Titans: sezon 3, odcinek 11 - recenzja
W Titans ma wiać grozą, lecz ten wiatr przynosi głównie nudę. Twórcy chcą robić za Hitchcocka, lecz bliżej im do youtube'owych kotków.
W Titans ma wiać grozą, lecz ten wiatr przynosi głównie nudę. Twórcy chcą robić za Hitchcocka, lecz bliżej im do youtube'owych kotków.
W Titans strach ma co prawda wielkie oczy, ale i przy okazji wyjątkowo nieudolnych scenarzystów, którzy nie stworzyli przekonującego pomysłu na to, jak go wyeksponować. Najnowszy odcinek produkcji HBO Max to fabularna rozciągarka, jakich w ekranowym świecie herosów naprawdę mało. Przez bite 45 minut czasu antenowego twórcy ustawiają fundamenty pod postrzelenie Nightwinga, robiąc to w sposób, który zakrawa na absurd. Nie dość, że równoległy wątek z Garem i Rachel trafiających do Jamy Łazarza redukuje wydźwięk ostatniej sceny (wszak i tak wiemy, że Dick do żywych jednak wróci), to jeszcze po uparciu się Graysona na samodzielny pojedynek z Red Hoodem i załatwieniu Superboya kryptonitowym pyłem będziemy chcieli ukryć twarz w dłoniach. Wygląda to trochę tak, jakby odpowiedzialni za serię najpierw wymyślali 1 bądź 2 najważniejsze elementy danego etapu historii, a później po łebkach dążyli do ich ukazania. Jeszcze gorzej, że podobna choroba trawi inne punkty zapalne opowieści; Strach na Wróble, zanim w końcu potnie ciało dostawcy pizzy, będzie się do tego przygotowywał przez większość odcinka. Miało być strasznie, wyszło raczej śmiesznie.
The Call is Coming from Inside the House ma za zadanie uświadomić widzom, że panoszący się w Gotham chaos nie tylko paraliżuje miasto i jego mieszkańców, ale i jednocześnie z pełną mocą uderza w Tytanów. Rzecz w tym, że szkicowanie atmosfery większego zagrożenia sprowadza się do przebitek z apteki, błądzenia po podziemnych korytarzach czy wprowadzenia podążającego bezwiednie za Jasonem motłochu. Tytułowi bohaterowie muszą więc snuć się po ulicach jak mary. Donna trafia do piwnicy Tima Drake'a, gdzie wraz z nim przez ponad pół odcinka szuka Dicka, Rachel zajmuje się głównie wypuszczaniem z siebie demonicznych oparów, Grayson powala Connera i jego psa kryptonitem z szerzej nieznanych powodów, jednak na ich tle jeszcze gorzej wypada Starfire. Pozbawiona mocy bohaterka zagaduje na ulicy nieznaną wcześniej kobietę, a powodem takiego obrotu spraw jest to, że ma wizje z jej dzieckiem. Później przyjmuje na klatę kulkę i cofa się myślami do momentu swoich narodzin na Tamaranie, co ma jej pokazać, iż w rzeczywistości od zawsze posiadała inne moce. Krótka terapia w postaci rozmowy z tą samą, przypadkową kobietą i już – teraz można walczyć ze złem. Dodajmy jeszcze, że Crane rozgościł się w Wayne Manor na dobre. Zgolił brodę, słucha zespołu TLC, zamawia pizzę. Jak już wspomniałem, dostawca skończy w opłakanym stanie, lecz jeśli miała to być metafora ostatecznej przemiany postaci w Stracha na Wróble, no to cóż, wypadła fatalnie.
Coraz częściej dochodzę do wniosku, że dla twórców Titans groza jest wartością samą w sobie, która absolutnie zawsze będzie robić za narracyjnego samograja. Takie podejście obnaża jednak artystyczną indolencję scenarzystów, którzy zdają się zapominać o budowaniu atmosfery zagrożenia, nie mówiąc o epatowaniu nią przed oczami odbiorców. Właściwie widzowie powinni poczuć się obrażeni: w tej produkcji samo wyciągnięcie scyzoryka czy pistoletu w zamyśle autorów ma sprawiać, że zaczniemy drżeć ze strachu, choć efekt jest odwrotny od zamierzonego. Daleko stąd od umysłu Alfreda Hitchcocka, znacznie bliżej do youtube'owego kotka, który tak długo kołysał się na kanapie, że w końcu z niej spadł. W scenach z walczącym z własnymi demonami Strachem na Wróble czy idącym w boju z Red Hoodem na zatracenie Nightwingiem emocji jest jak na lekarstwo – w dodatku Dick coraz częściej robi za samotnego kowboja, którego można włożyć do szufladki opatrzonej napisem "wrzód na tyłku". Najważniejsze dla tej opowieści postacie irytują albo swoim bucowatym zachowaniem, albo fabularną niemocą. Za ich mentalnymi wędrówkami kryje się najczęściej powtarzany do znudzenia, superbohaterski schemat. Problemy z psyche – szaleństwo – próba szokowania widza. Ziew. Scenarzystom polecam seans The Boys, aby w końcu dowiedzieli się, na czym ma polegać ich praca.
Do końca 3. sezonu Titans pozostały zaledwie 2 odcinki. Już teraz możecie obstawić u bukmacherów, że pojawią się w nich następujące elementy: Dick zostanie wskrzeszony/uratowany w Jamie Łazarza, Tim Drake zamieni się w nowego Robina, Crane założy maskę Stracha na Wróble, Starfire użyje swoich starych-nowych mocy i skonfrontuje się z Blackfire, Conner będzie zirytowany działaniem Nightwinga, Barbara Gordon wyjdzie z aresztu, Wonder Girl dotrze do pozostałych Tytanów, Jason Todd zrozumie, że nie jest taki zły, a Tytani dostaną jeszcze kilka słów od Bruce'a Wayne'a. Czy jest jeszcze coś, co w obecnej odsłonie serii mogłoby nas zaskoczyć? Nie sądzę. Twórcy zastawili już dawno fabularną pułapkę na samych siebie i wyprztykali się z pomysłów. Przez najbliższe 2 tygodnie czeka na nas ekranowa wegetacja i złudna nadzieja na to, że w 4. sezonie produkcji może być lepiej.
Poznaj recenzenta
Piotr PiskozubDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat