The Walking Dead: sezon 6, odcinek 16 (finał sezonu) – recenzja
Twórcy zapowiadali, że finał szóstego sezonu The Walking Dead będzie najlepszym odcinkiem w historii. Mieli rację?
Twórcy zapowiadali, że finał szóstego sezonu The Walking Dead będzie najlepszym odcinkiem w historii. Mieli rację?
Wreszcie! Po całym sezonie zapowiadania, podsyłania tropów, mamienia, kuszenia i obiecywania poznaliśmy Negana, najpoważniejszego wroga grupy Ricka od początku trwania serialu. Choć Jeffrey Dean Morgan w tej roli wystąpił zaledwie przez kilka minut w monologu końcowym, to zrobił piorunujące wrażenie. Nawet Gubernator ze swoim szaleństwem nie wydawał się aż tak przerażającą postacią. W końcu w serialu pojawia się ktoś, kto faktycznie może budzić zagrożenie, kto wzbudza napięcie i ktoś, na kogo na pewno będziemy cierpliwie czekać aż do premiery siódmej serii.
Choć wprowadzenie Negana naprawdę się udało, to niestety twórcy The Walking Dead znów nie mogli się oprzeć, by nie oszukać swoich widzów. Aby dowiedzieć się, kto z grupy zginął, będziemy musieli poczekać. Taki obrót sytuacji jest mocno zniechęcający. Ile bowiem można wodzić fanów za nos? Wygląda to tak, jakby twórcy bali się, że jeśli nie pozostawią widzów w niepewności, to oni już na kolejny sezon do serialu nie wrócą. Cóż, może i faktycznie tak by było, bo w szóstej serii The Walking Dead zawodziło wiele razy. Takie tanie zagrywki to nie jest jednak najlepsza droga, by podtrzymać zainteresowanie widzów. Co najwyżej można ich zirytować.
Ostatnia scena, w której Negan zastanawiał się, kogo powinien uśmiercić, faktycznie trzymała napięcie i budziła emocje, których w serialu nie było od dawna. Zginąć mógł każdy. Kiedy jednak wybór został podjęty, a my go nie poznaliśmy, zamiast satysfakcji można było poczuć jedynie rozczarowanie. Nagle zainteresowanie tym, na kogo wskazała wyliczanka, znacznie spadło. Rozgoryczenie będzie tym większe, jeśli ostatecznie okaże się, że zginęła Rosita, Sasha czy Eugene. Nie oszukujmy się - prawdziwe znaczenie może mieć tylko śmierć Ricka, Carla, Maggie, Glenna lub Daryla. Nawet Michonne i Abraham nie są osobami, za którymi widzowie będą długo rozpaczać.
Odcinek dawał pewne wskazówki: Abraham zaczął myśleć o dziecku, więc jego plany szybko mogły się zakończyć; Eugene pokazał się z dojrzałej strony, więc też można brutalnie przerwać jego rozwój. Dlatego spodziewam się, że to właśnie któryś z nich padł ofiarą Negana. Dodatkowo optuje za tym fakt, że osoby odpowiedzialne za serial zwyczajnie nie mają odwagi zabić kogoś z wymienionej wyżej piątki. Już raz próbowali nam wmówić, że są w stanie pozbyć się Glenna - wszyscy pamiętamy, jak żałośnie to się skończyło.
Poza końcówką większość odcinka nie zaoferowała nic ciekawego. Morgan znalazł Carol i nikt chyba nie jest zaskoczony, że ratował ją za wszelką cenę, nawet porzucając swoje zasady dotyczące niezabijania. Wszystko dążyło właśnie do tego momentu, w którym Morgan będzie musiał zrobić coś wbrew swej ideologii. Nie wiem, na co liczyli scenarzyści. Że to kogokolwiek zaskoczy? Przewidywalność wydarzeń w The Walking Dead osiągnęła już apogeum. Każdy po chwili zastanowienia jest w stanie wywnioskować, co będzie działo się dalej.
Czytaj również: The Walking Dead – kto zginął w finale 6. sezonu?
I właśnie z tego powodu całość szóstego sezonu była w dużej mierze męcząca. Więcej było odcinków słabych niż tych dobrych, a gdybym miała się zastanowić nad tym, czy był jakiś naprawdę bardzo dobry, to wskazałabym tylko na jeden – ten, w którym Alexandrię zaatakowała grupa Wilków. Jedyna niewiadoma w tym serialu to obecnie tylko Negan. Twórcy The Walking Dead naprawdę mają szczęście, że ta postać spełniła oczekiwania, inaczej do siódmego sezonu powróciliby naprawdę nieliczni.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat