The Gifted: Naznaczeni: sezon 2, odcinek 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 3 października 2017The Gifted: Naznaczeni powraca z 2. sezonem na ekrany. Niestety, ale nie oferuje poprawy jakości, a wręcz wszystko nadal jest utrzymane w takim samym mdłym tonie absurdu.
The Gifted: Naznaczeni powraca z 2. sezonem na ekrany. Niestety, ale nie oferuje poprawy jakości, a wręcz wszystko nadal jest utrzymane w takim samym mdłym tonie absurdu.
The Gifted proponuje widzom przeskok w czasie o kilka miesięcy, więc obserwujemy dalsze losy bohaterów po tym, co wydarzyło się w finale pierwszego sezonu. Niestety, ale szybko się okazuje, że twórcy nie mają na ten serial ciekawego pomysłu. Znów jest to błąkanie się po omacku, pomaganie ciemiężonym mutantom i w sumie tyle. Temu serialowi brakuje ciekawej i angażującego historii, która napędzałaby zainteresowanie. Premiera 2. sezonu stara się sygnalizować cel fabuły, ale robi to ślamazarnie i strasznie przewidywalnie. Szybko się bowiem okazuje, że Lorna i Andy nie czują się bezpiecznie u złych mutantów. Twórcy już teraz dają nam łopatologicznie do zrozumienia, że to, co miało być jakąś świeżością w tej serii, jest aż za bardzo tymczasowe. W takim wypadku trudno przyjąć opowieść z satysfakcją, gdy wykorzystane zabiegi są tak nieumiejętnie prowadzone.
Do tego mam problem ze Struckerami. A głównie z absurdalną decyzją scenarzysty, by pokazać ich jako jeszcze większych głupców niż w poprzedniej serii. Jak inaczej nazwać fakt, że Caitlin w totalnie bezsensowny sposób mówi o porwaniu Andy'ego i chce go odzyskać? Wszyscy widzieliśmy finał. Nikt go nie pojmał, bo poszedł z własnej woli, więc wprowadzanie tak dziwnego zabiegu, jedynie pogłębia problemy tego serialu. Przez to też wątek Struckerów traci na swojej wiarygodności, a emocje w nim nie są obecne. Tego typu nieprzemyślane wątki sprawiają, że trudno to wszystko traktować serio. W tym miejscu to jedynie tajemnica związana z Reedem jest w stanie zaintrygować.
Jedyną rzeczą, która solidnie działa to cała kwestia ciąży Lorny. Jakoś nigdy nie poruszano motywu narodzin dziecka przez osobę z mocami, więc pokazanie tego w tak efekciarski sposób ma sens i nadaje temu wszystkiemu jakichś emocji. Co prawda, wszystko rozwija się zgodnie z oczekiwaniami i w żadnym momencie nikt nie próbuje zaskoczyć. Nawet scena z tym, jak Polaris ma wizję przyszłości ze swoją córką, jest zagraniem tanim i oczywistym. To wszystko jest jednocześnie pokazem braku kreatywności twórców The Gifted, bo nawet efekciarskość porodu, sama w sobie wydaje się trochę kiczowata i przykrywa fabularne słabości.
A to wszystko realizacyjnie wygląda coraz taniej. Twórcy w pierwszym sezonie nie raczyli nas wieloma scenami z mocami, ale jakoś to trzymało poziom. A teraz? Mamy kilka sekwencji, które wychodzą przeciętnie, a czasem po prostu kiczowato (scena w sali konferencyjnej). Kiepsko też wychodzi kontakt z hakerem zwanym Wire, przygotowanie starcia wypada nudno i szybko dostajemy ograną fabularną kliszę. Wszystko wydaje się przekombinowane po to, by w dość sztuczny sposób narazić Caitlin na szwank. Trudno przyjąć to wszystko z aprobatą czy przymknięciem okiem, gdy wyraźnie widać, że nikt nie wyciągnął wniosków z błędów poprzedniej serii.
The Gifted zaczyna się odcinkiem co najwyżej przeciętnym. Utwierdza on w przekonaniu, że nieprzypadkowo serial popsuł się w drugiej połowie pierwszej serii. Brakuje w tym po prostu ciekawej historii i pomysłu, by niosło to z sobą coś więcej niż pustkę i obojętność.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat