Westworld: sezon 1, odcinek 9 – recenzja
Westworld to kawał niezwykłej rozrywki, która daje masę frajdy. Przedostatni odcinek ogląda się z napięciem i nadzwyczajnym zaciekawieniem.
Westworld to kawał niezwykłej rozrywki, która daje masę frajdy. Przedostatni odcinek ogląda się z napięciem i nadzwyczajnym zaciekawieniem.
Trudno w każdej recenzji nie chwalić Thandie Newton w roli Maeve. W tym odcinku jest jej mało, ale pozostawia po sobie kapitalne wrażenie. Jej rozmowa z Bernardem to przykład na to, jak pokazać dialog dwóch postaci w taki sposób, że nie tylko zapominamy o tym, że to są aktorzy, ale też oglądamy scenę z wielkimi emocjami. Maeve wyrasta na postać, która z każdym odcinkiem nabiera znaczenia. W rozmowie z Bernardem widzimy wszystkie zalety tej postaci – niesamowita charyzma, magnetyzm, pewna bezwzględność i wyrazistość. Jest to dobrze nakręcona i napisana scena, która znakomicie rozpoczyna falę wydarzeń tego odcinka. Za takie rozwiązanie twórców można jedynie chwalić, bo ogląda się to z niesłabnącą frajdą. Wątek z bandytą jest jednoznaczną sugestią, jak to się może potoczyć w finale. Jest potencjał.
Zobacz także: Świetny zwiastun finału Westworld
Szybko okazuje się, że to wątek Bernarda staje się centralnym motywem tego odcinka. Całe jego spotkanie z dr. Fordem jest przeprowadzone perfekcyjnie. To właśnie w tych momentach klimat Westworld pokazuje swoją moc. Jakie jest w tym napięcie! Dostajemy tak naprawdę niezwykły aktorski pojedynek Anthony'ego Hopkinsa z Jeffreyem Wrightem. Nic się tutaj nie liczy. Tylko dwie osoby i dialogi płynące w świetny sposób. Najlepsze jednak w tym jest to, jak Bernard sądzi, że przechytrzył Forda, ale do końca nie wiemy, kto jest mądrzejszy i kto wygra tę słowną szermierkę. Dlatego te sceny ogląda się w tak dużym napięciu i z tak wielką ciekawością. Spotkanie Bernarda ze swoim stwórcą ma w tym kontekście piękne znaczenie metaforyczne, bo Ford po raz kolejny pokazuje, że jest tutaj bogiem i nikt nie może mu się przeciwstawić. Z tego też powodu końcowe sceny działają tak mocno, bo ostatecznie Ford wygrywa to starcie i kończy z Bernardem w tak okrutny sposób. Szok? Wydaje mi się, że to najlepsze określenie, bo wygląda na to, że Ford pozbył się właśnie jednej z głównych postaci 1. sezonu, gdyż końcówka sugeruje, że Bernard zginie. W innym wypadku przecież wymazałby po prostu pamięć o tych wydarzeniach, a w ten sposób całkowicie pozbywa się problemu. I tak oto dostaliśmy jedne z najlepszych scen tego odcinka.
W wątku Dolores mamy znów skoki pomiędzy „liniami czasu”, które ostatecznie są jedynie jej wspomnieniami. Mieszają się, dlatego do końca nie wiadomo, który moment jest wspomnieniem, a który rzeczywistością. Biorąc pod uwagę to, że Dolores ostatecznie nie ma rany na brzuchu, stawiam, że to jest teraźniejszość i w jest w niej człowiek w czerni. W przeszłości są William i jego szalony kumpel. Mamy na to tak naprawdę dwa mocne dowody. Po pierwsze – zdjęcie narzeczonej Williama, które dostaje w obozie konfederatów. Przecież to jest ta sama fotka, która rozpoczęła problemy ojca Dolores w teraźniejszości. Tylko tutaj jest nowa, a wcześniej widzieliśmy ją podniszczoną. Po drugie – kompletna przemiana Williama w psychopatę. Ta scena jest pod wieloma względami porażająca. To, w jaki sposób William zmienił się z człowieka zakochanego w kogoś, kto rozczłonkował gospodarzy dla zabawy. Plusem tej sceny jest to, jak świetnie to pokazano. Jimmi Simpson stworzył w tym momencie wokół swojej postaci aurę, która sprawia, że pomimo pewnej prostoty przeprowadzenia tej zmiany, jestem w stanie w nią uwierzyć. Ten człowiek ma w sobie coś, co pozwoliło mu tak łatwo przypomnieć sobie, że to są tylko maszyny, a nie istoty żywe, jak myślał wcześniej. Wydaje mi się, że w pewnym sensie to może sugerować potwierdzenie spekulacji, że on jest człowiekiem w czerni, bo jest to podobne podejście do tej postaci. A biorąc pod uwagę, że William i kolega mówili o zarządzie Westworld, łączyłoby się to w spójną całość z tym, czego dowiedzieliśmy się o człowieku w czerni.
Wokół człowieka w czerni cały czas krążą różne teorie. Nawet taka, że jest on jednym z gospodarzy i przez kilka odcinków wydawało mi się to bardzo prawdopodobne. Ten epizod jednak potwierdza, że jest on szychą, której głos ma znaczenie dla działania zarządu Westworld. Wydaje mi się, że może być właścicielem tego wszystkiego. Dlatego Ford traktuje go z pewną dozą szacunku, a on sam może powiedzieć Charlotte, żeby nikt mu nie przeszkadzał, gdy gra w grę. Coś takiego może zrobić tylko człowiek ważny o wielkich wpływach.
Jonathan Nolan w jednym z wywiadów mówił, że teorie fanów na temat serialu mają w sobie ziarno prawdy. Wychodzi na to, że kwestia Bernarda, który okazuje się stworzony na podobieństwo Arnolda, była jedną z tych rzeczy. Niby wielu z nas mogło to podejrzewać. Sam też miałem takie myśli, więc niekoniecznie można nazwać to wielkim zaskoczeniem, prawda? Ale to nie ma znaczenia. Pochwała należy się twórcom za to, jak to nakręcono. Połączenie emocji, detali i napięcia na skalę, która może się podobać. To wyjawienie po prostu było dobrze i pomysłowo nakręcone. Dlatego moja reakcja, gdy Dolores weszła do sali, w której przecież kilkakrotnie rozmawiała z Bernardem, a w której chwile później pokazał się Arnold, brzmiała tak: „Wszystko zaczyna układać się w całość – dobre”, a nie „To tyle?”. Pomimo domysłów można poczuć ekscytację i frajdę z tego wyjawienia, bo zostaje ono przeprowadzone tak jak trzeba. Trudno tutaj narzekać na jakikolwiek detal.
Zobacz także: Kulisy wyjawienia prawdy o Bernardzie z Westworld
Tak naprawdę w tym odcinku, jak i w kilku poprzednich, cały wątek Wyatta wydaje się naciągany i nieciekawy. Poznanie nowych wspomnień przez Teddy'ego nie wywołuje większych emocji ani zaciekawienia. Może on sam okaże się Wyattem? Trudno mi reagować na to w jakikolwiek inny sposób niż z obojętnością, bo w porównaniu do każdego innego wątku ten wydaje się niepotrzebny. Pozostaje tutaj pytanie – po co Ford wprowadził tę narrację Teddy'emu? Czy to ma znaczenie?
Serial Westworld nie zawodzi, bo dostajemy naprawdę dobry, mocny, pełen napięcia i emocji odcinek, w którym wydarzyło się wiele dobrych i ważnych rzeczy. Te mniejsze, subtelniejsze detale znów zachwycają, bo pozwalają wysnuwać spekulacje i teorie tak jak przez cały sezon. I to jest własnie sukces tej produkcji. Ona sam w sobie zmusza do myślenia i nie pozostawia obojętnym. To jest prawdziwa frajda z serialu.
Źródło: zdjęcie główne: HBO
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat