Uwikłana: sezon 1 – recenzja
Uwikłana to bardzo mocno zakorzeniony w amerykańskiej kulturze telewizyjnej serial z dużą dawką motywów obyczajowych. Publika zza wielkiej wody pokochała ten format. Produkcja dostała właśnie zamówienie na trzeci sezon. Czy europejski widz, znający amerykańskie realia jedynie z dużego i małego ekranu, znajdzie coś dla siebie w tym serialu? Recenzujemy pierwszy sezon.
Uwikłana to bardzo mocno zakorzeniony w amerykańskiej kulturze telewizyjnej serial z dużą dawką motywów obyczajowych. Publika zza wielkiej wody pokochała ten format. Produkcja dostała właśnie zamówienie na trzeci sezon. Czy europejski widz, znający amerykańskie realia jedynie z dużego i małego ekranu, znajdzie coś dla siebie w tym serialu? Recenzujemy pierwszy sezon.
Harlee Santos to nowojorska policjantka i samotna matka. Jest ona twardą, bezkompromisową kobietą, radzącą sobie wyśmienicie w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Nie jest ona niestety krystalicznie czystym gliniarzem. Podobnie jak kilku innych stróżów prawa z jej posterunku, Harlee dała się skorumpować i w swoich działaniach bardzo często przekracza granice prawa. Pod dowództwem porucznika Matta Wozniaka, jej ekipa dopuszcza się licznych przestępstw, z kradzieżami i morderstwami włącznie. Kryminalna sielanka jednak się kończy. Harlee zostaje przyłapana na gorącym uczynku przez FBI. Dostaje ultimatum. Ma zacząć działać przeciwko swojemu zwierzchnikowi w zamian za nietykalność dla siebie i bezpieczeństwo dla córki.
Harlee zostaje postawiona w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony musi dbać o własną skórę, z drugiej Matt Wozniak również nie jest jej obojętny. Łączy ich rodzinna relacja, porucznik traktuje swoją podopieczną jak córkę. Pozostała część policyjnej brygady to też bliscy jej ludzie, a i oni mogą ucierpieć, jeśli Harlee zdecyduje się zeznawać. Jaką drogę wybierze policjantka? Na domiar złego, jej bolesna przeszłość powraca ze zdwojoną siłą. Były chłopak, znęcający się nad nią niemiłosiernie, może wyjść z więzienia. Atmosfera w okół bohaterki zaczyna się zagęszczać.
Tak mniej więcej wygląda zarys fabularny. Jak widać, nic oryginalnego, ale zawiązanie akcji może zainteresować. Co prawda widzieliśmy już wielokrotnie filmowe i telewizyjne produkcje, gdzie skorumpowani gliniarze lub kryminaliści musieli uporać się z tzw. kretem, jednak koncept tego serialu ma kilka mocnych punktów. Po pierwsze, zarówno protagonistka, jak i Matt Wozniak to silne, interesujące postacie. Po drugie, hermetyczny świat bohaterów ma znamiona bliskich relacji rodzinnych, które bardzo ciężko jest przeciąć. Po trzecie, Harlee postawiona jest w sytuacji bez wyjścia. Żaden z dokonanych przez nią wyborów nie będzie miał pozytywnych konsekwencji dla jej życia osobistego. Punkt wyjścia może więc zaintrygować. Jak jednak wypada realizacja i rozpisanie poszczególnych wątków?
Niestety niezbyt dobrze. Ten poprawnie wyglądający zalążek fabularny bardzo szybko traci impet. Przez całą długość pierwszego sezonu Harlee, Matt i FBI bawią się w kotka i myszkę. Kolejne odcinki pełne są wątpliwości moralnych i motywów mających na celu wprowadzić widza w nastrój żalu i współczucia do Wozniaka i Santos. Zły porucznik okazuje się postacią bardzo relatywną. Raz jest dobry i kochający, innym razem twardy i bezwględny. Harlee, targana wątpliwościami, co chwilę zmienia zdanie co do swoich intencji, przez co akcja bardzo spowalnia. FBI również nie potrafi sfinalizować zadania, a na domiar złego, agent prowadzący sprawę zakochuje się (podobnie jak kilka innych postaci) w głównej bohaterce. Serial zamiast intrygować głównym wątkiem fabularnym, rozdrabnia się i traci swój potencjał.
Pojawiające się gdzieniegdzie proceduralne sprawy kryminalne także nie robią wrażenia. Ich treść i realizacja przypomina raczej kiepskie policyjne serie z lat osiemdziesiątych, niż nowoczesną produkcję z pogranicza thrillera. Sceny akcji nie imponują, zagadki są banalne, a ich rozwiązania żenujące. Całość sprawia wrażenie przygotowanych naprędce wypełniaczy, mających za cel zagospodarowanie czasu ekranowego pomiędzy ważniejszymi wydarzeniami. Całe szczęście serial ma też swoje mocne strony.
Przede wszystkim wątek główny w końcówce nabiera rozpędu. Dwa ostatnie odcinki mocno zaskoczą tych, którzy po obejrzeniu większości pierwszego sezonu, wyrobili sobie o nim negatywne zdanie. Wątpliwości, dylematy i problemy emocjonalne schodzą na dalszy plan, a w serialu pojawia się wreszcie akcja na wysokim poziomie. Nagłe zwroty fabularne, brutalne rozwiązania i prawdziwa, bezkompromisowa gangsterka, zaczynają odgrywać najistotniejszą rolę. Osobiście, zniesmaczony niskim poziomem pierwszych odcinków, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tymi mocnymi elementami w końcówce. Warto też wspomnieć o ostatnim epizodzie, który definitywnie rozwiązuje pewien osobisty problem głównej bohaterki. Nie spodziewałem się tak mocnej konkluzji sezonu po komercyjnym serialu stacji NBC.
Shades of Blue to produkcja bogata w dramatyczne wątki obyczajowe. Oprócz motywu przewodniego obserwujemy życie postaci drugoplanowych oraz poznajemy lepiej historię Matta i Harlee. Paradoksalnie w tym segmencie jest całkiem nieźle. Wątki osobiste poszczególnych bohaterów są napisane w porządny sposób. Nie próbują mamić widza tanimi scenami akcji, ani tandetnymi emocjami . Sytuacje małżeńskie, rodzicielskie czy służbowe przedstawione są w taki sposób, że fani tego typu seriali powinni być zadowoleni. Oczywiście nie ma w tym jakiejś głębszej psychologii, wszystko jest raczej powierzchowne i niewymagające, jednak jak na amerykański serial komercyjny, pewne momenty są dość mocne. Motywy obyczajowe stanowią niewątpliwą siłę Uwikłanej, która ewidentnie nie wykorzystuje swojego potencjału jeśli chodzi o koncepcje kryminalną.
Warto też wspomnieć, że serial jest bardzo mocno zakorzeniony w amerykańskiej kulturze. Wizerunek policjanta, który nie zawsze zgodnie z prawem radzi sobie z problemami osobistymi i zawodowymi, to już ikona amerykańskiej popkultury. Mimo dylematów moralnych, każdy ze stróżów prawa, przedstawiony jest w sposób pozytywny, a ich wątpliwości wytłumaczone trudną sytuacją życiową. Tym samym, serial wpada w tendencje moralizatorskie, przedstawiając amerykańską rzeczywistość jako trudną i bezkompromisową, w której tylko silne więzi rodzinne i przyjacielskie, gwarantują przeżycie. Nawet Wozniak, dopuszczający się w pewnym momencie niewyobrażalnej zbrodni, dostaje rozgrzeszenie w oczach Harlee i widzów. Większość rzeczy zostaje mu wybaczona, a to ze względu na jego niewątpliwe zalety związane z szacunkiem do rodziny i dbaniem o najbliższych. Ten amerykański etos, był obecny w telewizji i kinematografii zza oceanu od zarania dziejów. Uwikłana wpada w tą tendencję i korzysta z niej do woli.
Bardzo ważnym elementem Uwikłanej jest para głównych bohaterów. W rolę Harlee wciela się Jennifer Lopez, a Matta Wozniaka portretuje znany z Goodfellas, Ray Liotta. Niestety poziom aktorski jest tutaj bardzo dyskusyjny. Gasnąca gwiazda Jennifer Lopez ewidentnie szukała jakiegoś formatu, który przywróci jej świetność. Wracając do swoich najlepszych czasów, gdy zdobywała poklask za świetne role kumpel z osiedla, stała się znowu sympatyczną chłopczycą z poharatanym życiem osobistym. Niestety wątłe umiejętności aktorskie nie pozwoliły rozwinąć jej skrzydeł, przez co w momentach dramatycznych zupełnie się nie sprawdza. Podobnie jest z Rayem Liottą. Ten wiekowy już aktor, nie osiągnął wielkiego sukcesu artystycznego w Hollywood, ze względu na słaby warsztat. W Uwikłanej gra dobrze, jednak nie wzbija się na wyżyny. Być może, gdyby w roli Matta Wozniaka pojawił się trochę lepszy artysta, serial stałby się bardziej wyrazisty.
Uwikłana nie jest pewnością produkcją skierowaną do wytrawnych znawców seriali. Za dużo tutaj zużytych klisz, stereotypów i sztampowych rozwiązań. Pod względem artystycznym jest to raczej słaby format. Nie ma tutaj zabawy formą, realizacja jest zaledwie dobra, a treść pozostawia wiele do życzenia. Uwikłana sprawdza się za to, jako serial skierowany do widza szukającego niewymagającej rozrywki i emocjonalnych wątków obyczajowych. Jak widać Amerykanie zaakceptowali nowe wcielenie Jennifer Lopez, dając jej szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności w kolejnych sezonach. Europejski widz może mieć z tym problem, ale warto spróbować. Serial ma kilka momentów, które potrafią nieźle zaskoczyć.
Źródło: zdjęcie główne: NBC
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat