze w bieżącym odcinku, to luz, jaki niespodziewanie debiutuje w tej dramatycznej i przeważnie smutnej opowieści. Powolne tempo akcji, pozwoliło aktorom nieco pobawić się swoimi rolami. Wynikiem tego w Romans pojawia się humor, z którym serialowi jest całkiem do twarzy. Patrząc na szalejącego pijanego Sollowaya czy śpiewającą Helen, nie można oprzeć się wrażeniu, że aktorzy mieli wiele radochy podczas interpretacji poszczególnych scen, a twórcy pozwolili im na naprawdę wiele. Nic w tym dziwnego – to serial, który w dużej mierze ciągną aktorzy. Na tym etapie Maura Tierney, a w szczególności Dominic West są już tak głęboko w swoich rolach, że lekkość ich interpretacji zachwyca za każdym razem.
Dużo luzu do fabuły wciąż wprowadza Sasha Mann. Postać ta jest dość zmyślnie skonstruowana. Z jednej strony to typowy „do rany przyłóż brat łata”, a z drugiej jego doskonałość wprawia w irytacje. Twórcy celowo tak piszą tego bohatera i zapewne ten dysonans będzie miał znaczenie w przyszłości. Ważny też jest zmieniony stosunek Manna do Sollowaya. W pierwszych odcinkach panowie jedli sobie z dzióbków, teraz między nimi wieje chłodem. Ich relacja doskonale wpisuje się w twórczo-osobisty chaos rządzący życiem Noaha. Sasha w swojej ekranizacji chce, żeby bohater wrócił do żony. Noah, urodzony dekadenta, nie potrafi zrozumieć tego rozwiązania. W pewnym momencie dostrzega jednak, że Mann jest dla jego byłej żony tym, kim on nigdy nie był i nie będzie. Partnerem idealnym. Budzi to w nim gorące emocje, co prowadzi do niechybnego starcia. Można to też traktować symbolicznie. W Sollowayu toczy się walka pomiędzy tym, co dobre (Helen, rodzina), a tym, co złe (niewierność, porywczość). Sasha reprezentuje jasną stronę mocy, szalejący Noah – tę złą. Która z nich finalnie zatriumfuje?
W ostatnich minutach odcinka dostajemy ponowny skok w przyszłość i tutaj możemy mówić o lekkim zawodzie. O ile powolne tempo w teraźniejszości nie przeszkadza zbyt mocno, to tutaj akcja zdecydowanie mogłaby nieco posunąć się do przodu. Zamiast rozwoju fabuły dostajemy kolejne sceny pokazujące, jak dysfunkcyjną i patologiczną jednostką jest Joanie. Tak wiemy, że ma kłopoty, tak wiemy, że to wszystko z powodu śmierci matki. Teraz pora na dalsze kroki. Dokąd zmierza bohaterka? Co chce osiągnąć? W jakim celu co odcinek udajemy się na kilka minut w przyszłość? Już czas na odpowiedzi, a twórcy jak na razie nam ich skąpią.
Trzeba pochwalić The Affair, za to, że wciąż tak kurczowo trzyma się wypracowanej stylistyki. Dobrze, że w odpowiednich momentach potrafi dać więcej przestrzeni aktorom i nieco pobawić się treścią. Przeniesienie akcji w przyszłość zaostrzyło apetyty widzów, którzy oczekiwaliby po tym wątku czegoś specjalnego. Jak na razie nic takiego tam nie ma. Czyżby to zwykła kokieteria? A może w wątku Joanie twórcy szykują nam prawdziwą bombę?
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat