Tom na farmie
Data premiery w Polsce: 6 grudnia 2013Xavier Dolan nie powinien mieć żadnych kompleksów. W wieku dwudziestu pięciu lat ma na koncie już cztery pełnometrażowe filmy (a piąty, pod tytułem "Mommy", czeka na premierę w Cannes), każdy przyjmowany z równie ogromnym zachwytem. Do Polski właśnie trafia Tom, w którym Dolan zaskakuje od samego początku. Uciekając w kameralny thriller, reżyser odchodzi od swojego charakterystycznego stylu i tworzy najbardziej oryginalny film w karierze.
Xavier Dolan nie powinien mieć żadnych kompleksów. W wieku dwudziestu pięciu lat ma na koncie już cztery pełnometrażowe filmy (a piąty, pod tytułem "Mommy", czeka na premierę w Cannes), każdy przyjmowany z równie ogromnym zachwytem. Do Polski właśnie trafia Tom, w którym Dolan zaskakuje od samego początku. Uciekając w kameralny thriller, reżyser odchodzi od swojego charakterystycznego stylu i tworzy najbardziej oryginalny film w karierze.
Tom jest edytorem. Tom jest gejem. Tom jest w żałobie. Udaje się na pogrzeb swojego partnera do jego rodzinnego miasta, na farmę, gdzie mieszkają matka i brat zmarłego. Nawigacja nie potrafi odnaleźć małej miejscowości leżącej gdzieś daleko od głównej drogi, a na spowitej mgłą farmie nie ma żywej duszy. Ostatecznie bohaterowi udaje się poznać opiekuńczą matkę i brutalnego brata zmarłego. Tutaj zaczyna się koszmar.
Sam fakt, że Dolan zabiera się za thriller, który na dodatek bazuje na sztuce Michela Marca Boucharda o tym samym tytule ("Tom à la ferme") wzbudził we mnie zachwyt. To przede wszystkim ogromne pole do popisu dla reżysera, by pokazać, że poza kinem czysto autorskim potrafi także wpisać swoje filmy w odpowiednie konwencje, bazując dodatkowo na gotowym materiale, jedynie nieco go modyfikując.
Udając się więc z Tomem (w tej roli sam reżyser) na farmę, możemy pożegnać się z efektownymi chwytami stosowanymi przez Dolana w poprzednich filmach (wystarczy wspomnieć o imprezie u Nicolasa w "Wyśnionych miłościach" albo o wyprawie na Czarną Wyspę, gdzie z nieba spadały ogromne ilości ubrań w "Na zawsze Laurence"). W Tomie wszystko jest przyziemne, brudne, zimne. Nie ma ani brawurowych i krzykliwych dialogów, ani nagłych i szybkich ruchów. Wszystko jest z reguły powolne, ociężałe, uśpione – jak zło, które czyha na głównego bohatera, kiedy tylko przekroczy on próg domu pośrodku farmy. Muzyka, jakże ważna w filmach Kanadyjczyka, jest odsunięta na dalszy plan, chłodne barwy kadrów także stoją w opozycji do jego poprzednich dokonań. To powoduje, że widz czuje niepokój podczas seansu, a wielbiciele Dolana dosłownie podczas każdej sceny powinni mieć się na baczności… bo przecież coś jest nie tak.
Oczywiście poza stylistyczną warstwą niepokój wzbudzają także relacje między bohaterami, szczególnie między Tomem a bratem zmarłego mężczyzny, Francisem. Od początku ich znajomości ten drugi prowadzi dziwną grę z tytułowym bohaterem, którą równie dobrze można zdefiniować jako nienawiść albo wręcz przeciwnie – jakiś dziwny rodzaj miłości. Francis jawi się jako brutalny macho, jednak jego zachowania wobec Toma są co najmniej dwuznacznie. Będąc na przemian ofiarą przemocy i obiektem zachwytów, Tom staje się więźniem, a przy tym przejawia syndrom sztokholmski, co będzie przeszkadzać mu w próbach ucieczki z farmy. Drugim filarem historii jest fakt, że matka zmarłego Guilliame’a nie ma pojęcia o tym, że jej syn był gejem, a Francis zrobi wszystko, by tak pozostało. Tak powstaje trójkąt zbudowany z jednej strony na kłamstwach, z drugiej zaś na gestach i spojrzeniach, które starają się powiedzieć prawdę. Przy okazji można wspomnieć o jednej z największych zalet tego filmu, czyli detalach, które cudownie eksponują uczucia głównych bohaterów. Zresztą kamera, która zazwyczaj jest prowadzona pewną ręką, tym razem szaleje, śledząc bohaterów, ustawiając się w dziwnych miejscach lub robiąc bardzo mocne zbliżenia.
Komplikowanie relacji między postaciami to specjalność Dolana – odkąd na ekranach ukazał się film "Zabiłem moją matkę", reżyser z lubością wprowadza chaos między dwójkę albo – jak w przypadku "Wyśnionych miłości" – trójkę bohaterów. O ile jednak w pierwszych dwóch filmach reżyser świadomie tworzył postacie irytujące, żałosne wręcz, o tyle jego ostatnie obrazy to popis studium relacji międzyludzkich, które nigdy nie są oczywiste. Dlatego film pozostawia więcej pytań, niż można było się tego spodziewać na początku seansu. To też novum w kinie Dolana – niby zamknięta konstrukcja pozostawia w widzu pustkę, niedopowiedzenie.
Co jest potęgą najnowszego obrazu Dolana? Przede wszystkim niedolanowość, czyli fakt, że reżyser potrafi stworzyć film, który nie do końca leży w granicach jego emploi, ale bardzo dobrze się w nim odnajduje. Skomplikowanie i irracjonalne zachowania bohaterów intrygują zamiast irytować, a horror, który spotyka na farmie Toma, jest naprawdę wstrząsający. Odrobinę tęsknię za szaleństwem młodego Kanadyjczyka, ale może właśnie taki film powinien powstać, by udowodnić, że poza byciem złotym dzieckiem kina Xavier Dolan potrafi tworzyć produkcje prawie mainstreamowe. Prawie, bo nadal tworzone w dolanowskiej tematyce nieodkrytej seksualności.
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat