„The Last Ship”: sezon 2, odcinek 4 – recenzja
Po trzech mimo wszystko przeciętnych odcinkach "The Last Ship" nabiera wiatru w żagle i dostarcza rozrywki, jakiej po tym serialu oczekujemy.
Po trzech mimo wszystko przeciętnych odcinkach "The Last Ship" nabiera wiatru w żagle i dostarcza rozrywki, jakiej po tym serialu oczekujemy.
Pierwsze odcinki 2. sezonu "The Last Ship" były raczej spokojne i dalekie od tego, do czego serial przyzwyczaił w poprzedniej serii. To zmienia się w "Solace" - bohaterowie wypływają w morze i znów możemy obserwować załogę w akcji. Misja ratunkowa to doskonały pomysł na dynamiczną fabułę odcinka, który został wykorzystany lepiej, niż można było oczekiwać. Była obawa, że wszystko zostanie oparte na jakimś ogranym schemacie, ale tak się nie stało, a widzowie dostali sporo niezłej akcji.
Odcinek przedstawia widzom dwie nowe postacie żołnierzy dołączających do załogi statku. Mamy więc piękną twardą kobietę, która od razu wpada w oko jednemu marynarzowi, nieudolnie próbującemu się jej przypodobać. Dalej w tej kwestii jest przewidywalnie i banalnie. Raczej każdy mógł przewidzieć, że rzuci się jej na ratunek przy pierwszej lepszej okazji. Lepsze wrażenie z nowych robi Wolf, grany przez mistrza sztuk walki i kaskadera Brena Fostera. I ten serial pokazuje, że jak już zatrudnia się kogoś takiego, trzeba wykorzystać jego nieprzeciętne umiejętności. Sceny będące pokazówką Wolfa są efektowne i nieźle nakręcone. Oby w kolejnych odcinkach dalej wykorzystywano należycie tego twardziela. Plus obu nowych postaci jest taki, że w odróżnieniu od wielu nijakich bohaterów trzecioplanowych tego serialu one są w miarę wyraziste.
W wątku misji ratunkowej dowiadujemy się, że gdzieś pływa statek szpitalny. Wówczas jednak momentalnie musimy zdać sobie sprawę, że to nie może się udać, bo w końcu tytuł serialu brzmi "Ostatni statek". I tak też obserwujemy kilka scen potwierdzających tę tezę. Na razie nie zapowiada się na to, by ten okręt był przydatny.
[video-browser playlist="724183" suggest=""]
Najnowszy odcinek "The Last Ship" może się podobać także dzięki pokazaniu zachowania żołnierzy, procedur i wykorzystywania sprzętu. Wiemy, że wojsko Stanów Zjednoczonych współpracuje przy serialu, udostępniając sprzęt i zapewniając pomoc merytoryczną, więc możemy założyć, że większość tego typu elementów jest w miarę rzeczywista. Może się podobać motyw z użyciem wielkiego działa okrętu bohaterów do zabicia jednego terrorysty. "The Last Ship" w takich scenach robi się krwawy.
Pozytywnym zaskoczeniem jest powiązanie wydarzeń bieżącego odcinka z nowym dużym wątkiem sezonu. W poprzednim epizodzie nie podobali mi się fanatycy religijni, bo trąciło to banalnym i sztampowym rozwiązaniem. Teraz okazuje się to ciekawsze i bardziej przemyślane. Najemnicy z łodzią podwodną mogą gwarantować ciekawą konfrontację w kolejnych odcinkach. Na razie jest nieźle.
Czytaj również: „The 100″ – informacje o 3. sezonie z Comic-Con
"The Last Ship" zapewnia świetną rozrywkę w 4. odcinku. Sporo strzelania, szybkie tempo i akcja to coś, czego oczekujemy po tym serialu. Oby tak dalej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat