Warhammer 40.000: Space Marine 2 - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 9 września 2024Space Marine powraca po ponad dekadzie. Z tarczą czy na tarczy?
Space Marine powraca po ponad dekadzie. Z tarczą czy na tarczy?
W kampanię Warhammer 40 000: Space Marine 2 wszedłem w ciemno. Celowo unikałem wszelkich wycieków, jakie pojawiły się w sieci, nawet przestawiłem algorytm YouTube, żeby przypadkiem nie trafić na żadne spojlery. Jakaż więc czekała mnie niespodzianka, gdy okazało się, że jest to bezpośrednia kontynuacja poprzedniej części. Nie chodzi mi tu oczywiścei o samą postać byłego kapitana, a teraz porucznika Ultramarines, Demetriana Titusa, a o wątki, które powracają, mimo że odsłony te dzieli ponad 100 lat. Wydawać by się mogło, że jedynka była zamkniętą historią ale okazuje się, że jednak nie. Nie będę Wam psuł zawały i wchodził w głębsze detale, ale dość powiedzieć, że pociągnięto temat bardzo dobrze. Samo zakończenie zaś, choć kończy pewien rozdział, zostawia furtkę na dalszy rozwój marki.
Duży plus należy się za to, jak już wspomniałem przy opisie wrażeń z bety, że bardzo dobrze powiązano obie odsłony. Nie dość, że ma to sens, to jeszcze trzyma się bardzo mocno kanonu. Przynajmniej na papierze. Dlaczego? Ano dlatego, że pierwsza misja, podczas której Titus wciąż jest w szeregach Straży Śmierci, kończy się śmiercią naszych kompanów. Jest to o tyle głupie, o ile wspomniana jednostka jest najbardziej elitarną siłą do walki z obcymi. O ile może jeden na 100 ludzi nadaje się, by zostać jednym z Aniołów Imperatora, tak 1 na 100 wyżej wymienionych ma w sobie potencjał, by odbyć służbę w Straży. Elitę elit zredukowano do poziomu mięsa armatniego. Poza tym ciekawej moim zdaniem byłoby, gdyby grę przechodzić właśnie jako oddział tej jednostki, a nie Ultramarines. W ten sposób dałoby to wgląd w kulturę innych, tak różnych od siebie zakonów, zamiast ukochanych harcerzyków Games Workshop.
Tym razem nasz dzielny kapi... PORUCZNIK Titus, wraz z dwoma braćmi sterowanymi przez AI bądź innych graczy stanie naprzeciw hordom Tyranidów, dla mnie osobiście najbardziej przerażających stworzeń w całym uniwersum 40k. To stale rosnąca gromada kosmicznych robali, używająca żyjącej broni, kontrolowana przez umysł roju, oraz mająca jeden cel - pochłonąć wszystko na swojej drodze. I nie jest to żadna hiperbola, po inwazji Tyranidów nie pozostaje na planecie nic, nawet drobnoustroje. Do to tego dochodzi jeszcze oczywiście Chaos, w postaci legionu Tysiąca Synów. Co to w końcu byłaby za gra o kosmicznych marines bez machinacji Arcywroga. Obaj przeciwnicy różnią się od siebie nie tylko jednostkami, ale i taktyką , jakiej przeciw nas używają oraz tą, jaką sami będziemy zmuszeni zastosować.
Broń, do jakiej mamy dostęp jest strasznie nierówna. Melta, broń plazmowa czy laserowy muszkiet są naprawdę potężne. Broń do walki wręcz również daje bardzo przyjemne wrażenie - nawet nóż bojowy, który ma bardzo krótki zasięg, ale potrafi nas wyciągnąć z trudnej sytuacji, kiedy skończy nam się amunicja. Niestety muszę przyczepić się nieco do broni bolterowej. Rozumiem, że chodzi o kwestie balansu rozgrywki, niemniej tutaj zredukowano go do roli zwykłego karabinu szturmowego, całkowicie odzierając go z energii kinetycznej, jaką powinien mieć napędzany rakietowo pocisk kalibru .75 cala. Różnica między tym, co znamy z bitewniaka, książek i gier RPG, a tym, co mamy tutaj to jak wezwanie na pomoc oddziału Sióstr Bitwy, a otrzymanie w zamian dziewczynki z zapałkami.
Nie samą kampanią jednak człowiek żyje. Jest jeszcze bardzo reklamowany przez twórców tryb Operacji. W nim leży duża część siły tej gry, ale i jej największa słabość. Większą część z blisko 60 godzin, jaką spędziłem ze Space Marine 2, poświęciłem właśnie na ten tryb. To sześć kilkudziesięciominutowych misji, notabene świetnie wplecionych w fabułę, podczas których zostają nam oddane pod kontrolę inne postaci (również sześć), w których skórze stawiamy, solo bądź z dwoma towarzyszami, czoła siłom Tyranidów i Chaosu, pomagając w operacji bojowej Titusa. Klasy, o których zaraz wspomnę, bardzo różnią się stylem rozgrywki i doskonale się uzupełniają, a każdy znajdzie tu kogoś, kim dobrze mu się będzie grało. Misje są zróżnicowane, każda ma inny cel a losowe rozłożenie przeciwników oraz elementy niektórych zadań (na przykład to ile reaktorów będziemy musieli naprawić czy ciał przeszukać, żeby znaleźć klucz) sprawiają, że żadne przejście nie jest dwa razy takie samo. Skoro więc tyle superlatywów to w czym problem?
W dwóch powiązanych ze sobą ściśle elementach - rozwoju postaci i poziomie trudności. Za każdą wykonaną misję otrzymujemy doświadczenie (dla postaci i broni), a także punkty, za które wykupujemy umiejętności, nową broń i elementy kosmetyczne. Cały wic polega na tym, że jeżeli misję zawalimy (a może się to zdarzyć, jeśli gramy sami, uczymy się nowej klasy albo po prostu trafimy na bardzo pechowe rozłożenie wrogów) dostajemy punkty doświadczenia, ale już nie zasobów. Możliwy tego efekt jest taki, że kończymy z wyższym poziomem, odblokowanymi umiejętnościami, które pomogą nam w grze i.. pustym kontem zasobów, przez co nie mamy jak ich wykupić. Jest to dziwne rozwiązanie, którego przyznam, że nie do końca rozumiem. Fakt faktem, można to obejść, rozgrywając serię wyzwań (po trzy dla każdej klasy), która nagradza nas niewielką ilością waluty i materiałów potrzebnych do ulepszenia broni, ale zdecydowanie można było rozwiązać to lepiej. Szczególnie że lepsza broń wymaga materiałów powiązanych z wyższymi poziomami trudności. To jest bardzo, ale to bardzo słabe wyjście, zwłaszcza że wyższe poziomy naprawdę dają w kość i są miejscami wręcz nieuczciwe, głównie przez losowy charakter starć.
Nie pomaga też fakt, że dosłownie na kilka godzin przed tym, zanim zabrałem się za pisanie tej recenzji, pojawił się patch, który osłabia każdą klasę w ogromnym stopni, a takiego snajpera czyni niemalże bezużytecznym na poziomie wyższym niż średni. I nie piszę tego, bo nie daję sobie rady mając za niski poziom. Wspomnianego snajpera mam wbitego na maksymalny możliwy, posiadam sensowne wyposażenie, a o ile przed patchem nie miałem zbyt dużego problemu z robieniem misji na najwyższym poziomie i to z botami, tak teraz mam kłopoty z powtórzeniem tego na poziomie trudnym. A nie jest to moje pierwsze rodeo i kończyłem, ba - platynowałem, znacznie bardziej, przynajmniej w teorii, wymagające tytuły. Mam wrażenie, że twórcy chcieli nieco urozmaicić rozgrywkę tym zabiegiem, a jedyne co wywołali, to frustracja. Nie da się też tego zwalić na chęć balansu trybu PVP, gdyż tam umiejętności z Operacji nie działają.
Wspomniane sześć klas to Tactical (dla grających po polsku - Taktyczny), Assault (Szturmowy), Vanguard (Awangarda), Bulwark (Ostoja), Sniper (Snajper) i Heavy (Ciężki). Jak już wspomniałem wcześniej, różnią się ode od siebie mocno, zarówno pod względem umiejętności, uzbrojenia, jak i roli na polu bitwy. Tactical to ktoś dla fanów typowych strzelanek, robi wszystko dobrze, ale nic wybitnie. Przyznam, że dla mnie osobiście była to po prostu najnudniejsza klasa, choć nie oznacza, że jest zła. Umiejętność specjalna to skan obszarowy, zwiększający obrażenia zadawane oznaczonym przeciwnikom. Assault z kolei to wyposażony w plecak odrzutowy i broń białą marine, zdolny wzlatywać w powietrze i zadawać olbrzymie obrażenia obszarowe, choć poza tym nie jest to w mojej opinii najlepsza klasa do walki na bliski dystans. Za to świetnie w roli sprawia się moja druga ulubiona klasa, czyli Vanguard, który śmiga po polu bitwy za pomocą linki z kotwiczką (której można użyć na wrogach, nie na terenie) eliminując potężniejszych przeciwników za pomocą broni do walki wręcz, bądź melty (odpowiednika strzelby). Posiada też opcje na nieco większy zasięg, ale są one znacznie mniej uniwersalne.
Zupełnie właściwie pozbawiony opcji walki na dłuższy dystans (pomijając broń boczną) jest za to Bulwark, numer trzy na mojej osobistej liście. Posiadający unikalny miecz i tarczę, a także moc leczenia towarzyszy, to po prostu chodzący taran, którego rolą jest bezpośrednie wsparcie. Jego kompletnym przeciwieństwem jest za to mój faworyt, Sniper. Kilka świetnych opcji zasięgowych i aktywna niewidzialność czynią z niego idealną maszynę do likwidowania przeciwników z sąsiedniej dzielnicy. A właściwie czyniły, bo we wspomnianym patchu, który osłabł wszystkie postaci, on dostał po tyłku najmocniej.
O ile od początku był najtrudniejszą i najwolniejszą, w mojej opinii, klasą do rozwoju, na koniec zmieniając się w prawdziwą bestię dosłownie kasującą dowództw przeciwnika, tak teraz jest zwyczajnie słaby na poziomie bardzo trudnym i ekstremalnym. Fakt, zwiększenie liczby wymaganych strzałów w głowę z 1-2 do 3-4 może nie brzmieć tak źle na papierze, ale w momencie, kiedy weźmie się pod uwagę, jak mały jest zapas amunicji do broni snajperskiej i jak ciężko jest na wyższych poziomach wymierzyć ten perfekcyjny strzał, na który składa się kilka czynników, to zaczyna być to jasne. Znajdujący się na samym końcu listy Heavy to zaś raj dla osób, które nie chcą sobie zawracać głowy tak przyziemnymi sprawami, jak przeładowanie. Jego umiejętność, w postaci energetycznej kopuły blokującej pociski wroga, czyni z ciężkiego marine idealne wsparcie ogniowe. Jak już wspomniałem, każdy znajdzie coś dla siebie, a jeszcze biorąc pod uwagę możliwość dodana własnych kolorów, będzie mieć frajdę z reprezentowania ukochanego zakonu. Bardzo cieszę się, ze wybór sił Chaosu padł na legion Tysiąca Synów. Nie ma to jak nosić heraldykę Kosmicznych Wilków, robiąc im z zadków powtórkę z Prospero.
Jeśli chodzi o oprawę, to ta jest po prostu przepiękna i co najważniejsze - klimatyczna. Czy to gęsta dżungla, gotycka architektura miejska, zrujnowane instalacje wojskowe czy świat cmentarny, wszystko to wygląda tak, jak powinno. A do tego jeszcze efekty majaczących w tle hord Tyranidów, które często i gęsto rzucają się w naszym kierunku, robi fenomenalne wrażenie. Na dodatek jest nie tylko płynnie, ale też i krwawo. Jedyne, do czego mam zarzut to nieco niedopracowana skala wielkości pojazdów. Dźwiękowo to wszystko też brzmi niesamowicie, a w głosach Titusa i reszty postaci czuć moc i energią przystojącą najwierniejszym sługom Imperatora.
Warhammer 40 000: Space Marine 2 to bardzo dobra gra, która jednak wymagać jeszcze będzie trochę balansowania, zanim osiągnie właściwą równowagę między wyzwaniem a dobrą zabawą. Mam nadzieję, że twórcy przyłożą się poważnie do dostrojenia odpowiednio rozgrywki tak, żeby gracze czuli satysfakcję, ale nie mieli za łatwo, bo jak na razie poziom trudności jest miejscami mocno nieuczciwy. Jest to dla mnie kandydat na grę roku, ale nim wydam ostateczną ocenę, będę się bacznie przyglądać rozwojowi balansu w tej produkcji.
Plusy:
+ fabuła;
+ klimat;
+ kooperacja;
+ strona dźwiękowa i wizualna;.
Minusy:
- balans w kooperacji;
- boltery pozostawiają niedosyt.
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat