The Walking Dead – 02×05
Akcja nadal rozgrywa się na farmie, ale możemy powiedzieć, że w końcu coś lekko drgnęło. Odcinek głównie skupiał się na Darylu i jego samotnych poszukiwaniach.
Akcja nadal rozgrywa się na farmie, ale możemy powiedzieć, że w końcu coś lekko drgnęło. Odcinek głównie skupiał się na Darylu i jego samotnych poszukiwaniach.
The Walking Dead w drugim sezonie bardzo stracił na jakości w porównaniu do świetnej pierwszej serii. Wciąż brak emocji, a sceny dramatyczne bardziej śmieszą niż ciekawią. Nadal narzekamy na brak zombie i bardzo niemrawy rozwój fabuły.
[image-browser playlist="606796" suggest=""]
Najciekawszym elementem odcinka była wyprawa Daryla. Jego postać zawsze wzbudzała u mnie sympatię i był jednym z ciekawszych bohaterów serialu. Dlatego też skupienie się na wątku jego osoby nie nudziło tak, jak gdybyśmy ponownie mieli wysłuchiwać żalów Ricka i jego małżonki. Daryl miał pecha, koń zrzucił go z górki i chłopak poobijał się trochę. Dostał gorączki i zaczął mieć halucynacje w postaci swojego brata, którego pamiętamy z pierwszego sezonu. Poza zmotywowaniem go do tego, by się nie poddawał i ruszył z miejsca, zwrócił mu uwagę na jedną rzecz - że jest teraz sługusem Ricka i spółki. Ciekawi, czy w kolejnych odcinkach zachowanie Daryla w stosunku do grupy zmieni się, czy pozostaną to tylko majaki rannego człowieka, o których zapomnimy tak szybko, jak o pojawiających się czasami zombie. Skoro już mowa o Szwendaczach, to próbowali zjeść Daryla, ale ten niczym Rambo uporał się z nimi. Tutaj razi w oczy niski budżet serialu - kiedy zombiak czymkolwiek obrywa po twarzy, wygląda to strasznie sztucznie. W scenie, gdy Daryl uciął im uszy i zrobił sobie z nich naszyjnik, skojarzyło mi się z filmem "Wichry namiętności", w którym to Brad Pitt robił naszyjnik ze skalpów zabitych Niemców. Minusem było wyjęcie przez Daryla strzały, na którą się nadział. Normalnie się tego nie robi, gdyż wykrwawił by się na śmierć, a nie doszedł żywy do farmy. Było to głupie i mało wiarygodne. Późniejsze postrzelenie go przez Andreę także dodało odcinkowi lekkiego urozmaicenia, które wybija The Walking Dead ze stagnacji.
Pozostała część odcinka była w większości nudna. Hershell zaczyna wzbudzać podejrzenia. Jego zachowanie wobec gości i wyraźne podkreślenie, że jak Carl wyzdrowieje mają sobie pójść, zaczyna mnie zastanawiać. Najwyraźniej coś ukrywa. Zdziwił mnie fakt, że nagle w tym odcinku pojawiają się wcześniej nie widziani mieszkańcy farmy - miałem wrażenie, że mieszka tam kilka osób, a nagle robi się ich coraz więcej.
[image-browser playlist="606797" suggest=""]
Na koniec nudny, przewidywalny romans Glenna z córką Hershela. Pamiętam, że gdy Glenn tylko ją poznał, producenci od razu łopatologicznie nam zasugerowali, że coś jest na rzeczy. Cały wątek prowadzony w taki właśnie sposób.
Dopiero końcówka odcinka powróciła do formy serialu, której oczekuję. Zaskoczenie, zwrot akcji, wielkie "o co chodzi?", które ciśnie się na usta po odkryciu tajemnicy stodoły Hershela. Zaczynamy zastanawiać się, po co i dlaczego on to robi?
Kolejny przeciętny odcinek, który rozczarowuje, ale samą końcówką daje nadzieje na poprawę. Oby szybko to nastąpiło, gdyż stacja marnuje potencjał produkcji.
Ocena: 5/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat