Wiedźmin: Ronin - recenzja mangi
Data premiery w Polsce: 7 września 2022Rafał Jaki i Hataya wspólnymi siłami przenieśli Geralta z Rivii do Japonii w epoce Edo. Sprawdzamy, czy takie połączenie ma sens i czy warto zapoznać się z mangą Wiedźmin: Ronin.
Rafał Jaki i Hataya wspólnymi siłami przenieśli Geralta z Rivii do Japonii w epoce Edo. Sprawdzamy, czy takie połączenie ma sens i czy warto zapoznać się z mangą Wiedźmin: Ronin.
CD Projekt już wcześniej eksperymentował z Wiedźminem i realiami feudalnej Japonii. Po fantastycznych figurkach przedstawiających Białego Wilka i Ciri w alternatywnej wersji przyszła pora na mangę Wiedźmin. Ronin, który zabiera słynnego łowcę potworów w podróż do epoki Edo. Bohater poszukuje tam yokai, a dokładniej yuki-onna, owianą tajemnicą panią śniegu. Oczywiście zadanie to nie będzie proste. By ją odnaleźć, Geralt będzie musiał przemierzyć wiele miejsc i podjąć się szeregu zleceń, które przybliżą go do celu.
Z tego też powodu swoją strukturą Wiedźmin. Ronin przypomina nieco produkcje studia CD Projekt RED. Samotny bohater chodzi od lokacji do lokacji, gdzie pozyskuje zlecenia wysyłające go w kolejne miejsca. Warto zaznaczyć, że nie zdecydowano się tutaj na przeniesienie akcji do czarno-białego świata z jasno zarysowanymi dobrymi i złymi. W dalszym ciągu mamy do czynienia z niejednoznacznymi moralnie decyzjami i postaciami, a więc czymś, co pojawiało się zarówno w grach, jak i twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Nie brak sytuacji, w których ludzie okazują się większymi potworami niż... same potwory. Historia toczy się raczej dość nieśpiesznym tempem i dopiero w końcówce zaczyna dziać się więcej. Takie rozwiązanie ma swój urok, choć oczywiście nie każdemu przypadnie do gustu. Niektórzy z pewnością poczują pewien niedosyt po dotarciu do ostatniej strony.
Podczas lektury mangi bardzo szybko uderzyła mnie jedna rzecz: to, jak bardzo postać Geralta z Rivii ma wiele wspólnego z wizerunkiem ronina w popkulturze. W obu przypadkach mamy do czynienia z najczęściej samotnymi i raczej oszczędnymi w słowach wojownikami, którzy są świetni w swoim fachu, ale nie cieszą się sympatią innych osób. Mam wrażenie, że to właśnie te podobieństwa sprawiły, że przeniesienie Wiedźmina do feudalnej Japonii wypada tak naturalnie i wiarygodnie: szybko zapomina się, że mamy tu do czynienia z jakaś alternatywną historią w stylu A gdyby...? i po prostu wciągamy się w wir przedstawionych wydarzeń.
W Roninie postawiono na bardzo ciekawą warstwę artystyczną. Ilustracje, które przygotowała Hataya, są dość specyficznie i mocno odbiegają od tych z zachodnich komiksów, ale zdecydowanie mogą się podobać i świetnie pasują do przedstawionych realiów. Co ciekawe, w mandze jest stosunkowo niewiele dialogów, zdarzają się strony całkowicie ich pozbawione lub takie, na których Geralt ogranicza się do wydawania z siebie charakterystycznych pomruków. Mimo tego nie ma to negatywnego wpływu na przekazywanie historii: wiele dowiadujemy się z samych obrazów, a niektóre miny są w stanie wyrażać więcej niż słowa.
Choć do tempa i formy przedstawienia historii można mieć pewne zastrzeżenia, to Wiedźmin: Ronin naprawdę świetnie wypada jako eksperyment i próba przeniesienia znanego bohatera do zupełnie innego świata. Do tego warstwa wizualna sprawia, że obcowanie z mangą daje wiele przyjemności. Nie miałbym nic przeciwko nie tylko kontynuowaniu losów Geralta-Ronina, ale też wysyłaniu bohatera w kolejne, jeszcze bardziej zaskakujące miejsca.
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1970, kończy 54 lat