The Walking Dead - sezon 11, odcinek 20 - recenzja
Najnowszy odcinek The Walking Dead potrafił skutecznie trzymać w napięciu, mimo że niektóre zwroty akcji były bardziej przewidywalne, a inne mniej. Oceniam.
Najnowszy odcinek The Walking Dead potrafił skutecznie trzymać w napięciu, mimo że niektóre zwroty akcji były bardziej przewidywalne, a inne mniej. Oceniam.
Duża liczba bohaterów w The Walking Dead powoduje, że w poszczególnych odcinkach kilku z nich zawsze jest pominiętych. Na szczęście scenarzyści panują nad sytuacją i nawet jeśli nie widzimy, co dzieje się z interesującymi nas postaciami, to inni nam o tym powiedzą. Oczywiście, wolelibyśmy zobaczyć, jak zostają porwane dzieci, Negan czy Kelly, ale budżet serialu nie jest z gumy. Ograniczyliśmy się tylko do ataku na Ezekiela, Carol i Daryla, co jednak nie satysfakcjonuje. Z drugiej strony zaskakiwało to, że Dixon miał tak duże problemy z napastnikami. Twórcy nie zapomnieli, że on też jest tylko człowiekiem, a nie nieśmiertelną maszyną do zabijania. Czasem także wpada w tarapaty i potrzebuje pomocy innych.
Najwięcej emocji dostarczyli Carol i Daryl, którzy postanowili ocalić swoich przyjaciół porwanych przez ludzi pani burmistrz, więc udali się do więzienia po Hornsby’ego. Widok jatki w jego celi był przerażający. Twórcy nie szczędzili widzom makabrycznych i krwawych obrazków. Śmiało robili zbliżenia na wszystkie wnętrzności i krew. Szczególnie zapada w pamięć scena, w której Pamela Milton odkryła zmiażdżone ciało jej przemienionego w zombie syna. To mocne gore – może nawet aż zbyt drastycznie pokazane jak na ten film.
To było tak brutalne, że sam Hornsby wpadł w stan otępienia, z którego wyrwała go Carol. Gdy jednak mężczyzna oprzytomniał, bohaterowie mogli znowu ruszyć do akcji. Lance znowu kombinował w swoim stylu. Przystanek w ruinach pełnych zombie też dostarczył dreszczyku emocji. Co prawda scena była trochę zbyt ciemna, ale wstrzymywało się oddech, bo nie wiadomo było, z której strony Carol zostanie zaatakowana przez szwendaczy. Słychać było tylko ich świszczące odgłosy. Sytuacja stawała się dla niej coraz mniej pewna. Choć ta scena pełniła funkcję zapychacza tego odcinka, to dobrze sprawdziła się jako horrorowy przerywnik.
Na koniec epizodu obejrzeliśmy konfrontację Hornsby’ego z Carol i Darylem. Gdy powiedzieli mu, że nie jest on już im potrzebny, bo poznali miejsce przebywania przyjaciół, można było się domyślić, gdzie zmierza ta historia. Lance desperacko próbował przekonać ich, że wciąż może im pomóc, co tylko zwiększało emocje, bo odczuwało się, że decyzja już zapadła. Co ciekawe, bohaterowie dali mu szansę na przeżycie i pozwolili odejść. Jego powolny pochód trzymał przyjemnie w napięciu, bo mogło to być też kłamstwo ze strony głównych postaci. To jedna z rzadkich sytuacji w tym serialu, gdy trudno było przewidzieć, jak dany wątek się zakończy. Ostatecznie spróbował swojego szczęścia, aby ich zabić, ale Carol postrzeliła go z łuku w szyję. Nie była to zbyt efektowna i przejmująca śmierć, ale za to znacząca, bo w ten sposób metaforycznie i dosłownie go uciszyła. To był niezły pomysł ze strony twórców, aby właśnie tak uśmiercić tego złoczyńcę, który w sumie nie miał złych intencji, bo pragnął rozwoju Wspólnoty. Warto pochwalić jeszcze raz Josha Hamiltona w tej roli, ponieważ wykreował interesującą i niejednoznaczną postać.
Zabijając Hornsby’ego, twórcy dali wyraźny sygnał, kto stał się finałowym złoczyńcą tej części sezonu. To Pamela Milton, która stoi za usunięciem przyjaciół Daryla ze Wspólnoty, a do tego bezwzględnie chciała wykorzystać Yumiko. Na tej prawniczce koncentruje się drugi główny wątek odcinka. Widzimy, jak zostaje zmuszona przez panią burmistrz do reprezentowania Wspólnoty w procesie Eugene’a. Dzięki niej dowiadujemy się o losie Connie i pozostałych, a także o tym, jak radzi sobie Porter w więzieniu. Jej historia nie była porywająca, a sprzeciwienie się Milton na mównicy i wyrażenie chęci obrony Eugene’a było do przewidzenia.
Natomiast w tym epizodzie zwiększono rolę pani burmistrz, która wykorzystuje swoją pozycję i władzę do pozbycia się zawadzających jej jednostek. Widzimy w jej oczach bezwzględność, choć śmierć Sebastiana wciąż na nią oddziałuje. Laila Robins świetnie zagrała wzbierającą wściekłość Pameli po odkryciu monety w roztrzaskanej czaszce syna, a także zaskoczone oblicze, gdy Yumiko postąpiła wbrew jej woli. Milton, dzięki znakomitej Robins, ma potencjał, aby pozytywnie zaskoczyć widzów w roli pełnokrwistego czarnego charakteru w ostatnich odcinkach sezonu.
Dwudziesty odcinek The Walking Dead był klimatyczny, a także angażował pod względem fabuły, dostarczając niejednego dreszczyku emocji. Jednak odczuwalne było to, że był na siłę wydłużany, aby za wszelką cenę nie przejść w nim do wątku porwanych bohaterów, którzy są eskortowani przez żołnierzy Wspólnoty, co zobaczyliśmy w końcówce. To dobra zajawka kolejnego epizodu, który zapowiada się ekscytująco!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat