The Walking Dead: sezon 9, odcinek 14 – recenzja
The Walking Dead po raz kolejny potwierdza swoją klasę w 9. sezonie. Chyba nigdy nie sądziłem, że doczekamy się tak dobrego i przede wszystkim równego sezonu tego serialu. A tu zaraz koniec i poziom pozytywnie zaskakuje. Nowy, mocny odcinek nie jest wyjątkiem.
The Walking Dead po raz kolejny potwierdza swoją klasę w 9. sezonie. Chyba nigdy nie sądziłem, że doczekamy się tak dobrego i przede wszystkim równego sezonu tego serialu. A tu zaraz koniec i poziom pozytywnie zaskakuje. Nowy, mocny odcinek nie jest wyjątkiem.
The Walking Dead pozwala widzom na trochę odpoczynku od Szeptaczy przed rozwinięciem konfrontacji. Choć słowo "odpoczynek" to pojęcie względne, bo wydarzenia wcale nie należą do lekkich i przyjemnych. W końcu producentka Angela Kang odpowiada na pytania: dlaczego Alexandria tak bardzo się zmieniła? Skąd Daryl i Michonne mają blizny na plecach w kształcie X? Odpowiedzi są - mówiąc wprost - szokujące i doskonale wyjaśniają, dlaczego ta społeczność popadła w taką skrajność.
Konstrukcja odcinka jest podzielona na dwa elementy, które są ze sobą spójnie powiązane. Historia w teraźniejszości zgrywa się w pełnym wymiarze z retrospekcjami z okresu pomiędzy przeskokiem w czasie, który miał miejsce w 9. sezonie. Takim sposobem nie tylko dostajemy odpowiedzi na wiele pytań, ale przede wszystkim dostajemy rozwój i przemianę Michonne. To staje się ciekawą analizą człowieczeństwa, traum i możliwości uleczenia ran i dojrzewania. Takim sposobem uzupełniane są ważne informacje na temat opowiadanej historii, a do tego dostajemy prawdziwą emocjonalną bombę.
Retrospekcje z czasów, gdy Michonne była w ciąży z RJ, z każdą minutę nabierają na znaczeniu i - przynajmniej u mnie - wywołują coraz większe zaskoczenie. Czy można nazwać ten wątek szokującym? Bezapelacyjnie! Pojawienie się grupy dzieciaków pod opieką Jocelyn, przyjaciółki Michonne z dawnych lat, nadaje całości wymiaru personalnego. Wiemy, że zdrada Jocelyn to mocny aspekt budujący aktualną wręcz paranoiczną niechęć do obcych ze strony bohaterki. To jest zrozumiałe, wiarygodne i na swój sposób przejmujące.
Gdy jednak okazuje się, że Jocelyn porwała dzieciaki z Alexandrii, by włączyć je do swojej grupy, cała atmosfera odcinka zmienia się całkowicie. Staje się gęsta, pełna niepokoju i niepewności, a przede wszystkim ciągle rosnącego napięcia. Twórcy wykazali się nieprawdopodobną odwagą, pokazując, jak dzieci łatwo zmienić w przerażające potwory w świecie bez zasad. W słowach Jocelyn słychać echo prawa Alphy z Szeptaczy i wydaje się to zamierzone, by działało motywująco na Michonne podczas zbliżającego się konfliktu. Sceny naznaczania Michonne i Daryla są przerażające, bo widzimy wprowadzenie w życie "zasad" dojrzewania Jocelyn. Akt przemocy ze strony takiego dzieciaka musi działać na emocje widza, gdy jest przeprowadzony w tak niewiarygodny sposób. A przecież kolejne etapy wątku nie dają chwili oddechu - Michonne staje przed niemożliwym dylematem: uratować Judith kosztem zabicia gromady fanatycznych, żądnych krwi dzieciaków! A przecież niektórzy z nich mieli po może z 10 lat. A do tego scena, w której ciężarna Michonne jest brutalnie bita...to pokazuje, jak zdeterminowana i silna jest w tym momencie jako matka.
Kulminacja, gdy młodzi zaczynają atakować Michonne, a ta ich bezceremonialnie zabija kataną, jest... prawdopodobnie jedną z najlepszych scen w historii tego serialu. Zarówno pod kątem gigantycznych emocji, jakich od wielu sezonów nie było na takim poziomie (być może od czasu Negana decydującego, kogo zabić w finale?), jak i utrzymania określonego artystycznego poziomu. Nie było potrzeby pokazywania obcinania głów 10-latków, bo w tym przypadku sprawdza się zasada, że pozostawienie czegoś wyobraźni działa mocniej na emocje, niż obrazowe ukazanie przemocy. W tym przypadku mieliśmy to połączone z teraźniejszością i przedzieraniem się Michonne przez zastępy szwendaczy. Ta scena jest dowodem na to, jak ten sezon poprawił się jakościowo i realizacyjnie pod każdym względem. Majstersztyk, który powoduje, że długo tym odcinku nie można zapomnieć.
Cieszy mnie fakt, że znowu Judith staje się zaletą The Walking Dead. W teraźniejszości widzimy, jak młoda Grimes podejmuje dobre decyzje i stara się być taka, jak jej ojciec. Aktorka radzi sobie dobrze w scenach z Darylem oraz w kluczowych momentach z Michonne, gdzie to jej słowa stają się katalizatorem zmian. Proste, oczywiste, ale trafne. Coś, czego w poprzednich sezonach często brakowało w dialogach. Jedynym mankamentem jest scena walki z zombie, gdzie nagle Judith potrzebowała pomocy Michonne. Widzimy, jak Judith dobrze radzi sobie z kataną i w pełni profesjonalnie sieka trupy, więc ta scena, gdy nagle broń wypada jej z rąk, wydawała się sztuczna, wymuszona i dziwna. Nie wiem, czy miało to sugerować świadome działanie dziewczynki, czy po prostu jest to niedopracowanie.
The Walking Dead w 14. odcinku daje emocjonalną jazdę bez trzymanki. Jestem w szoku, jak to wszystko wyszło dobrze, mocno, ciekawie i zaskakująco. Odpowiedzi na pytania są satysfakcjonujące, a określone sceny poruszające i budujące niewiarygodne napięcie. Jeśli ten odcinek nie jest dowodem na to, że 9. sezon to lepsza jakość The Walking Dead od... sam nie wiem od kiedy, to trudno będzie kogokolwiek przekonać. A przecież twórcy już kolejny raz pokazują, że nowe otwarcie The Walking Dead sprawiło, że ten serial znów można nazwać jednym z lepszych.
Źródło: zdjęcie główne: Gene Page/AMC
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat