The Expanse: sezon 5, odcinek 9 - recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2016Dobra wiadomość dla wszystkich fanów The Expanse jest taka, że finał sezonu zapowiada się na prawdziwą petardę. Zła, że do tej pory fabuła nie obfitowała w efektowne fajerwerki. Tak jest i tym razem. Na szczęście o spektakularnej porażce nie ma mowy.
Dobra wiadomość dla wszystkich fanów The Expanse jest taka, że finał sezonu zapowiada się na prawdziwą petardę. Zła, że do tej pory fabuła nie obfitowała w efektowne fajerwerki. Tak jest i tym razem. Na szczęście o spektakularnej porażce nie ma mowy.
Na przedsionku konkluzji piąta seria The Expanse utrzymuje jednostajny, wręcz statyczny poziom. Opowieść ani nie dołuje, ani nie wzbija się w przestworza. Powoli zbliża się do rozwiązania, w którym nastąpią zapewne rzeczy niebywałe. Skąd takie przekonanie? The Expanse na przestrzeni poprzednich sezonów udowodnił, że potrafi odpowiednio zaakcentować kluczowe momenty w historii. Fabularne punkty kulminacyjne zawsze wypadają efektownie i umiejętnie maskują niedostatki poszczególnych serii. W bieżącym sezonie mieliśmy już jedną taką odsłonę. Finał musi być kolejną – trzeba przecież odpowiednio połączyć i skonkludować wszystkie wątki. Szkoda tylko, że droga do tych wspaniałych chwil była tak monotonna i mało zaskakująca.
Oczywiście The Expanse nie zniża się poniżej pewnego poziomu. To wciąż jeden z najlepszych seriali science fiction, które obecnie można zobaczyć w telewizji. Sęk w tym, że produkcja swojego czasu osiągała artystyczne szczyty i potrafiła zaskakiwać nie tylko w pojedynczych odcinkach. Tym razem twórcy szczędzili nam szokujących chwil. W zamian tego dużo miejsca poświęcono wątkom dramatycznym, a nawet obyczajowym. Taki kierunek nie wygenerował upragnionych emocji. Nie da się ukryć również, że w narracji popełniono kilka znaczących błędów. Przykładowo, zwróćmy uwagę na wątek Bobby i Alexa. Przez większość odcinków para przemierzała kosmos. Co prawda Razorback zmieniał kierunek lotu, ale nasi bohaterowie na ekranie pojawiali się przeważnie w tej samej pozycji – w kokpicie statku kosmicznego. Tak jest i tym razem. Dostajemy krótki dialog mający na celu przypomnienie nam, że Draper i Kamal wciąż znajdują się w grze.
Wątek ten jest najbardziej jaskrawym przykładem problemów nowego The Expanse. Równie słabo wypada Drummer, która jak na razie nie odegrała praktycznie żadnej roli. W przypadku tej postaci na pierwszym planie znajduje się wyjątkowa więź łącząca ją z Naomi. Niestety, emocje targające bohaterką fabularnie nie prowadzą nas w żadne interesujące miejsce. Sytuacja nie zmienia się w bieżącym odcinku. Drummer, jak na kosmiczną twardzielkę, zostaje przedstawiona w zbyt rzewny sposób. Niestety, nie działa to na jej korzyść. Zrozumiałe jest, że przeżywa stratę bliskich sobie ludzi, ale widz może mieć dość uczestniczenia w żałobie przez długie dziewięć odcinków.
W bieżącym epizodzie najistotniejsze wydarzenia mają miejsce w wątku Amosa. Nasz ulubiony zakapior (wraz Clarissą i resztą ekipy) wreszcie opuszcza zdewastowaną przez Inarosa Ziemię. Dostajemy tutaj nieco strzelaniny i akcji, jednak nie dzieje się nic nieprzewidzianego. Mniej istotne postaci giną, a ci najważniejsi osiągają swój cel. Clarissa zaczyna pełnić funkcję opiekuńczej i wspaniałomyślnej protagonistki, przez którą przemawia samo dobro. Pod jej wpływem Amos nabiera ludzkich cech i zaczyna się uczłowieczać. Kierunek fabularny jest łatwy do przewidzenia, ale poczekajmy jeszcze jeden odcinek. Może twórcy jednak nas zaskoczą?
Gwiazdą bieżącego sezonu wydaje się natomiast być Chrisjen Avarasala. Bohaterka znów znajduje się na szczycie. Dzięki swojej charyzmie i nieustępliwości ponownie przejmuje władzę na Ziemi, jednak nie udaje jej się powstrzymać ataku na Pasiarzy. Chrisjen, podobnie jak pozostałe postacie, cierpi na szatkowanej formie odcinków. Jest jej niezwykle mało, ale jak już się pojawia, wprowadza do akcji nieco tempa i wyrazistości. Jej maniera, która mogła razić w poprzednich sezonach, jest tym razem niewątpliwą zaletą. Być może dzięki krótkiej formie osobowość bohaterki nie jest aż tak napastliwa. Dodatkowo wątek polityczny za każdym razem jest treściwy i zawsze przynosi konkretne rozstrzygnięcia. Tak jest i tym razem. Ustalenia rządzących mają kluczowe znaczenie dla dalszych wydarzeń.
Na koniec warto dodać kilka słów o Marco Inarosie i Naomi, których tym razem jest nieco mniej niż zazwyczaj. Nagata wciąż znajduje się w tym samym miejscu co ostatnio – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Ciekawiej jest natomiast u jej byłego partnera. Inaros umiejętnie przemienia żal swojego syna w gniew i furię. Philip pozbawiony sentymentów będzie doskonałym żołnierzem Inarosa. Tak jak pozostali, stanie się wyznawcą swojego ojca, który bez zmrużenia okiem wykona każdy, nawet najbardziej bezlitosny rozkaz. Tak działa właśnie nienawiść, a terroryści dobrze wiedzą, jak nią gospodarować. W bieżącym odcinku Marco zostaje ukazany jako postać pozbawiona skrupułów, gotowa poświęcić życie własnych ludzi dla idei. Nie da się ukryć, że z dość złożonego bohatera stał się mocno jednoznaczny.
Dziewiąty odcinek nie wyróżnia się pod żadnym względem na tle poprzednich odsłon bieżącej serii. Teraz przed nami już tylko finał, który musi okazać się prawdziwą bombą. Gdyby i tym razem serial nie zafundował nam jakichś niespodzianek, można byłoby mówić o piątym sezonie w kontekście zawiedzionych oczekiwań.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat