The Originals w finałowym sezonie prezentuje historię nie tak jednoznaczną, jakbym tego oczekiwał. Wszystko jest na razie kształtowane w taki sposób, że nie ma określonego czarnego charakteru, z którym Mikaelsonowie mogliby się zmierzyć. To sprawia dość specyficzne wrażenie, odróżniające ten sezon od poprzednich - szczególnie że 2. odcinek sugeruje, że to właśnie Hope może przeobrazić się w czarny charakter, który dokona apokaliptycznej destrukcji. Jest ku temu sugestia w rozmowie Vincenta z wróżką, która może to zapowiadać. Potwierdzeniem może być fakt, że to Hope odpowiada za zniknięcie Hayley, ale jednocześnie mamy niespodziankę w postaci powieszenia jej przyjaciela i zniknięcia ciała jej matki. Może więc jest coś więcej na rzeczy? Nadal mam problem z Hope, która w wersji nastoletniej nie jest tak ciekawą postacią, jak jej młodsze wcielenie z 4. sezonu. Brak jej charyzmy, która jest cechą charakterystyczną każdej osoby w rodzinie Mikaelsonów. Jest to postać zwyczajna, mdła i po prostu nudna. Nie ma pazura, którego moglibyśmy oczekiwać po tej bohaterce. Nie przyciąga, nie ma w sobie jakiegoś ekranowego magnetyzmu, który nadawałby jej charakteru. Wydaje się, że problemem jest po prostu chybiony casting, który nie współgra z tym, co widzieliśmy w poprzedniej serii, oraz z resztą rodziny. Tak naprawdę to 3. odcinek pokazuje, że 5. sezon wznosi się na wyżyny jakości tego serialu. Pełne skupienie na Elijahu po tym, jak Marcel wymazał mu pamięć, to świetna decyzja. Dostajemy coś, co jest niezwykle potrzebne w tej produkcji. Historia ostatecznej przemiany tego bohatera w kogoś, kto nie jest niewolnikiem ratowania Klausa, ale chce osiągnąć swoje szczęście, jest solidnym pomysłem. Dlatego jego podróż i ewolucja w tym odcinku wypada tak dobrze. Każdy etap zrozumienia, rozwoju i ostatecznego starcia z Klausem daje satysfakcję i oferuje duże emocje. Dobrym dodatkiem do serialu okazuje się Jaime Murray w roli Antoinette. Jej historia miłosna z Elijahem wydaje się prosta, wręcz banalna, ale dzięki charyzmie i chemii aktorów, ogląda się to kapitalnie. Można uwierzyć w rodzące się uczucie, lęki i niepokoje. Działa to w sposób zaskakujący, bo jednak ten świat wampirów nie zwykł przedstawiać ciekawie wątków romantycznych. A sama Murray tworzy bohaterkę interesującą, tajemniczą i taką, którą chce się poznać. Liczę na ciekawy rozwój w kolejnych odcinkach. Oby tylko nie okazało się, że to ona jest czarnym charakterem, bo jednak skoro serial ma być zakończony, Elijah zasługuje na happy end bardziej niż ktokolwiek inny. The Originals trzyma swój równy, solidny poziom, proponując rozrywkę na oczekiwanym poziomie. Są słabsze momenty, jak cały wątek Freiy, ale całość nadal potrafi być satysfakcjonującą przygodą.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj