To mógł być piękny koniec świata…
Nastała chwila grozy w małej społeczności spokojnego amerykańskiego miasteczka. Rakiety, bomby, wojskowe siły - słowem: koniec! Niestety, podobnie jak to było z epidemią - groza trwała kilka minut. Twórcy serialu po raz kolejny udowadniają nam, że małomiasteczkowość, choć na pozór sielska i anielska, jest zbiorowiskiem kretynów i ludzi naiwnych, którzy wiedzą tyle o życiu, co ich pięcioletnie dzieci.
Nastała chwila grozy w małej społeczności spokojnego amerykańskiego miasteczka. Rakiety, bomby, wojskowe siły - słowem: koniec! Niestety, podobnie jak to było z epidemią - groza trwała kilka minut. Twórcy serialu po raz kolejny udowadniają nam, że małomiasteczkowość, choć na pozór sielska i anielska, jest zbiorowiskiem kretynów i ludzi naiwnych, którzy wiedzą tyle o życiu, co ich pięcioletnie dzieci.
Na papierze wszystko wygląda ok. Co prawda - i tutaj nie zgodzę się z moimi poprzednikami - "Pod kopułą" nie jest dziełem absolutnym mistrza horroru. Kto zna dobrze literaturę Kinga, ten wie, że napisał dużo więcej lepszych książek. Dziełem życia według samego zainteresowanego jest "Mroczna wieża", według fanów zapewne "TO", według krytyków (i tutaj się zgadzam) "Bastion". Z najnowszych warto nadmienić jeszcze "Historię Lisey" i "Rękę Mistrza". "Pod kopułą" plasuje się gdzieś tam w pierwszej dziesiątce książek Kinga.
Nie jest to zresztą ważne, bo i serialu na podstawie powieści oceniać nie mam zamiaru. Twórcy poszli własną ścieżką, co jest u Kinga znamienne. Praktycznie nie dostajemy ekranizacji jego książek, bo i one do zrealizowania nie są możliwe. Stephen King to bajarz. Lubi snuć powieści, a na ekranie się to zwyczajnie nie sprawdza. Stąd jego adaptatorzy idą w stronę akcji, horroru, jakichś tam swoich "widzimisię". King im na to pozwala i wszyscy są szczęśliwi.
Problem polega na tym, że Under the Dome jest serialem trudnym do ocenienia - nie tylko z krytycznego punktu widzenia, ale i fanowskiego. Bo wystarczy tylko spojrzeć - technicznie jest ok. Całkiem niezłe efekty, dobra praca kamery, muzyczka w tle wpadająca w ucho, w miarę poprawnie rozpisany scenariusz. Z drugiej zaś strony - mamy fatalne, wręcz głupie dialogi. Słabą (prócz wyjątków) obsadę aktorską, źle rozłożone akcenty na poszczególne cechy bohaterów i wszystko jest takie... naiwne.
Z tego też powodu, oglądając kolejny odcinek dostajemy powtórkę z poprzednich. Postaci nadal są wręcz dziecinnie skretyniałe. Schematy, klisze i archetypy postaci wyssano do cna, żeby stworzyć zbiorowisko ludzi, którzy nas po prostu irytują. Ich problemy są idiotyczne, a zachowują się jak zgraja nieogarniętych dzieciaków.
W piątym odcinku mamy ciągle to samo. Tyle że tym razem zamiast epidemii problemem staje się bierność wojska. Rząd Stanów Zjednoczonych pomyślał, że zniszczy kopułę supermocną bombą konwencjonalną czy czymś tam. Pomysł idiotyczny, skoro ani kule, ani nic innego nie było w stanie tejże kopuły zniszczyć. Czego się jednak spodziewać po serialu, w którym gdy wszyscy cierpią na zapalenie opon mózgowych wystarczy podanie antybiotyku, by wyzdrowieli?
Irytują także postaci. Na szczęście Angie została uwolniona, choć znowu natrafiła na Juniora - co lepsze, został on stróżem prawa. Dziwi mnie, w jakim kierunku idzie ten serial, choć trzeba przyznać, że jest to intrygujące. Jest to jedna z nielicznych ostatnio produkcji, które mi bardzo szybko mijają. Dzięki wprowadzeniu wielu postaci czas leci szybko, a my, choć nie dowiadujemy się wielu rzeczy, czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.
Najlepiej by było, gdyby Under the Dome zakończono na jednym sezonie, ale obawiam się, że może się ciągnąć znacznie dłużej. Nie wiem, czy moje nerwy to wytrzymają i czy po prostu sobie całości nie odpuszczę. A dla was mam dobrą radę. Chcecie wiedzieć, jak się skończy akcja z kopułą? Sięgnijcie po książkę Kinga. Ma 900 stron, skończycie ją przed finałem, a do tego powinna znacznie mniej irytować.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat