The Walking Dead – 02×13
Drugi sezon The Walking Dead można porównać do dr. Jekylla i pana Hyde'a. Pierwsza połowa nudna, statyczna, pozbawiona emocji i rozwoju historii. Druga natomiast to niesamowite napięcie, dynamiczny rozwój fabuły, niespodzianki i fantastyczne emocje do ostatniej minuty finału.
Drugi sezon The Walking Dead można porównać do dr. Jekylla i pana Hyde'a. Pierwsza połowa nudna, statyczna, pozbawiona emocji i rozwoju historii. Druga natomiast to niesamowite napięcie, dynamiczny rozwój fabuły, niespodzianki i fantastyczne emocje do ostatniej minuty finału.
Odcinek zaczyna się dokładnie tam, gdzie zakończył poprzedni. Carl i Rick wracają na farmę po akcji z Shanem. Naturalnie syn zaczyna dopytywać się, co się stało, lecz Rick będący w szoku nie jest w stanie normalnie odpowiedzieć. Dziwi mnie fakt, że dopiero po chwili zdają sobie sprawę z hordy zombie wyłaniającej się z lasu. Nie była ona cicha i wyraźnie było słychać ich zawodzenie.
[image-browser playlist="604065" suggest=""]
Wszyscy krytykujący The Walking Dead za brak typowej akcji z zombie powinni być usatysfakcjonowani. Starcie mieszkańców z nadciągającą armią pozostawia wiele ofiar po każdej ze stron, choć tym razem wśród ludzi zginęły postacie poboczne. Sama walka była emocjonująca i trzymała w napięciu - do ostatniej sceny nie wiedzieliśmy, kto tak naprawdę zginie. Raziło jedno niedopracowanie - nasi bohaterowie są ludźmi, więc nie powinni zawsze z idealną precyzją trafiać w głowę zombie - brakuje w tym szczypty realizmu. W czasie walki wydawało się, że Hershell także zginie - jego los był długo niepewny, a kilka scen sugerowało nam, że za chwilę zostanie pożarty. Na szczęście przeżył - jego postać ciekawie się rozwinęła i zdecydowanie w kolejnych odcinkach może dodać coś istotnego do akcji.
To już jest standardem, że najgorszą postacią, która non stop działa na nerwy swoim głupim zachowaniem jest Lori, która niestety nie została zgładzona przez stado żywych trupów. Irytująca maniera aktorki tylko wzmaga niechęć do tej bohaterki. W dwóch scenach, które powinny być emocjonalne i dramatyczne, dzięki jej wyczynom stały się komiczne. Pierwsza, gdy jako troskliwa matka zauważyła, że Carla nie ma w domu. Jest to trochę zabawne, gdy pomyślimy, że przez cały sezon Carl bez przerwy się wymykał, a ona zafrapowana swoimi problemami miłosnymi tego nie zauważała. Scena wyjawienia losu Shane'a powinna mieć gigantyczny ładunek emocjonalny, ale tak nie było. Reakcja Lori jest bezsensowna - w końcu parę odcinków temu pośrednio go do tego namawiała. Przecież to jej bezmyślne zachowanie ponownie namieszało Shane'owi w głowie, co doprowadziło do tragedii. A Lori zareagowała, jakby jej mąż zabił miłość jej życia - trudno powiedzieć, czy to błąd scenarzystów, czy umyślne działanie, ale chyba nie chcieli osiągnąć takiego efektu.
[image-browser playlist="604066" suggest=""]
Ten odcinek pokazuje nam dalszy etap metamorfozy Ricka. Zaczęła się ona powoli i była pchana do przodu przez przypadkowe wydarzenia - śmierć Dale'a, konflikt z Shanem, który doprowadził do tragedii. Rick w końcu zdał sobie sprawę, że ten świat jest bezwzględny. Jeśli chce zapewnić bezpieczeństwo rodzinie, grupie musi być twardy i bezkompromisowy. Nieźle zostało to zaakcentowane w końcowych scenach, gdy Maggie namawiała do tego, by nie zostawali na noc. Rick też pokazuje się z odpowiedniej strony w kluczowej scenie, w której wyjawia wielką tajemnicę z finału pierwszego sezonu. Wszyscy pamiętamy, że naukowiec wyszeptał mu coś na ucho. Po przedostatnim odcinku domyślaliśmy się o co chodzi, a teraz mamy potwierdzenie. Poniekąd tak jak sam Rick, który pomimo tej wiedzy, nie był pewien, czy to prawda. A mianowicie - wszyscy ludzie są zainfekowani wirusem, który powoduje, że po śmierci wracają do "życia" jako zombie. Teraz jak na to spojrzymy tytuł serialu nabiera drugiego dna - tak naprawdę każdy człowiek jest w tej chwili żywym trupem.
Andrea ponownie pokazała się z dobrej strony, jako przeciwieństwo płaczącej i działającej na nerwy Lori. Jest twarda i wojownicza. Jedynym niedopracowanym elementem jest forma jej ucieczki z farmy - zombie było tak wiele, a pomimo tego ona im. uciekła Wydaje się to mało wiarygodne, zwłaszcza, że niektóre trupy w poprzednich odcinkach tak szybko biegały, że nie zdążyłaby przeładować pistoletu i pozabijać wszystkich. Oczywiście tutaj szybkość biegu była prawidłowa. Brak pewnej konsekwencji ze strony twórców. Gdy już Andrea leży na ziemi, a trup zaczyna się do niej dobierać, jesteśmy świadkami kolejnej wielkiej niespodzianki finału - pojawienia się Michonne (postać znana z komiksu), która cięciem katany pozbawia zombie głowy, ratując Andreę. Niesamowicie klimatyczna scena, gdy kamera pokazuje nam zakapturzoną postać, trzymającą dwa trupy na łańcuchu.
[image-browser playlist="604067" suggest=""]
Wydaje się, że po tragicznej pierwszej połowie sezonu, twórcy wyciągnęli wnioski. Zapewnili nam dużą dawkę emocji, napięcia, dynamicznego rozwoju fabuły i wielkich niespodzianek. Ponownie mogliśmy oczekiwać z niecierpliwością kolejnych odcinków, zastanawiając się, co dalej. Finał, pomimo kilku małych wad, był świetnym zwieńczeniem bardzo nierównego sezonu. Końcowa scena ze spojrzeniem na więzienie pozostawia nas z nadzieją, że twórcy utrzymają poziom z ostatnich odcinków 2. serii.
Ocena: 8/10
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat