„The Order: 1886”: Niespełnione nadzieje – recenzja
Data premiery w Polsce: 20 lutego 2015"The Order: 1886" miał być kolejnym wielkim tytułem Sony, który pociągnie sprzedaż konsoli PlayStation 4. Co do tego drugiego jestem pewny, natomiast "wielkość" gry ogranicza się do 6 godzin z okładem - i to w sporej dawce "interaktywnego filmu".
"The Order: 1886" miał być kolejnym wielkim tytułem Sony, który pociągnie sprzedaż konsoli PlayStation 4. Co do tego drugiego jestem pewny, natomiast "wielkość" gry ogranicza się do 6 godzin z okładem - i to w sporej dawce "interaktywnego filmu".
"The Order: 1886" rozpoczyna się jak dobry film akcji i jak dobry film akcji należy tę grę traktować. Filmowość produkcji studia Ready At Dawn to jej największa wada i zrozumiałe jest oburzenie graczy. 250 zł za kilkugodzinną zabawę z tytułem, który w blisko połowie składa się z przerywników animowanych? Coś chyba jest tu nie tak. Niestety taki właśnie jest "The Order: 1886".
Grę zaczynamy – a jakże – filmowo. Jegomość w celi (domyślamy się, że to główny bohater gry) szybko uwalnia się z okowów zniewolenia i rusza na krucjatę. Krucjatę, zdawać by się mogło po pierwszych zapowiedziach gry, przeciwko Lykanom, mieszańcom, wilkołakom, którzy wyrastają na pierwszoplanowych przeciwników Zakonu. Rewelacje te gra weryfikuje bardzo szybko, przedstawiając graczom zupełnie inne zagrożenie. Na prawdziwą walkę z mieszańcami przyjdzie Wam poczekać mniej więcej do połowy fabuły.
[video-browser playlist="664219" suggest=""]
Pierwsza wielka gra studia Ready At Dawn rozczarowuje. Produkcja, która urosła przed premierą przynajmniej do rangi największego tytułu na konsolę PlayStation 4, nie wytrzymała napięcia i zwyczajnie pękła. Mimo oprawy graficznej i całkiem interesującej, nastrojowej nuty gra nie potrafi się obronić przed średnio umiarkowaną oceną. "The Order: 1886" dotknięty został downgrade'em graficznym, co do tego nie ma żadnych wątpliwości, ale ku mojemu zaskoczeniu jest nadal bardzo ładny. Chciałoby się, żeby gra wyglądała jak na materiałach z prezentacji – byłby to prawdziwy graficzny killer, a tak mamy do czynienia z "tylko" bardzo dobrą grafiką. Szkoda, bo przynajmniej to mogło wyróżniać tę grę na tle innych, ale znika ona w gąszczu innych średniaków, o których zapomina się zaraz po ich przejściu.
Z technicznego punktu widzenia "The Order: 1886" wygląda prawidłowo. Butelki się turlają, kiedy je potrącimy, oraz tłuką się pod ogniem z karabinów maszynowych, a papiery walają się tu i ówdzie. Pod względem dbałości o naturalność otaczającego świata grze nie można wiele zarzucić. Co ma się niszczyć – ulega destrukcji. Co ma stać – stoi. Ale są potknięcia, których wybaczyć nie mogę. Dlaczego Galahad nie odbija się w lustrze i szybach? Wampirem raczej nie jest (chyba że twórcy szykują nam jakąś niespodziankę w kontynuacji). Troszkę to komicznie wygląda, kiedy idziemy z lampą naftową przez pomieszczenie, a w szybie/lustrze nie widzimy, kto niesie źródło światła.
Takich błędów, które może nie są szczególnie uciążliwe, ale wpływają na odbiór gry, jest więcej. Tyczy się to głównie sztucznej inteligencji naszych kompanów i samych przeciwników. Prują oni ze wszystkiego, co mają pod ręką, a i tak koniec końców to na barkach gracza spoczywa wybicie wszystkiego, co stoi na drodze, aby popchnąć fabułę do przodu. "The Order: 1886" ma także problem z zainteresowaniem wrogów pozostałymi członkami Zakonu i towarzyszami broni. Cóż z tego, że momentami w drużynie gracza jest nawet czterech Rycerzy, skoro przeciwnicy nie zwracają na nich uwagi i skupiają się wyłącznie na Galahadzie – czyli postaci, którą kieruje gracz.
[video-browser playlist="664231" suggest=""]
Konstrukcja "The Order: 1886" jest sztampowa. Cała gra zbudowana jest na zasadzie wąskich korytarzy i killroomów, po których oczyszczeniu znów czeka nas kolejne "wąskie gardło" lub przerywnik, nierzadko będący opisany jako kolejny rozdział. Tym sposobem z grywanych 16 poziomów robi się ile? 11, 12 w najlepszym wypadku.
Rozgrywka w produkcji amerykańskiego studia została spłycona do chowania się za przeszkodami i prucia ołowiem we wszystko, co w zasięgu wzroku. Aczkolwiek i tu zdarzają się zgrzyty, bo nie każda broń ma wystarczający zasięg, za to nasz cel zawsze posiada oręż, który nas dosięgnie, chociaż może być to broń identyczna. Na różnorodność arsenału w grze nie będziemy narzekać, na brak amunicji także. Każdy poległy pozostawia po sobie kilka sztuk amunicji, a gdzieniegdzie znajdują się skrzyneczki, dzięki którym uzupełnimy jej brak. Galahad posiada także kilka gadżetów zaprojektowanych przez samego Nikolę Teslę, ale z nimi jest podobnie jak z samą grą - widać potencjał, ale pozostaje wrażenie, że nie został on wykorzystany w pełni.
[video-browser playlist="664237" suggest=""]
"The Order: 1886" stara się udawać produkcję z najwyższej półki, ale wychodzi mu to mizernie. Krótka, mało interesującą opowieść próbująca uchodzić za klon xboxowej serii "Gears of War" nie oferuje niczego, co spowodowałoby, że gracz by do niej wrócił. Czułbym się wewnętrznie źle, gdybym miał ją komuś polecić w tej cenie, w jakiej na premierę można było ją kupić w sklepach. Wielka produkcja Ready At Dawn to wielki zawód dla całej branży. Po przehype'owanym "Destiny" liczyłem, że już nic mnie tak nie zaskoczy. Sony zdołało jednak przebić grę ekipy Bungie, czego tym bardziej powinno się wstydzić, ponieważ "The Order: 1886" to tytuł na wyłączność PlayStation 4, a od takich gier wymaga się wysokiego poziomu, do którego ten tytuł niestety nawet się nie zbliża.
PLUSY:
+ bardzo ładna grafika,
+ przyjemna i klimatyczna muzyka,
+ ciekawy świat.
MINUSY:
- rozgrywka zbudowana na schemacie "wąskiego gardła" i killroomów,
- mało gry w grze,
- mało interesująca i przewidywalna historia,
- przeładowana elementami QTE,
- szwankująca sztuczna inteligencja kompanów i przeciwników, którzy atakują tylko bohatera,
- zbyt krótka,
- rozczarowujące zakończenie i finałowy boss,
- gra na jeden raz.
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat