Upiór Południa - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 14 czerwca 2019Maja Lidia Kossakowska jest uznaną pisarką fantastyki, nagradzaną m.in. Nagrodą im. Janusza Zajdla, z wykształcenia plastykiem oraz archeologiem – co zdecydowanie nie zaszkodziło jej w karierze pisarskiej. Czytelnicy prawdopodobnie najbardziej kojarzą autorkę dzięki anielskiemu cyklowi zapoczątkowanemu Siewcą wiatru, chociaż cztery minipowieści składające się na Upiora Południa (pierwsze wydanie zostało opublikowane w 2009 roku) także przysporzyły jej niemałego uznania.
Maja Lidia Kossakowska jest uznaną pisarką fantastyki, nagradzaną m.in. Nagrodą im. Janusza Zajdla, z wykształcenia plastykiem oraz archeologiem – co zdecydowanie nie zaszkodziło jej w karierze pisarskiej. Czytelnicy prawdopodobnie najbardziej kojarzą autorkę dzięki anielskiemu cyklowi zapoczątkowanemu Siewcą wiatru, chociaż cztery minipowieści składające się na Upiora Południa (pierwsze wydanie zostało opublikowane w 2009 roku) także przysporzyły jej niemałego uznania.
W przypadku Upiora Południa elementy nadprzyrodzone wydają się jedynie sztafażem tłumaczącym tragiczną rzeczywistość. Bowiem każdy z nas miewa swoje upiory. Tkwią w naszym wnętrzu, w głębi jestestwa, w minionych uczynkach i traumach. Bywa, że czasem przeszłość rzuca na ludzi cień, z którego nie potrafią się otrząsnąć, osuwając się w depresję, zaburzenia psychiczne, koszmary na jawie. I o tym właśnie opowiadają nowele ze zbioru Upiór Południa.
I chociaż całość zaczyna się i kończy opowieścią Upiora, zbierającego ludzkie historie niczym drogocenne kamienie, by mieć kartę przetargową w przyszłości, kiedy to ostatecznie zetrą się Siły Dobra i Zła i będzie należało przypochlebić się zwycięzcy (Upiór stawia na Zło), to tylko pretekst dla opowiedzenia czterech bolesnych i zapadających w pamięć opowieści. Jak z nich wynika, człowiek nie potrzebuje diabła, by zejść na złą drogę i przegrać walkę z własnymi demonami. Ludzie znakomicie radzą sobie w takich kwestiach bez mocy nadprzyrodzonych. Zwłaszcza w zabójczym upale, gdy żar leje się z nieba, a mózg przegrzewa szybciej, niżbyśmy przypuszczali. Jako ofiary coraz to upalniejszych letnich skwarów, zaczynamy to znakomicie rozumieć…
Pierwsza historia – Czerń to przeżycia reportera wojennego, który próbuje odnaleźć się w zwykłym świecie i za nic mu się to nie udaje. Trochę trudno dojść do siebie, gdy było się świadkiem okropnej masakry, cudem wyrwało z rąk okrutnych dzieci żołnierzy i zwiduje ci się widmo spalonego współpracownika, nawet na barbecue z rodziną przyszłej żony. Bohater wraca więc do Nigerii, by odszukać siebie, lecz zamiast tego oddaje się we władanie umierającemu bóstwu i jego czarownikowi. Niezbyt dobremu bóstwu, dodajmy. Być może dzięki temu odnajdzie sens życia, co jednak nie wróży niczego dobrego innym. Przy okazji - bardzo ładnie przedstawiona rzeczywistość Nigerii, znakomity research, nie podany czytelnikowi nazbyt nachalnie.
Druga z historii jest opowieścią prosto z Dzikiego Zachodu, o zemście zza grobu i złych występkach przykładnie, choć krwawo wyrównanych. To soczysty western znakomicie poprowadzony i wystylizowany. Z nutą optymizmu, którego zabrakło w pierwszej minipowieści. W Pamięci umarłych jednak nie wszyscy okazują się źli (nawet ci piekielnie źli), a na koniec rodzi się cień nadziei.
Z kolei Burzowe kocię opowiada historię marine przykutego do łóżka, który przeżył niewolę w arabskim więzieniu. Zwiduje mu się kociak, namawiający do ratowania mitycznej krainy Opodal, którą zapragnęło opanować pradawne Zło – ten, który poznał prawdę Drzewa Wiadomości i bardzo mu ona zaszkodziła. Wspomnienia z niewoli i tortur bohatera przeplatają się ze scenami osadzonymi w Opodal, gdzie szklane kwiaty niebezpiecznie płaczą na wietrze i można spotkać zarówno kobietę-lisa, jak i udającą niewinną lamię, srebrne konie wielkości smoków zamieszkujące Turkusowe Stepy i malutkie stworzonka żyjące na spalonej słońcem, czerwonej pustyni. Kolejna stylizacja, tym razem na powieść fantasy okazuje się równie udana co westernowa. Przejmuje ciut gorzkie zakończenie, w którym, być może, tli się iskra nadziei. Co prawda - nie dla wszystkich.
Czwarta historia Czas mgieł rozgrywa się w pensjonacie dla chorych psychicznie. Teoretycznie. Główny bohater ma wielką lukę w pamięci, ale jednocześnie dręczy go okropne poczucie winy, nie wiadomo – zasłużone, czy też nie. Pensjonariusze są dziwni, z ośrodka nie daje się uciec, a gdy nadpływają tytułowe mgły, objawiają się najgorsze z możliwych prawd. To najbardziej „polska” z opowieści, zahaczająca o okres powojenny, żołnierzy wyklętych, kwestie zdrady i wyrzutów sumienia. Historia mocna, smutna, z przewrotnym optymizmem na koniec.
Trzeba przyznać, że zabawy stylizacją wychodzą Mai Lidii Kossakowskiej nadzwyczaj wdzięcznie, a jednym z największych atutów wszystkich czterech minipowieści, prócz doskonałego researchu i zręcznego wplecenia go w fabułę oraz pięknego, zróżnicowanego języka, pozostają nietuzinkowe, ujęte w oryginalne słowa myśli bohaterów, miejscami chaotyczne, czasem nieco zabawne, a czasem straszne w kontekście.
Przewrotnie nieznośny upał, który występuje w każdej z historii, właściwie nie jest ich podstawą czy rzucającym się w oczy motywem przewodnim. Upiór Południa bardziej opowiada o wewnętrznym żarze, który z różnych powodów spala człowieka na popiół, wypala mu duszę, zabija od środka. Zewnętrzny upał to tylko kropka nad i.
Źródło: fot. Fabryka Słów
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat