Widma minionych nocy
Kiedy na rynku panuje raczej moda na horrory ociekające krwią, w których trup ściele się często i gęsto, a duchy i wszelakiej maści maszkary wyłażą z niemalże każdej możliwej dziury, nie wyłączając odpływu w zlewie czy dziobka od czajnika, bywają jeszcze pisarze, którzy do tematu podchodzą w bardziej klasyczny, stonowany sposób. Do takich autorów zalicza się James P. Blaylock i jego "Widma minionych nocy".
Kiedy na rynku panuje raczej moda na horrory ociekające krwią, w których trup ściele się często i gęsto, a duchy i wszelakiej maści maszkary wyłażą z niemalże każdej możliwej dziury, nie wyłączając odpływu w zlewie czy dziobka od czajnika, bywają jeszcze pisarze, którzy do tematu podchodzą w bardziej klasyczny, stonowany sposób. Do takich autorów zalicza się James P. Blaylock i jego "Widma minionych nocy".
Peter Travers po rozwodzie ze swoją żoną Amandą stara się na nowo ułożyć sobie życie z Beth. Obojgu los sypnął piaskiem w oczy, pozostawiając w podobnej sytuacji: zarówno kobieta, jak i on, są po rozwodzie i mają dziecko z poprzedniego małżeństwa. Niestety i ten związek zostaje wystawiony na próbę w momencie, gdy Peter odkrywa, że jego eks wraz z synkiem Davidem nie wyjechali na planowane wakacje, ale po prostu zaginęli. Historia rodzinnej tragedii przeplata się z losami Pomeroya, idącego po trupach do celu agenta nieruchomości, który obsesyjnie zaczyna podglądać Beth, jak również Kleina, jego pracodawcy, który w nie do końca legalny sposób próbuje dorobić się fortuny, skupując domy znajdujące się w kanionie, w którym mieszka także i Peter. Wszystkim bohaterom towarzyszy jeszcze wiatr - silny, głośny, porywisty; wiatr, w którym słychać płacz dziecka i rozpaczliwe nawoływania matki...
James P. Blaylock to autor znany przede wszystkim z powieści z nurtu fantasy i steampunku, miłośnikom grozy to nazwisko raczej niewiele powie, szczególnie w Polsce. "Widma minionych nocy" to w zasadzie pierwsza dla pisarza poważna próba zmierzenia się z gatunkiem, jakim jest horror. Jest to również początek osobliwej trylogii o duchach, której akcja rozgrywa się we współczesnej Kalifornii, a w skład której wchodzą także "Winter Tides" oraz "The Rainy Season", które w Polsce czekają dopiero na wydanie. Muszę przyznać, że jak na gatunkowy debiut, "Widma..." wypadają nadzwyczaj udanie, czerpiąc garściami ze starej szkoły i stawiając na powolne, acz skuteczne budowanie klimatu, zamiast raczyć czytelnika bezmyślnym rozlewem krwi.
"Night Relics", bo taki tytuł książka nosi w oryginale, to typowe, a może właśnie dość nietypowe, biorąc pod uwagę dzisiejsze trendy, ghost-story nawiązujące do klasycznych powieści i filmów grozy z lat 70. i 80. Książka sposobem straszenia i budowania napięcia przywodzi na myśl tytuły takie jak "Zemsta po latach" czy nawet "Lśnienie". Akcja toczy się niespiesznie, kolejne elementy tajemnicy odsłaniane są stopniowo, a trupów jest jak na lekarstwo. Nie przeszkadza to jednak w opowiedzeniu ciekawej historii z niełatwymi do sklasyfikowania bohaterami; historii, od której czytelnikowi ciężko jest się oderwać. Co prawda znalazło się kilka drobnych mankamentów pokroju mało wiarygodnego zachowania bohaterów w końcowych rozdziałach, czy zakończenia pozostawiającego wiele pytań bez odpowiedzi, jednak nie rzutują one jakoś szczególnie negatywnie na całość.
Czytając "Widma minionych nocy" odnosi się wrażenie, jakby oglądało się horror o duchach w starym dobrym stylu. Jest to spowodowane tym, że autor przykłada bardzo dużą wagę do narracji. Bardziej niż na dialogach, skupia się na szczegółowych opisach, które w połączeniu ze świetnym stylem oraz bogatym, barwnym językiem dają niesamowity efekt. Już chociażby z tego powodu warto przeczytać recenzowaną powieść, gdyż obecnie taki sposób pisania należy już do rzadkości. Druga sprawa to bohaterowie, którzy zostali nakreśleni bardzo grubą, wyraźną kreską, a przy tym pozbawieni są wyraźnej etykietki "dobry/zły". Ciężko jest jednoznacznie ocenić ich czyny, raz postępują wbrew wszelkim zasadom moralnym, innym razem zaś robią coś, co poniekąd usprawiedliwia ich wcześniejsze zachowanie. Dzięki temu nie odnosimy wrażenia obcowania z teatrzykiem papierowych postaci, ale czujemy, że czytamy powieść dojrzałą, przemyślaną, pozostawiającą ocenę bohaterów w gestii czytelnika, a nie narzucającą nam ją z góry. Wreszcie dochodzimy do miejsca akcji, niewielkiego osiedla domków jednorodzinnych, kanionu, czy też lasu. W każdym przypadku są to lokacje usytuowane z dala od wielkich skupisk miejskich, tłumów ludzi, hałasu współczesnej cywilizacji. Pozwalają budować pewną atmosferę wyobcowania, samotności, która w zetknięciu z wszechobecnym wiatrem, w którym daje się słyszeć płacz dziecka czy głosy ludzi, potrafi zjeżyć włos na głowie. Zresztą wiatr w tej opowieści odgrywa znaczną rolę, jest poniekąd dodatkowym bohaterem, zwiastunem tragicznych wydarzeń, swoistą manifestacją złych mocy. To głównie za jego sprawą podczas lektury odczuwamy niepokój.
[image-browser playlist="609010" suggest=""]
"Widma minionych nocy" z jednej strony są typową powieścią z gatunku ghost-story, z drugiej zaś są jakże odmiennie od większości tego, co obecnie można zobaczyć na księgarnianych półkach. Jest to raczej klasyczne podejście do tego typu opowieści, z niespieszną narracją i stopniowo budowanym napięciem, nastawione, przede wszystkim na bohaterów, klimat i opowiadaną historię, a nie dynamiczną akcję i dziesiątki trupów. Dużo w tym wszystkim powieści obyczajowej, co bynajmniej nie jest żadnym zarzutem w kierunku Blaylocka, bo pozwala się zżyć z bohaterami, kibicować im, czy nawet się z nimi identyfikować. Szczerze polecam "Night Relics" wszystkim miłośnikom klasycznej grozy, bo choć książka posiada kilka drobnych mankamentów nie pozwalających mi wystawić wyższej oceny, to czas, który poświęciłem na jej lekturę, uważam za jak najbardziej dobrze spożytkowany. W zalewie kiczowatych horrorów klasy B jest to prawdziwa perełka.
Ocena: 7+/10
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat