The Expanse: sezon 6, odcinek 5 - recenzja
Data premiery w Polsce: 3 listopada 2016The Expanse oferuje nam odcinek, który świetnie sprawdziłby się jako epizod przejściowy, gdzieś w połowie długiego sezonu. Sęk w tym, że już za tydzień finał serialu i na tym etapie twórcy powinni już nieco inaczej stawiać akcenty.
The Expanse oferuje nam odcinek, który świetnie sprawdziłby się jako epizod przejściowy, gdzieś w połowie długiego sezonu. Sęk w tym, że już za tydzień finał serialu i na tym etapie twórcy powinni już nieco inaczej stawiać akcenty.
Kluczowym momentem przedostatniego odcinka The Expanse jest pakt zawiązany przez Caminę Drummer i Avasaralę. Panie podają sobie dłonie i odtąd flota pasiarskiej wojowniczki ma współpracować z „wewnętrzniakami” w potyczkach z Marco Inarosem. Na pewno jest to ważna chwila w wojennym kalendarium, ale robienie z niej kulminacji przedostatniego epizodu The Expanse to działanie nieco na wyrost. Gdyby serial rozpoczął odcinek zawiązaniem sojuszu, a następnie eskalował napięcie według prawidła dziadka Alfreda o trzęsieniu ziemi, działałoby to we właściwy sposób. Tymczasem przez większą część odcinka uczestniczymy w dość jałowych konwersacjach – tylko po to, żeby pożegnać bohaterów w spodziewanej i przewidywalnej sekwencji. Jesteśmy już na finiszu całego serialu. Czy naprawdę warto marnować cenny czas ekranowy na wydarzenia niewywołujące wielkich emocji?
Nie oznacza to oczywiście, że The Expanse zalicza jakiś znaczący spadek artystyczny. Od takich seriali oczekujemy jednak zawsze więcej, dlatego nieco krytycznie patrzymy na odsłony, które nie działają tak, jak powinny. Podjęty kierunek fabularny da się oczywiście wytłumaczyć zbieraniem sił przed ostateczną konfrontacją. Naomi i Camina spotykają się po długim czasie i wyjaśniają sobie przeszłe niesnaski. Amos dzieli się z Bobby wątpliwościami, a Marco Inaros uzewnętrznia się przed Rosenfeld. Twórcy pokazują stan ducha głównych bohaterów przed finałową walką, co jest zrozumiałe. Podobne zagranie mieliśmy również pod koniec Gry o tron, ale tam sekwencje zrzeszające bohaterów kipiały od emocji. Tutaj jest co najwyżej rzewnie i refleksyjnie. Co więcej, jeden z dłuższych segmentów poświęcony jest członkom załogi Drummer. Żołnierz, który stracił rękę, przechodzi rehabilitację i dostaje zaskakująco dużo czasu ekranowego na rozbudowę wątku osobistego. Powyższe dotyczy również opiekującej się nim lekarki, a przecież obie postacie pełniły do tej pory funkcje trzecioplanowe, a w poprzednich seriach nie odgrywały żadnej roli. Pojawia się więc pytanie, czy w przedsionku wielkiego finału warto marnować cenne minuty ekranowe na bohaterów, którzy w ogólnym rozrachunku nie mają większego znaczenia. Serial dobiega końca, a twórcy kreują nowe postacie, tak jakby miały one trafić na główny plan. Przecież nie ma już na to ani czasu, ani miejsca.
Wydaje się, że na tym etapie opowieści, twórcy powinni bardziej akcentować to, co najważniejsze. Esencją The Expanse zawsze była protomolekuła, która i w bieżących działaniach wojennych odgrywa istotną rolę. Fabuła obchodzi się z nią jednak po macoszemu. Nie zwraca uwagi na przeskok cywilizacyjny, jaki może owa substancja zagwarantować. Technologia obcych, której protomolekuła jest częścią, daje Pasiarzom przewagę na froncie, ale nierozważnie używana może stanowić duże zagrożenie dla korzystających. Holden naświetla swój punkt widzenia Avasarali i to jest jeden z ciekawszych motywów odcinka. Kapitan Rocinante, jak na prawdziwego bohatera przystało, chce ostrzec wrogów przed zagrożeniem, z jakim wiąże się przechodzenie przez pierścienie. Kreuje się nam tu więc pewien dylemat moralny („to jest większe niż wojna”), ale też bardziej złożona koncepcja mówiąca o korzystaniu z mocy, która przerasta nas wielokrotnie. W rękach nieodpowiedzialnych szaleńców, takich jak Marco Inaros, jest ona tym samym, czym broń nuklearna będąca w dyspozycji naszych rodzimych fundamentalistów.
Powyższe koresponduje z dygresyjnymi prologami, w których fabuła staje się coraz bardziej czytelna. Kosmiczne psy posiadające moc uleczania są w jakiś sposób związane z protomolekułą (widać to między innymi po kolorze ich oczu oraz odblasku źrenic wskrzeszonego). Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność – powiedział niegdyś ktoś mądry. Zdolność wskrzeszania w rękach dziecka jest niczym protomolekuła wykorzystywana przez terrorystów. Przesłanie serialu dość ładnie nam się tutaj zazębia. Szkoda tylko, że to już koniec i nie będzie za bardzo miejsca na głębszą eksplorację zagrożeń związanych z protomolekułą.
The Expanse w tytule odcinka zadaje pytanie: dlaczego walczymy? Każdy z bohaterów ma swój motyw i w omawianej odsłonie większość protagonistów obszernie o nim mówi. Najciekawsze jednak jest to, co nie zostało wystarczająco dobrze wytłuszczone. Dlaczego w ogóle ludzkość ze sobą walczy? Wojnę mamy w naturze, a w The Expanse stawka jest najwyższa. Protomolekuła daje szansę skoku cywilizacyjnego, nic więc dziwnego, że poszczególne frakcje toczą boje o to, kto będzie dominował w nowej rzeczywistości. Bieżąca wojna na ustawi rozkład sił i wtedy człowiek będzie w stanie sięgnąć po niemożliwe. To mógł być ważny odcinek dla mitologii serialu. Twórcy woleli jednak poświęcić go motywacjom poszczególnych bohaterów. Warto to też docenić, jednak zabrakło nieco bardziej kompleksowego spojrzenia na toczące się wydarzenia.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat