Wiedźmin: sezon 1, odcinek 1-5 – recenzja
Data premiery w Polsce: 20 grudnia 2019O tym serialu mówiło się od dawna. Śledziliśmy wszystkie informacje na temat castingu, scenariusza, efektów specjalnych. No i nareszcie mamy okazje sami przekonać się jak wygląda nowy serial Netflixa na postawie opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Przeczytajcie naszą recenzję bez spojlerów.
O tym serialu mówiło się od dawna. Śledziliśmy wszystkie informacje na temat castingu, scenariusza, efektów specjalnych. No i nareszcie mamy okazje sami przekonać się jak wygląda nowy serial Netflixa na postawie opowiadań Andrzeja Sapkowskiego. Przeczytajcie naszą recenzję bez spojlerów.
Serial Wiedźmin robiony przez amerykańskiego streamingowego giganta już w chwili ogłoszenia, że powstanie zderzył się z ogromnymi oczekiwaniami fanów. Wszyscy oczekiwali produkcji, która uchwyci klimat sagi ale także będzie swoim wyglądem nawiązywać do gier, które podbiły serca graczy na całym świecie. I po obejrzeniu pięciu odcinków muszę powiedzieć, że Netflix stanął na wysokości zadania. Produkcja napisana przez showrunnerkę Lauren S. Hissrich ma w sobie ten unikalny klimat znany nam z książek Andrzeja Sapkowskiego. Co nie powinno nikogo dziwić, bo ta sama scenarzystka stoi za sukcesem The Umbrella Akademy, a także najlepszego serialu ze stajni Marvela czyli Daredevila. Hissrich garściami czerpie z opowiadań polskiego pisarza wprowadzając pewne zmiany, które są niezbędne by dane historie miały sens dla widzów i nie nudził wolnym tempem. Scenarzystka dopisuje także historię postaciom o przeszłości których nic lub prawie nic nie wiedzieliśmy. W ten sposób narodziło się np. origin story Yennefer. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że co bardziej ortodoksyjni fani będą zniesmaczeni tym faktem, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza. Malo tego, pozwala bardziej zrozumieć jaką osobą jest Yennefer. Zresztą oglądają pierwsze odcinki rozumiem dlaczego Tomasz Bagiński od początku mówił, że Wiedźmin to bardziej opowieść o Ciri i Yennefer, niżeli o Geralcie. Jednak nie wpływa to zbytnio na odbiór serialu. Po prostu historia obu kobiet rozwija się z odcinka na odcinke odkryając kolejne ciekawe rzeczy z ich życia, a w tym czasie nasz Wiedźmin jeździ z miasta do miasta zgładzając nowe potwory. W każdym odcinku oglądamy rozwój każdej z postaci nim stały się tymi, które dobrze znamy. Nie nastawiajcie się więc, że już w pierwszym odcinku staną na drodze Wiedźmina. Wprost przeciwnie, do tego momentu upłynie dużo czasu.
Nie dajcie się zwieść strasznie słabemu pierwszemu odcinkowi, który jest powolny i pozbawiony ciekawych elementów. To takie przeciętne przedstawienie postaci widzom, którzy nigdy z Wiedźminem nie mieli do czynienia. Jest to niestety błąd charakterystyczny dla produkcji Netflixa, ponieważ twórcy pracując nad ich serialami wiedzą, że będziemy je oglądać jak film, czyli wszystkie za jednym posiedzeniem. Nie budują więc napięcia tak, byśmy sięgnęli po następy odcinek, bo wiedzą, że i tak to zrobimy. Jedyną rzeczą zasługującą na uwagę w pierwszym odcinku jest świetnie przeprowadzona pod względem choreografii walka na miecze pomiędzy Geraltem a bandą Renfri. To co Henry Cavill tam wyprawia to mistrzostwo świata. Jednak gdy pojawiają się napisy końcowe nie pojawia się silna chęć sięgnięcia po następny by zobaczyć jak dalej potoczą się losy bohaterów. Brakuje tu haczyka który by nas bardziej przyciągnął.
Serial nabiera tempa dopiero w 3 odcinku, w którym nasz bohater musi pokonać strzygę, a Yennefer przechodzi transformację. To jest moment kiedy serial pokazuje nam swoje prawdziwe oblicze i zaczyna wciągać. Walka ze strzygą wypada świetnie i pokazuje potencjalne możliwości tej produkcji. Zarówno pod względem choreografii jak i charyzmy Cavilla, który wcześniej tylko coś tam mruczał pod nosem, a tu nareszcie pokazuje poczucie humoru oraz zawziętość w walce.
Pod względem wizualnym Wiedźmin nie stoi na najwyższym poziomie. Jest raczej średnią półką i przypomina wiele seriali fantasy, jakie mamy na rynku. Nie jest to oczywiście wielki minus, bo nawet Gra o tron nie dysponowała wielkim budżetem jak zaczynała. Zobaczymy jak serial zostanie przyjęty na świecie i czy w powstającym już 2 sezonie Netflix dorzuci mieszek złota, albo dwa. Produkcja wyróżnia się za to ciekawym castingiem. Henry Cavill jest idealnym Geraltem, lepszym niż Supermanem. Znakomicie czuje tę postać. Ma jej charakter. Mimika twarzy, poczucie humoru i sposób w jaki mówi jest taka jak widziałem oczami wyobraźni gdy czytałem te opowiadania lata temu. Do tego jak już pisałem wcześniej, świetnie posługuje się mieczem. Jest po prostu przekonywujący w tych starciach. Widać, że aktor dobrze czuje się w skórze tego bohatera. Ale z drugiej strony nie ma co się dziwić, w końcu on sam chciał go zagrać i zamęczał Netflix prośbami by zaprosili go na casting i dali szansę. Podobnie jest z Anyą Chalotrą, która gra Yennefer. Ma w sobie to coś co hipnotyzuje, a zarazem przeraża. Taka femme fatale. Trochę gorzej na tym tle wypada Joey Batey jako Jaskier i Freya Allani jako Ciri. Ale może na razie dostali po prostu za mało czasu ekranowego, by się wykazać.
Trochę rozczarowują wnętrza w których serial jest kręcony. Wyglądają przeciętnie i często po prostu tanio. Jakby była to produkcja robiona z małym budżetem przez Syfy, a nie Netflixa. Niestety, nie udaje się produkcji ukryć tej sztuczności, która w niektórych momentach zbytnio przykuwa uwagę odwracając uwagę od tego co dzieje się na ekranie.
I teraz wisienka na torcie, bo wiem, że wszyscy się zastanawiają, no dobrze, postaci postaciami, ale jak wyglądają potwory. I tu widać, że poszły największe nakłady finansowe. Może i niektóre pomieszczenia w serialu wyglądają tanio, ale już potwory to inna półka. Dobrze zaprojektowane wizualnie. Na wysokim poziomie. Nie ma tu gumowych smoków czy krepinowych kreatur. Najlepiej widać to właśnie na przykładzie strzygi z 3 odcinka, której wygląd wzbudza przerażenie nie tylko u postaci ale także widzów. Trzeba jednak przyznać, że Netflix ukrywa przed nami swoje potwory. Nie są one w pełni eksponowane. Kryją się w ciemnościach, wyskakują tylko na chwilę. Kamera nie pokazuje ich często z bliska do pewnego kulminacyjnego momentu. W ten sposób reżyserzy poszczególnych odcinków budują napięcie i grozę. Wychodzą z założenia, że bardziej boimy się tego czego nie widać.
Wiedźmin spełnia pokładane w nim nadzieje, choć moim zdaniem to nigdy nie będzie produkcją pierwszoligową elektryzującą fanów na całym świecie. To ciekawy serial fantasy ze średniej półki.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat