„The Flash”: sezon 1, odcinek 13 – recenzja
„The Flash” tydzień po tygodniu rozwija główne wątki na tyle, że kolejne odcinki ogląda się z umiarkowanym zainteresowaniem. Tym razem pod lupę wzięto przypadek, który przewijał się od dłuższego czasu - Firestorm.
„The Flash” tydzień po tygodniu rozwija główne wątki na tyle, że kolejne odcinki ogląda się z umiarkowanym zainteresowaniem. Tym razem pod lupę wzięto przypadek, który przewijał się od dłuższego czasu - Firestorm.
Kiedy Robbie Amell dołączył do "The Flash", w amerykańskich mediach żartowano, że to jego kuzyn, Stephen - znany z występów w „Arrow” - załatwił mu robotę. Do tej pory Firestorm na ekranie pojawiał się nadzwyczaj rzadko, ale wiele wskazuje na to, że teraz się to zmieni, a wszystko za sprawą rozwinięcia wątku Ronniego i dra Martina Steina (w którego wciela się Victor Garber). Nawet jeśli w serialu nie zostało to jeszcze bezpośrednio pokazane, to „rozdzielenie” obu postaci wydaje się być więcej niż pewne. Cliffhanger, który kończy epizod, pozwala liczyć na więcej już za tydzień i jestem przekonany, że cała historia zakończy się happy endem, a Ronnie odegra ważną rolę w Team Flash.
W „The Nuclear Man” pierwsze skrzypce gra wątek Firestorma, ale nie należy zapominać o śledztwie, które z pomocą Cisco Ramona prowadzi Joe. Dzięki kilku cudownym naukowym narzędziom i śladom pozostawionym w dawnym mieszkaniu Barry’ego bohaterowie odkrywają coś, co widzowie mogli przeczuwać od dłuższego czasu. „The Flash” wyraźnie idzie w kierunku podróży w czasie i już niebawem powinniśmy zobaczyć Barry’ego Allena ratującego swoją matkę. W końcu „zdjęcia” wyraźnie pokazują dwóch sprinterów, z których jeden to Reverse-Flash (prawdopodobnie Harrison Wells), a drugi to Barry. Pytanie tylko, czy twórcy zdecydują się na tak wielki fabularny przewrót i zmieniając przeszłość, zmienią też przyszłość.
[video-browser playlist="660890" suggest=""]
Niestety najnowszy odcinek „The Flash” cierpi na to, czego ostatnio w serialu nie było wiele – wątki romantyczne. Produkcja stacji CW to wciąż serial młodzieżowy i być może na początku szykowanie się na randkę głównego bohatera było urocze, ale z każdą kolejną sceną wątek ten wypadał coraz gorzej. Mocno pomogła w tym Iris West, której błyskotliwe zdanie: „That’s great. Linda seems great and you’re great, so great!” dosłownie rozwaliło system. Z jednej strony nie dziwię się scenarzystom, bo naprawdę trudno jest pisać dla tak słabej postaci błyskotliwe dialogi. Jednocześnie wydaje się, że Iris za wzór wzięła sobie Laurel z 1. i 2. sezonu „Arrow”. Irytuje tak samo, a może nawet bardziej.
Czytaj również: „The Flash”, „Impersonalni” i „Marvel’s Agent Carter” lepiej niż przed tygodniem – wyniki ogladalności
Osobiście cieszy mnie, że „The Flash” w swoim debiutanckim sezonie ma w sobie więcej ciągłości niż „Arrow”. Główny bohater nie skreśla kolejnych nazwisk ze swojego notatnika, a metaludzie, którzy przewijają się w odcinkach, wprowadzają do serialu całkiem ciekawe historie. Produkcja CW wciąż daje radę też w przypadku efektów specjalnych. Latający po niebie Firestorm prezentuje się świetnie. Widać, że producenci nie oszczędzają na efektach specjalnych - i bardzo dobrze. Oby tylko w kolejnych odcinkach scenarzyści ograniczyli romantyczne wątki do minimum, gdyż w obecnej formie kompletnie osłabiają one odbiór odcinka. Ileż można oglądać zazdrosną Iris?
Poznaj recenzenta
Marcin RączkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat