„The Walking Dead”: sezon 5, odcinek 3 – recenzja
The Walking Dead w 5. sezonie to serial niesamowity. 3. odcinek udowadnia, że coś się zmieniło za kulisami, bo dawno przez tyle odcinków pod rząd nie było tak równego, wysokiego poziomu.
The Walking Dead w 5. sezonie to serial niesamowity. 3. odcinek udowadnia, że coś się zmieniło za kulisami, bo dawno przez tyle odcinków pod rząd nie było tak równego, wysokiego poziomu.
The Walking Dead w 3. odcinku kontynuuje wątek uchodźców z Terminusa, którzy naturalnie szukają zemsty za zniszczenie ich domu. Sama początkowa scena z przemową Garetha jest już pokazem znakomitego poziomu tego sezonu. Z jednej strony dostajemy wyraźnie zaznaczony punkt myślenia Garetha i jego grupy, który pokazuje skrajność życia w tym postapokaliptycznym świecie. Są oni prawie że w stanie, do którego Rick i spółka nigdy nie chcieliby dojść. Gareth przekroczył granicę bez odwrotu. Scena początkowa potrafi porządnie przykuć do ekranu, ale to jej w pewnym sensie zabawna kulminacja sprawia, że jest ona świetna.
To, co w tym odcinku jest wybitne, to niesamowita budowa napięcia w scenach w kościele, gdy dochodzi do starcia z Garethem i spółką. Fantastyczna atmosfera podsycana muzyką i efektami dźwiękowymi przyprawia o szybsze bicie serca, zwłaszcza że sytuacja pokazuje niekorzystny dla grupy Ricka obrót spraw, więc dzięki temu pojawiają się emocje i niepokój. Innymi słowy - są to momenty, które ogląda się, siedząc na skraju fotela i powtarzając sobie, że przecież Rick jest za sprytny, by dać się tak wykiwać. Zakończenie wątku Terminusa jest bardzo satysfakcjonujące i brutalne - Gareth i spółka dostają to, na co zasłużyli.
[video-browser playlist="632982" suggest=""]
Jednocześnie sama scena egzekucji Garetha i reszty pokazuje, jak daleką drogę przeszli bohaterowie i jak się zmienili. Czuć to w momencie, gdy dostrzegamy przerażone spojrzenie Tyrese'a, który zdaje sobie sprawę, że pewna granica zostaje przekroczona. Do ukazania pewnych ludzkich zachowań zostaje wykorzystany wątek Sashy. Jest to swego rodzaju przeciwwaga dla ultrabrutalnych i pozbawionych człowieczeństwa walk o przeżycie. Tutaj mamy intymność, emocje i zwyczajną tragedię zakochanej kobiety. Tyrese jest świadomy, że Sasha jeszcze nie przekroczyła pewnej granicy, która jest dawno za nim i za Rickiem - może ją uratować, zapewnić bezpieczeństwo i zachować jej człowieczeństwo. Wydaje się, że to naprawdę solidne ukazanie dwóch biegunów świata The Walking Dead, w którym gdzieś różnica pomiędzy krwiożerczymi trupami a krwiożerczymi ludźmi zanika. Jest to świat, w którym nie ma też miejsca na wiarę, co doskonale puentuje scena z odpowiedzią na hasło "to jest Dom Boży".
Czytaj również: Robert Kirkman dementuje plotkę o "The Walking Dead"
No i jest też cliffanger z powrotem Daryla i Carol. Jednak coś w nim jest dziwnego, co potrafi zaintrygować. Ta nietęga mina Daryla plus zapowiedź historii Beth w kolejnym odcinku może zagwarantować, że poziom 5. sezonu The Walking Dead będzie jedynie rósł. Na razie jest zaskakująco świetnie - oby tak dalej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat