The Gifted: Naznaczeni: sezon 1, odcinek 11 – recenzja
Odcinek zmienia trochę oblicze serialu The Gifted, wprowadzając nowe elementy układanki, które mogą rozruszać tę produkcję.
Odcinek zmienia trochę oblicze serialu The Gifted, wprowadzając nowe elementy układanki, które mogą rozruszać tę produkcję.
The Gifted to serial z wieloma problemami na poziomie fundamentalnym. Organizacja mutantów działa po omacku bez żadnego celu i planu, a rząd to gatunkowy stereotyp, który nie oferuje nic ponadto. Problemem jest to, że mutanci obdarzeni mocami nie stają do walki z ludźmi, którzy mają "tylko" karabiny i małe robociki. Przecież w komiksach rząd wygrał, bo miał olbrzymie roboty obdarzone dużą mocą. A tutaj tego nie ma, więc na tym poziomie stanowi to problem, bo twórcy nie są w stanie nakreślić wiarygodności opowiadanej historii. A ta ciągle oferuje to samo, bo bohaterowie nadal nie wiedzą, co i jak chcą robić, gadają ciągle o tym samym i szukają rozwiązania w sposób chaotyczny i nieprzemyślany.
Wprowadzone trojaczki będące telepatkami okazują się czymś, co w końcu coś zmienia w tym serialu. Nareszcie mamy mutantkę, która wie, czego chce, osiąga swoje cele i nie boi się walczyć. Nie ma tutaj pacyfistycznej mentalności bohaterów tej historii. Dlatego też pozytywnym zaskoczeniem jest wprowadzenie w tym miejscu komiksowego klubu Hellfire. To nie tylko polepsza jakość historii, a daje poczucie, że może nareszcie oferować coś więcej niż tylko sztampę bez ładu i składu. Wprowadzenie tak potężnego gracza dodaje historii kolorytu i pokazuje organizację, która może zmienić rozkład sił.
Po stronie rządu dostajemy odznaczanie z listy oczekiwanych rozwiązań. Agent oczywiście stracił cały swój zapał i w sposób mało przekonujący akceptuje te najgorsze rozwiązania. To stanowi problem odcinka, gdy czarne charaktery są nakreślone tak grubą kreską. Zbyt dużo banału, uproszczeń i braku dobrych motywacji. Nie jestem w stanie uwierzyć, że agent godzi się na torturowanie i zamęczanie mutantów w imię córki i zmarłego kumpla. Przekroczenie granicy jest w tym miejscu za mocne, a to odbija się na jakości.
Najgorzej jest u Struckerów, których zachowanie, podejmowane decyzje czy dialogi stają się kolejnych odgrzewaniem gatunkowych schematów. I to takim kiepskiej jakości, który nie pozwala czerpać satysfakcji, gdy kolejne etapy wątku zaczynają irytować. Rodzice to chodzące stereotypy podane w mało strawnej formie, a dojrzewanie i przemiana nastolatków jest sprzedana w sposób zbyt siermiężny i mało przekonujący, aby to zaakceptować. Szczególnie chłopak swoim zachowaniem po prostu irytuje. Nie udaje się stworzyć tutaj bohaterów mających w sobie coś, co mogłoby zainteresować. Zamiast klisz i sztamp, naprawdę prostota zbudowałaby lepsze postacie.
The Gifted ogląda się poprawnie, ale nie mogę obyć się wrażeniu, że potencjał jest cały czas marnowany. Wszystko jest takie sztampowe do granic możliwości, a przy tym jakość cierpi, bo brak w tym emocji, drugiego dna, jakiego oczekujemy po świecie X-Menów i wiarygodności w życiu bohaterów. Ci dalej błądzą po omacku, że aż nie wiem, jakim cudem X-Meni wybrali ich na opiekunów mutantów (o tym jest mowa w odcinku). Na tym poziomie przeciętność jest zbyt mocna, by ten serial stanowił rozrywkę spełniającą swój potencjał.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat