The Mandalorian: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
The Mandalorian nadal daje kawał świetnej rozrywki, mieszając Gwiezdne Wojny z westernem. Tym razem bardziej dosłownie niż przedtem.
The Mandalorian nadal daje kawał świetnej rozrywki, mieszając Gwiezdne Wojny z westernem. Tym razem bardziej dosłownie niż przedtem.
The Mandalorian wysyła bohatera w towarzystwie malca na odosobnioną planetę, gdzie chce się on ukryć na jakiś czas. Wiemy, że zamieszanie, jakie spowodowali Mandalorianie, najpewniej odbije się szerokim echem w Zewnętrznych Rubieżach i bohater może mieć przez to problemy. To zaledwie punkt wyjścia do odcinka, który jeszcze bardzie wpisuje się w stylistykę westernu niż poprzednie, bo dostajemy tak naprawdę gwiezdnowojenną wariację Siedmiu wspaniałych.
Jon Favreau jako twórca i scenarzysta pełnymi garściami czerpie z westernu, bawiąc się formą i budując rozrywkę, która jest oszczędna w samej fabule (główny wątek nadal w tle, drobne sugestie tu i tam), ale bardziej skupia się na tu i teraz. Na bieżącej sytuacji, z którą Mandalorianin musi się mierzyć. W tym przypadku cieszy fakt, że robiąc z niego bohatera uciśnionych, nie zatracają charakteru łowcy nagród. Wykorzystuje on sytuację, by zaszyć się w ustronnym miejscu, zarobić, a tak naprawdę przy okazji pomóc mieszkańcom. Tak jak wspomniani wspaniali z kultowego westernu Mandalorianin musi stawić czoło zbójom, rabującym biednych wieśniaków. Dzięki temu dostajemy odcinek, który daje kapitalną rozrywkę, świeżość, a zarazem oparcie na czymś niezwykle znanym. To taki pokaz, jak kompletnie różne historie o całkowicie innym klimacie można opowiadać w świecie Gwiezdnych Wojen.
Czuć bowiem, że 4. odcinek The Mandalorian, reżyserowany przez uznaną aktorkę Bryce Dallas Howard, oferuje widzom kompletnie inny klimat niż poprzednie odcinki. Nowa planeta jest zielna, bardziej żywa i takie też są kolory. Nawet gdy dochodzi do walki ze zbójami, to automatycznie skojarzenie z Siedmioma wspaniałymi działa na korzyść, bo wymieszanie tego ze światem Gwiezdnych Wojen daje potrawę smaczną, świeżą, a nie odgrzewaną. To własnie jest klucz do sukcesu tego odcinka, który proponuje cały czas coś nowego w Star Wars, jednocześnie nie zapominając, że to Gwiezdne Wojny i pozwalając temu światu żyć.
Baby Yoda skradł ten odcinek jeszcze bardziej niż poprzednie. Prawdopodobnie to dzięki niemu można śmiało dać lepszą ocenę, bo jest tak istotną wartością dodaną. Mały bohater pokazuje swój buntowniczy charakter (scena na statku, w której pomimo próśb Mandalorianina śmiało idzie z nim na przygodę), ale też uroczą ciekawość i otwartość. Scena w barze, zabawy z innymi dziećmi, polowanie na ropuchę czy ten zabawny moment, gdy Cara Dune i Mandalorianin walczą, a maluch patrzy i siorbię zupkę. To są bardzo proste, wręcz można by powiedzieć - banalne rozwiązania, które przy wprawnym użyciu dają nadzwyczajnie udany efekt. Zabawny, ciepły i uroczy.
Cieszy fakt, że zatrudniając Ginę Carano do roli Cary Dune, twórcy wykorzystuje jej umiejętności, bo bohaterka często walczy wręcz i rzuca przeciwnikami. Była żołnierz Rebelii nie ma zbyt rozbudowanego charakteru czy historii (dostajemy podstawowe informacje), ale w tej fabule odcinka to się sprawdza. W akcji natomiast Cara staje się efektowna i daje widzom wiele dobrego, aczkolwiek chciałoby się, aby twórcy poświęcili trochę więcej czasu na przedstawienie tych postaci, bo choć tutaj to wychodzi i buduje się nić sympatii, nie zawsze może to się sprawdzić przy takim podejściu. Plusem natomiast jest poświęcenie więcej czasu tytułowemu bohaterowi, o którym w końcu dowiadujemy się więcej. O tym, kiedy zdejmuje hełm (w tym odcinku go zdjął w samotności na chwilę!), dlaczego jego mandaloriańskie zwyczaje są dla niego tak ważne i jak w tym wszystkim można zacząć dostrzegać coraz więcej pierwiastka ludzkiego. Ten odcinek zdecydowanie pomógł w delikatnym rozwoju postaci.
Gdy przychodzi do akcji ze zbójami, Mandalorianin znów zachwyca realizacją, rozmachem i dopracowaniem efektów specjalnych. Świetnym wyborem okazało się osadzenie akcji nocą, bo przy wykorzystaniu przez bandytów imperialnego AT-ST, tworzyło to ciekawy klimat grozy. Zwłaszcza te czerwone oczy maszyny, niczym jakiegoś krwiożerczego monstrum. Efektownie i satysfakcjonująco, aczkolwiek - co teoretycznie w Gwiezdnych Wojnach jest standardem - bicie postaci w twardy hełm zawsze wydaje się kuriozalne. Tak czy inaczej - ta warstwa The Mandalorian ma przygodę, kinowy poziom realizacji i dobre rozłożenie akcentów, dających rozrywkę, od której trudno się oderwać.
The Mandalorian wydaje się być bardzo specyficznym serialem. Mimo dłuższego czasu trwania od poprzednich odcinków, nadal są to minuty intensywne, emocjonujące i efektowne. To Gwiezdne Wojny, które choć nie skupiają się na fabule i rozwoju historii w standardowy sposób dla świata seriali, dają wiele dobrej rozrywki i świeżości, jakiej widzowie oczekują.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat