fot. materiały prasowe
Serial To jej wina zadebiutował na platformie SkyShowtime. W dwóch pierwszych odcinkach zarysowano sprawę i przedstawiono wszystkich uczestników zamieszania. Już sam początek jest bardzo mocny i dynamiczny. Uderza w widza z ogromną siłą. Zaginione dziecko, totalny chaos informacyjny, autentyczny strach przekazany przez główną bohaterkę (Sara Snook) – w kilka minut zbudowano ogromne, dojmujące napięcie, które nie znika aż do końca odcinka, a być może do końca całego sezonu.
Serial umiejętnie radzi sobie z przeskokami między płaszczyznami czasowymi. Każda retrospekcja jest wpleciona naturalnie, nie jest przesadnie przedłużana ani dominująca wobec wydarzeń z teraźniejszości. Wszystko służy przejrzystemu przedstawieniu świata i okoliczności, w jakich poruszało się zaginione dziecko oraz jego najbliżsi. Zabieg dość prosty, niespecjalnie efektowny, ale efektywny – pozwala skupić się na detalach i snuć przypuszczenia co do tego, co właściwie się wydarzyło. Jest to ważne także dlatego, że serial To jej wina ma do przekazania pewną wiadomość z pogranicza feminizmu i zdrowego oglądu życiowych sytuacji. Kłopotliwe macierzyństwo oraz próba odnalezienia się w świecie, w którym trzeba godzić karierę z rodziną – to nie są łatwe zagadnienia, więc można było przeszarżować z narracją. Na szczęście w pierwszych dwóch odcinkach doskonale to wyważono, by mocno uderzyć we wrażliwe tony, ale nie popaść w skrajny populizm. Idealnie widać to na przykładzie bohaterki granej przez Dakotę Fanning, która w tym serialu aktorsko nie ustępuje swojej koleżance po fachu. Ta kobieta, stojąca z boku wydarzeń, jest przyczynkiem do dyskusji o wrażliwości, dostrzeganiu innej osoby, docenianiu jej oraz wyrozumiałości dla samej siebie. Niesamowicie dobrze, w krótkich fragmentach, udało się stworzyć złożony i poruszający rys psychologiczny, który działa na wyobraźnię.
Warto wyróżnić także solidny drugi plan. Mamy dwóch detektywów prowadzących śledztwo (Michael Pena, Johnny Carr), którzy nie są specjalnie charyzmatyczni ani impulsywni, ale tworzą zbalansowany duet, chcący dociec prawdy. To uważni słuchacze, skupieni na szczegółach, analizujący fakty. Bardzo ciekawie ogląda się ich poczynania, choć znów nie ma w tym fajerwerków. Każda postać na drugim planie ma swoją rolę do odegrania i dostaje w dwóch pierwszych odcinkach czas na mniejszą lub większą ekspozycję. Nikt nie zostaje pominięty czy zapomniany.
Jednak najważniejszym elementem serialu i jego największym przesłaniem jest rola mediów oraz całego społeczeństwa. Twórcy podejmują tematy, takie jak odbieranie prywatności ludziom pogrążonym w tragedii, szczucie, wymyślanie chorych teorii, szukanie tanich sensacji i ich bezrefleksyjne powielanie. A do tego czerpanie przyjemności z niszczenia czyjegoś życia w imię poklasku, sławy, klikalności i oglądalności. Samolubstwo i przeświadczenie o tym, że robi się coś dobrego, mimo iż doskonale widać, że jest zupełnie na odwrót. Ten serial żyje takimi rzeczami i doskonale je ukazuje w krótkich dialogach oraz szybkich dynamicznych scenach. To smutna konstatacja o dzisiejszym świecie. Celna, choć absolutnie oburzająca.
Mam ogromną nadzieję, że serial rozwinie się w dobrym kierunku. Otrzymaliśmy co do tego kilka wskazówek w zakończeniu pierwszego odcinka. W drugim, zdawałoby się, dostaliśmy rozwiązanie całej zagadki, ale przypuszczam, że będzie jeszcze bardzo dużo zwrotów akcji. Historia jest wciągająca, a bohaterowie niejednoznaczni i intrygujący. Sam temat zaginięcia dziecka już wzbudza poruszenie, a kiedy jeszcze jest tak dobrze poprowadzony, musi dawać widzowi poczucie, że nie zmarnował czasu na seans. Zapowiada się fantastyczna produkcja, z doskonałym aktorstwem i przemyślanym scenariuszem.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński