The Fosters: sezon 4, odcinek 1 – recenzja
Ulubiona tęczowa rodzina Ameryki powraca z kolejnym sezonem. Zaczynają od mocnego wejścia, z bronią w ręku i strachem w oczach młodzieży. Odważna decyzja, biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia w Orlando. Jak widać, stacja Freeform zdecydowała się mimo wszystko wypuścić odcinek o strzelaninie w szkole, kiedy jeszcze w Stanach Zjednoczonych nie cichną echa po masakrze w klubie Pulse. Wyszło im to nadzwyczaj zgrabnie.
Ulubiona tęczowa rodzina Ameryki powraca z kolejnym sezonem. Zaczynają od mocnego wejścia, z bronią w ręku i strachem w oczach młodzieży. Odważna decyzja, biorąc pod uwagę niedawne wydarzenia w Orlando. Jak widać, stacja Freeform zdecydowała się mimo wszystko wypuścić odcinek o strzelaninie w szkole, kiedy jeszcze w Stanach Zjednoczonych nie cichną echa po masakrze w klubie Pulse. Wyszło im to nadzwyczaj zgrabnie.
Pierwsze sceny Potential Energy podnoszą akcję dokładnie w tym samym miejscu, w którym pozostawił ją poprzedni sezon The Fosters. Nick siedzi zdruzgotany w swoim samochodzie, wpatrując się w broń ojca. Podejmuje jedną z najważniejszych decyzji w jego życiu i doskonale wie, że jest ona zła. Jest jednak młodym człowiekiem targanym silnymi emocjami. Nie, nie ma tutaj wytłumaczenia dla jego zachowania, aczkolwiek zostaje pokazana przyczyna sytuacji, w której się znalazł. Po drugiej stronie parkingu natomiast, w pokoju zastępcy dyrektora, witamy zapłakaną Callie i jej matki, dyskutujące na temat niedawno ujawnionej prawdy. Wydawać by się mogło, że to właśnie wyjście na jaw wydarzeń, które miały miejsce tuż przed adopcją Callie, będą główną osią odcinka, jednak scenarzyści sięgnęli po nieco bardziej drastyczne środki.
Motyw strzelaniny w szkole nie jest wcale nowy, choć nad wyraz prawdziwy w amerykańskich realiach. Jest to temat delikatny, który trudno przedstawić w sprawiedliwy sposób. Ponieważ z założenia The Fosters jest serialem rodzinnym, oczekiwania wobec prezentacji tego tematu były dość wysokie, zwłaszcza w kontekście niedawnych wydarzeń w Orlando. Twórcy poradzili sobie zaskakująco dobrze w tej kwestii. Nie śpieszyli się wcale z akcją, stopniowo budując napięcie i pozwalając delektować się nadchodzącymi wydarzeniami. Pokazali, jak powinny wyglądać prawidłowo przeprowadzone działania ewakuacyjne w obliczu takiego zagrożenia. Wyszło wręcz książkowo, co może nieco rozczarować bardziej wymagających krwi widzów. Na szczególną uwagę zasługuje pokazanie roli przyjaciół w prawidłowym sportretowaniu napastnika. Bliźniaki Jesus i Mariana od razu rozpoznali, że z Nickiem dzieje się coś niedobrego, że wygląda nieswojo. Mając dosłownie chwilę kontaktu, potrafili później odpowiednio wnioskować o nim jako o potencjalnym strzelcu. Może i było to zbyt proste, zbyt oczywiste, ale jakże pouczające, zwłaszcza dla młodszych widzów. Był to po prostu jasny przekaz: uważajcie na swoich przyjaciół. I za to właśnie kocha się kino familijne.
Jak widać, The Fosters wcale nie ma zamiaru poprzestać na typowych dla nastolatków dramatach sercowych. W dalszym ciągu brnie w problemy współczesnego społeczeństwa oraz w tematykę pieczy zastępczej, zwinnie balansując pomiędzy tym, co prawidłowe i legalne, a tym, co właściwie może przeżywać młodzież uwikłana w system. Potential Energy prezentuje dobry powrót serialu do ramówki, silnie akcentując swoją pozycję. Odpowiednie wyważenie części dramatycznej i ciepła rodzinnego daje typową dla The Fosters atmosferę, którą znamy z poprzednich serii. Mimo że akcja rusza od razu z wyższego biegu, wcale nie zapowiada się, żeby miała szybko opaść. O ile strzelanina w Anchor Beach Charter School zajęła cały pierwszy odcinek, nie pozwalając oderwać wzroku ani na sekundę, o tyle w kolejnym można się spodziewać kontynuacji tematu, tym bardziej że Nicka nie udało się złapać. Odcinek zostawia nas ze świadomością, że jest on w domu rodziny Adams-Foster i czeka na Marianę.
Dało się odczuć, że czegoś temu odcinkowi brakowało, jakby był niepełny lub nie do końca wykorzystano potencjał, jaki niósł za sobą scenariusz. Można było pokusić się o nieco mroczniejsze zaakcentowanie stanu psychicznego nastolatka sięgającego po broń; przedstawić większy chaos, który towarzyszy atakowi paniki; dorzuć odrobinę więcej dramaturgii. Choć z drugiej strony - może to i lepiej, że obyło się bez ofiar. Można to traktować jako nadzieję na szczęśliwe zakończenie zarówno w telewizji, jak i prawdziwym życiu. Całość jednak prezentuje się dość interesująco, zostawiając widzów z lekkim poczuciem niepokoju o przyszłość bohaterów. Sprawa jeszcze nie została całkowicie zakończona, a jej rozwiązania można spodziewać się w następnym odcinku.
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat