Watchmen: sezon 1, odcinek 1 – recenzja [NYCC 2019]
HBO postawiło sobie nie lada wyzwanie. Stworzenie serialu, który jest kontynuacją kultowego komiksu Watchmen autorstwa Alana Moore'a to ambitne zadanie. Jak prezentuje się ta produkcja? Przeczytajcie naszą recenzję pierwszego odcinka, który obejrzeliśmy podczas tegorocznego New Jork Comic Conu.
HBO postawiło sobie nie lada wyzwanie. Stworzenie serialu, który jest kontynuacją kultowego komiksu Watchmen autorstwa Alana Moore'a to ambitne zadanie. Jak prezentuje się ta produkcja? Przeczytajcie naszą recenzję pierwszego odcinka, który obejrzeliśmy podczas tegorocznego New Jork Comic Conu.
Watchmen to zarówno serialowa kontynuacja komiksowej historii, jak i opowieść nawiązująca do filmu Zacka Snydera z 2009 roku. Jeśli jednak nie mieliście styczności z tym dziełem wcześniej, to nie będzie to przeszkodą w oglądaniu produkcji Lindelofa. Po prostu nie wyłapiecie kilkunastu smaczków, jakie scenarzysta umieścił na drugim i trzecim planie. Jest to jednak samodzielna historia, której pilot się broni. Damon Lindelof, który stworzył scenariusz do takich seriali jak Pozostawieni czy Zagubieni, zanurzył się w świat stworzony przez Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa, by pokazać widzom swoją wizję tego świata 30 lat po tragicznych wydarzeniach, które jak łatwo się domyślić, miały nie lada wpływ na rzeczywistość ukazaną w tej produkcji. W świecie wykreowanym przez Lindelofa nie ma już miejsca dla zamaskowanych bohaterów, którzy na własną rękę wymierzają sprawiedliwość. Takie praktyki są surowo karane. Na straży sprawiedliwości stoją policjanci, którzy pod maskami ukrywają swoją prawdziwą tożsamość. Na fotelu prezydenta Stanów Zjednoczonych siedzi Robert Redford, a Doktor Manhattan dalej przebywa na Marsie.
Główną bohaterką serialu jest Angela Abar (Regina King), była policjantka, która w wyniku wydarzeń pewnej feralnej nocy porzuciła zawód dla dobra swojej rodziny. Oczywiście wymuszona emerytura to tylko iluzja. Jako zamaskowana mścicielka Sister Knight współpracuje dalej z policją, tylko w konspiracji. Pod wodzą komendanta (Don Johnson) walczy z przestępczą organizacją o nazwie Konfederacja ukrywającą się pod maskami Rorschacha. Angela nie jest jedyną zamaskowaną bohaterką współpracującą z policją, takich osób jest więcej. Całość przypomina trochę historię z Civil war. Część bohaterów postanawia dalej strzec porządku w mieście i współpracować z policją, decydują się ujawnić funkcjonariuszom rządowym swoją prawdziwą tożsamość.
Najciekawiej prezentuje się postać grana przez Jeremy'ego Ironsa. To tajemniczy geniuszu mieszkający w zamku i spędzający wolny czas na pisaniu swojej sztuki. Jak to u Lindelofa widz na razie może się tylko domyślać, że postać grana przez Ironsa to Adrian Veidt znany wszystkim jako Ozymandiasz, a owa wyspa to forma więzienia. Twórcy nie mówią nam tego wprost, ale w pierwszym odcinku mocno to sugerują.
Świat pokazany przez Lindelofa jest mroczny, zimny i nieprzyjemny. Można odnieść wrażenie, że ludzkość żyje w ciągłym strachu. Społeczeństwo jest podzielone i bardzo mocno kontrolowane przez organy ścigania. Zamaskowani bohaterowie wcale nie są tu postrzegani jako herosi. Ludzie ich nie wielbią, wręcz przeciwnie boją się tych, którzy pracują dla policji. A i sami herosi przypominają często psychopatów, którzy zasłaniają się odznaką. Natomiast Konfederacja, z którą walczą, jest niczym więcej jak nową wersją Ku Klux Klanu, walczącą o przywrócenie supremacji białej rasy w USA. Może dlatego ludzie popierający ich mieszkają w dzielnicy Nixona.
Wizualnie serial prezentuje się świetnie. Zarówno postaci, jak i całe otoczenie są stworzone ze smakiem i pomysłem. Wiele rzeczy, stroje czy też postaci drugoplanowe nawiązują do historii, którą fani Watchmenów mogą znać z komiksów lub z filmu. Twórcy bardzo często puszczają do nich oko. Ten serial jest jednym z tych, do których widz będzie wracał wielokrotnie, by wykryć wszystkie ukryte smaczki. Nie będę ukrywać, że takie produkcje lubię najbardziej. Co ciekawe jestem przekonany, że każdy odbierze ten serial inaczej. Duży wpływ na odbiór ma tutaj nastrój, w jakim się znajdujemy podczas jego oglądania. Watchmeni Damona Lindelofa to taki test Rorschacha, w którym każdy zobaczy co innego. Brakowało mi takiej produkcji w telewizji.
Krótko mówiąc - pilot to intrygująca historia, która miejscami bawi, ale przeważnie skłania do myślenia nad tym, w którą stronę zmierza nasz świat. Dostarcza też sporo rozrywki i udowadnia, że nawet tak wspaniałe dzieło jak komiksowi Strażnicy, można w inteligentny sposób kontynuować bez większej utraty klimatu, a obsadzenie Reginy King w głównej roli było strzałem w dziesiątkę.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat