The Originals: sezon 3, odcinek 4 i 5 – recenzja
The Originals trzyma fantastyczny poziom w tym sezonie, pokazując, że nie trzeba opierać się na dość sztampowych motywach jak w poprzedniej serii.
The Originals trzyma fantastyczny poziom w tym sezonie, pokazując, że nie trzeba opierać się na dość sztampowych motywach jak w poprzedniej serii.
Trzeci sezon The Originals ma ładnie rozbudowaną, przemyślaną i nie tak konwencjonalną intrygę, jakby mogło się to wydawać. Dwa najnowsze odcinki tak naprawdę dolewają oliwy do ognia, wyraźniej zaznaczając graczy na polu bitwy. Najlepsze jest to, że trudno stwierdzić, kto tu naprawdę jest wrogiem, a kto przyjacielem, bo twórcy w swoim stylu szybko serwują zwroty akcji i zdrady. To jest już cechą charakterystyczną The Originals - zawsze, gdy myślimy, że intryga jest już wystarczająca zagmatwana, coś musi się wydarzyć, by ją bardziej skomplikować.
Wydarzenia związane z Trystanem i jego organizacją z czwartego odcinka pokazują, jak w sposób prosty i skuteczny można rozwijać fabułę, tworząc jednocześnie coś intrygującego. Proces inicjacji Marcela w końcu pozwala wyrwać tę postać z ram nudy. Do tej pory Marcel nie miał nic do roboty w tym sezonie; stał się mdłym cieniem samego siebie. Cały ten wątek to próba uratowania bohatera i nadania jego roli większego znaczenia. Najnowsze odcinki pokazują, że można to osiągnąć, a wprowadzenie dodatkowo konfliktu z Elijahem jedynie dodaje smaku.
W końcu w The Originals retrospekcje mają sens i stanowią idealne uzupełnienie fabuły. Wprowadzono taki sam motyw jak w serialu Arrow, ale tutaj twórcy mają świetny pomysł i dobrze go egzekwują. Ciągłość retrospekcji pokazuje początki rodziny Mikaelsonów w roli wampirów, a konsekwencje ich decyzji z tamtego okresu widać w teraźniejszości. Nie brak tutaj klimatu, ciekawych rozwiązań oraz kluczowych elementów fabuły (jak na przykład motyw z Aurorą i Elijahem). Wygląda na to, że retrospekcje nie tylko zapewniają świetną rozrywkę, ale też mają znaczenie dla fabuły. Naprawdę można jedynie chwalić twórców za te sceny.
Wprowadzenie Aurory jest motywem ciekawszym, niż sądziłem, bo widzimy, że mamy do czynienia z kobiecą postacią, jakiej w tym serialu jeszcze nie było. Chyba można powiedzieć, że jest to prawdziwa psychopatka ukrywająca się pod obsesją na punkcie Klausa. Wierzę w wyjaśnienia, że Elijah zmusił ją do złamania serca, ale nawet przez chwilę nie uwierzę, że Aurora nadal go kocha. To nie The Vampire Diaries - tutaj każdy bohater ma tuzin ukrytych planów i celów. Ciekawi też, czy pojawienie się Aurory w końcu doprowadzi do powrotu Rebeki. Brakuje trochę tej postaci, ale pod jej nieobecność Freya jest praktycznie pomijana. Szkoda.
Na razie dziwnym i wywołującym mieszane odczucia jest wątek Cami i detektywa. Z jednej strony wprowadza trochę normalności w świat wampirów, z drugiej jakoś nic specjalnego w tym nie ma. Policjant jest stereotypowy aż do bólu, a wszystko, co robi, to jeden wielki schemat gatunkowy. Nic ciekawego.
The Originals buduje historię w tym sezonie w taki sposób, że z niecierpliwością czeka się na jej rozwój i kolejny odcinek. Jakość rośnie wraz z uciechą usatysfakcjonowanego widza.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat