Uncanny X-Men #02: Złamani – recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 9 listopada 2016W drugim tomie Uncanny X-Men dalej śledzimy losy Cyclopsa i jego towarzyszy rewolucji, choć bardziej niż podtytuł Złamani, do nastroju historii pasowałoby określenie wkurzeni.
W drugim tomie Uncanny X-Men dalej śledzimy losy Cyclopsa i jego towarzyszy rewolucji, choć bardziej niż podtytuł Złamani, do nastroju historii pasowałoby określenie wkurzeni.
Złamany, a ściślej mówiąc zgorzkniały, jest w chwilach zwątpienia Scott Summers, którego czyny doprowadziły w niedawnej przeszłości do ostatecznych rozstrzygnięć. Ma na pieńku już chyba ze wszystkimi i aż dziwnym jest, że są jeszcze mutanci stojący u jego boku. W poprzednim tomie pożegnaliśmy jego grupę w dość wymagającej dla niej sytuacji, mianowicie uwięzionych w Limbo, za sprawą nieporozumień Magik z Dormammu. Czy X-Men wykaraskają się jakoś z tych tarapatów? W zasadzie to pytanie retoryczne, bardziej istotne niż czy, jest bowiem jak. Dzięki „jak” mamy w komiksie gościnną wizytę Doktora Strange’a oraz rysunkowe popisy Frazera Irvinga. Limbo na planszach artysty naprawdę jest odpychające, a z kolei normalny świat jawi się w psychodelicznych kolorach. Rysunkowo jest zatem naprawdę nieźle.
Duże wrażenie robi również okładka Uncanny X-Men, Vol. 2: Broken, z walczącymi w zimowej scenerii Magneto i Cyclopsem. Jak pamiętamy, Magneto kreowany jest w tej serii na mistrza intryg, z konieczności podwójnego agenta i trudno do końca wyczuć jakie w ostateczności są jego rzeczywiste intencje. Czyżby zatem coś się urodziło, coś się podziało, jak sugeruje okładka? Ech, to raczej z dużej chmury mały deszcz, czy nawet zero deszczu, ale o tym niech czytelnicy przekonają się sami. W każdym razie, kiedy już kończy się przygoda w Limbo, dalej mamy festiwal rozterek, a także wzajemnego podkopywania się przez różne strony konfliktu - co w efekcie zaczyna trochę nużyć.
Tak, pierwszy tom serii tchnął mimo wszystko świeżością, nową sytuacją, eskalowaniem ciekawych konfliktów. W najnowszym coś zaczyna szwankować. Dlaczego? Ponieważ jak zwykle w przypadku X-Men, mamy mielenie wciąż tych samych problemów. Trochę ożywienia do fabuły wprowadza rezygnacja z towarzyszenia rewolucjonistom Fabia, poczciwca od produkowania złotych kul oraz odnalezienie nowego mutanta w nieźle zarysowanej przez twórców, emocjonującej sekwencji. W ważnej roli pojawia się również atrakcyjna Dazzler, występująca tu w roli agentki Shield i dzięki niej mamy trochę zamieszania w historii. Pytanie brzmi: dokąd to całe zamieszanie i rewolucyjne zapędy X-Men poprowadzą?
Cóż, do kolejnej zagadki, bo czymś trzeba czytelników zaciekawić. Już z pierwszego tomu pamiętamy niespodziewane ataki na grupę Cyclopsa dokonywane przez olbrzymie Sentinele, jakby ktoś doskonale wiedział, gdzie dokładnie pojawią się X-Men, w chwilach kiedy zdecydują się interweniować w palących sprawach. Tak, tym razem ta zagadka będzie na końcu albumu napędzać fabułę i coraz mocniej wkurzać bezradnych w obliczu swej niewiedzy rewolucjonistów. Tak, wkurzonych, wciąż potrafiących jednak oddać cios, bo raczej nie złamanych. Przecież mają siebie, dużo gadają (jak to u Bendisa), wspierają się, czasem kłócą - i tak w kółko. Nie da się ukryć, że czuć tu trochę zmęczenie materiału, ale jak zwykle twórcy starają się zrobić wszystko, by czymś zaintrygować czytelnika, kiedy ten mimowolnie krzywi się pod nosem. Wciąż jakoś to się udaje, ale opowieść już nie urzeka pomysłowością, już tak nie emocjonuje. Ot, kolejny tom o przygodach X-Men odhaczony i czekamy, bez jakichś specjalnych oczekiwań, na następny. Ów również zostanie przeczytany, prawem serii i z sympatii dla bohaterów. Czasami to wystarczająca motywacja, nawet gdy sama historia zwyczajnie kuleje.
Źródło: fot. Egmont
Poznaj recenzenta
Tomasz MiecznikowskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat