Warhammer 40,000: Darktide - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 30 listopada 2022Po dwóch latach od premiery Warhammer 40,000: Darktide trafia na konsole Sony. Sprawdzam, czy warto sięgnąć po ten tytuł
Po dwóch latach od premiery Warhammer 40,000: Darktide trafia na konsole Sony. Sprawdzam, czy warto sięgnąć po ten tytuł
Nie będę owijać w bawełnę, na premierę mocno się od Warhammer 40,000: Darktide odbiłem. Kocham to uniwersum całym sercem, jest mi niesamowicie bliskie i po prostu nie byłem w stanie dobrze się bawić przy tak niedopracowanym tytule. Stan techniczny nie tylko zwyczajnie mnie zawiódł, ale i mocno zdziwił. Fatshark ma przecież już na koncie dwie udane części Vermintide osadzone w uniwersum Warhammer Fantasy. Są jednak tytuły, które wymagają czasu, by dojrzeć, a choć pierwsze wrażenie da się zrobić tylko raz, to wierzę w drugą w szanse i dlatego, gdy nadszedł czas premiery portu na konsolę Sony, postanowiłem sięgnąć jeszcze raz po ten tytuł i zobaczyć, czy coś się udało naprawić. Bardzo się cieszę, ze się na to zdecydowałem.
Historia, współtworzona zresztą przez legendę tego uniwersum, Dana Abnetta, jest tyleż ciekawa, co niestety szczątkowa. Ot w wyniku buntu na statku transportującego więźniów, w tym nas, trafiamy przed oblicze imperialnej Inkwizycji walczącej z plagą Chaosu na świecie-kopcu Atoma Prime. Historia rozłożona jest na kilkanaście różnych misji, jednak w przeciwieństwie do poprzednich odsłon z serii "tide" nie są one w żaden sposób podzielone i ustrukturyzowane i jedynie część łączy jakaś ciągłość fabularna. Skutkuje to znacznie większą swobodą w wyborze wykonywanych zadań zaś postęp w opowiadanej historii zależny jest od poziomu gracza. Nie jestem specjalnie fanem takiego rozwiązania, choć muszę przyznać, że tutaj udało się twórcom z tego wybrnąć całkiem przyzwoicie a krótkie, choć wysokiej jakości, przerywniki rzeczywiście dają nam poczucie postępu. Wciąż jednak uważam to za zmarnowanie talentu Abnetta, któremu nie dano tu zalśnić.
A przynajmniej w narracji przez przerywniki filmowe, bo jest jeden element, który dźwiga historię i świat przedstawiony na swoich barkach: klimat. Ten wylewa się z każdego zakamarka. Czuć, że twórcy nie złapali po prostu licencji i sklecili coś na kolanie, widać przywiązanie do detali i kanonu. No może poza jednym wyjątkiem, ale to absolutnie drobny szczegół, który nie psuje wrażeń z rozgrywki — mianowicie czemu psionik znajdował się w zwykłym transporcie więziennym, a nie na pokładzie Czarnego Okrętu? Nie wiem, ale osobiście machnąłem na to ręką. Zwłaszcza że cała reszta jest tak dobra. Na szczególną pochwałę zasługują tutaj dwa elementy — kreator postaci i ich interakcje. Gra aktorska w tej grze to czyste złoto, widać, że wszyscy wczuwają się w role, a do tego świetnie napisane dialogi i osobowość wylewająca się z każdej ich linijki wnoszą ten tytuł na nowy poziom.
Rozgrywka jest bardzo przyjemna i odpowiednio wymagająca. W dużej mierze przypomina to, co znamy z Vermintide. Do wyboru mamy cztery klasy: Weterana (Veteran), Psionika (Psyker), Klechę (Zealot) i Ogryna (Ogryn). Każdy, poza ostatnim, ma dostęp do arsenału broni, częściowo wspólnej, a częściowo unikalnej dla danej postaci, oraz drzewka umiejętności. Weteran to przede wszystkim drużynowy strzelec, Psionik jest odpowiednikiem maga, Klecha swój potencjał pokazuje w walce wręcz zaś Ogryn to chodząca ściana z całkowicie unikalnym dla siebie wyposażeniem. Niech was jednak nie zwiedzie fakt, że każda z postaci ma dostęp do broni palnej, gdyż nawet nasz zaprawiony w bojach żołnierz będzie korzystać przez długi czas z broni do walki wręcz. Niewielka ilość amunicji, konstrukcja map i ogólny charakter rozgrywki stawiają na starcia w zwarciu i tak naprawdę tylko bardzo wyspecjalizowane buildy będą częściej korzystać z broni palnej.
Dla mnie osobiście nie jest to w żadnym wypadku wada. System poruszania się, przywodzący na myśl nowe odsłony serii DOOM, połączony z ciekawymi i unikalnymi dla każdej broni do walki wręcz kombinacjami, czyni niezwykle dynamicznymi starcia nawet z hordami zwykłych wrogów, o bossach nie wspominając. Dodajmy do tego drzewka umiejętności i arsenał znacząco zmieniający sposób rozgrywki, a także możliwość wytwarzania pasujących nam przedmiotów właściwie od początku gry i robi nam się z tego całkiem przyjemna pętla rozgrywki. Nieco psuje ją przymała ilość misji, ale są one na tyle zróżnicowane, że nie znudzą się aż tak prędko, zwłaszcza że przez system Reżysera AI żadne przejście danego poziomu nigdy nie będzie takie samo.
Oprawa audiowizualna prezentuje się bardzo dobrze. Nic a nic się nie zestarzała przez te dwa lata, jak już wspomniałem jest bardzo klimatycznie, szczegółowo. W dodatku właściwie każda mapa to inny biom, a każdy z nich pieczołowicie wykonany. Brawa należą się za oprawę dźwiękową, zarówno za wspomniane wcześniej aktorstwo, jak i muzykę opisową, przy której maczał palce Jesper Kyd.
Warhammer 40,000: Darktide zdecydowanie wstał z kolan. Po bardzo średniej premierze deweloperzy nie poddali się i pracowali w pocie czoła, by w końcu dostarczyć solidny, grywalny tytuł. Czy powinno im to zająć tyle czasu? Nie, niemniej jednak warto dać mu drugą szansę, nie było chyba bowiem lepszego momentu na powrót, lub zaczęcie przygody od nowa. Gra zmieniła się drastycznie przez ostatnie dwa lata, a do tego wciąż jest rozwijana. Obowiązkowy tytuł dla fanów uniwersum.
Plusy:
+ klimat;
+ kooperacja;
+ oprawa audiowizualna.
Minusy:
- nieco zmarnowany potencjał fabularny;
- balans na wyższych poziomach;
- nieco zbyt mała różnorodność;
- brak trybu offline.
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat