Wiedźmy na wojennej ścieżce
Wszelkie wątpliwości, jakie miałem w związku z trzecim sezonem American Horror Story, rozwiewa czwarty odcinek. Serial nie został ułagodzony, a totalnie zakręconych wątków pojawia się coraz więcej. Charakterystyczne już dla produkcji stacji FX pomieszanie z poplątaniem stopniowo zaczyna wysuwać się na pierwszy plan.
Wszelkie wątpliwości, jakie miałem w związku z trzecim sezonem American Horror Story, rozwiewa czwarty odcinek. Serial nie został ułagodzony, a totalnie zakręconych wątków pojawia się coraz więcej. Charakterystyczne już dla produkcji stacji FX pomieszanie z poplątaniem stopniowo zaczyna wysuwać się na pierwszy plan.
Największym atutem Coven jest obecny w historii motyw voodoo. To właśnie z nim związane są najbardziej mroczne i przerażające elementy fabuły. Filmowcy nieszczególnie często sięgają po tę wywodzącą się z Afryki religię, a przecież do kina grozy nadaję się idealnie. Ryan Murphy umiejętnie wplótł ponure rytuały w swoją opowieść, dzięki czemu stała się ona bardziej barwna, chociaż są to głównie ciemne barwy.
Już sam początek halloweenowego odcinka wypada kapitalnie. Znów stajemy się świadkami prześladowań czarnoskórej mniejszości, lecz oprawcom nie udaje się uniknąć zasłużonej kary, a ta zostaje wymierzona gnijącymi rękami nieumarłych. W tym przypadku mamy do czynienia z prawdziwymi, nieskażonymi żadnym wirusem zombie, które zostały wskrzeszone przy użyciu czarnej magii. Laveau ma władzę nad życiem i śmiercią, dlatego też truposze pojawią się jeszcze niejednokrotnie, co wyraźnie zasugerowano. Ogromny plus za ich charakteryzację i niezłe efekty gore.
"Fearful Pranks Ensue" to również zaogniający się konflikt między Fioną i Marie. Zawarty przed laty rozejm zostaje zerwany, a czarownice wytaczają najcięższe działa. To jak na razie najciekawszy i wykazujący największy potencjał wątek w całym trzecim sezonie. Zastanawiam się tylko, czy szanse obydwu stron są wyrównane. Kapłanka voodoo wydaje się być zdecydowanie potężniejsza, a to już choćby z tego względu, iż jest w stanie wysłużyć się żywymi trupami. Z drugiej strony nie poznaliśmy jeszcze pełni możliwości Goode. Bez względu na to, jak zakończy się ten pojedynek, możemy być pewni, że będziemy świadkami znakomitych popisów Angeli Bassett i Jessiki Lange. Panie doskonale odnajdują się w swoich rolach, aczkolwiek w przypadku weteranki American Horror Story można odczuć pierwsze symptomy schorzenia zwanego "jazda na autopilocie". Aktorka w swojej kreacji za bardzo przypomina poprzednie wcielenia.
W czwartym epizodzie powraca Frances Conroy, którą wcześniej mogliśmy oglądać jedynie przez moment. Jak się okazuje, Fiona będzie musiała toczyć wojnę na dwóch frontach, gdyż powrócił dawny wróg w postaci Myrtle Snow, członkini Rady Czarów, pragnącej za wszelką cenę wywlec na światło dzienne wszystkie mroczne sekrety naczelnej wiedźmy. Morderstwo jednej z podopiecznych może więc jej się odbić czkawką. Dochodzenie prowadzone przez Radę pozwala nam odkryć sporo kart z przeszłości bohaterów, a przede wszystkim Spaldinga. Dowiadujemy się chociażby, w jaki sposób stracił język. Najciekawsze jest jednak jego hobby i związany z nim pokój pełen lalek. Do grona dziwaków można więc spokojnie dodać kolejnego zwichrowanego osobnika.
[video-browser playlist="634197" suggest=""]
Niespodzianką totalną jest natomiast mąż Cordelii, który nie jest tym, kim wydawał się być. Nie będę się wdawał w szczegóły, aby nikomu nie zepsuć przypadkiem seansu, ale to zdecydowanie najmocniejszy punkt odcinka. W dodatku wielbiciele urody Alexandry Breckenridge, która w pierwszym sezonie wcieliła się w młodą Moirę, będą zachwyceni, ponieważ aktorka jest w tym wątku obecna.
Na minus z kolei jak na razie przygody Zoe i Kyle'a, które wydają się całkowicie zbędne. Już w poprzednim odcinku motyw kazirodztwa budził co najwyżej niesmak, a nic nie wskazuje na to, aby historia tej dwójki rozwijała się w jakimś sensownym kierunku. Kilka niezbyt angażujących scen i to wszystko. Na domiar złego odnosi się wrażenie, iż są one całkowicie oderwane od głównej linii fabularnej. Pozostaje mieć nadzieję, że scenarzyści trzymają jakiegoś asa w rękawie i jeszcze zdołają widzów pozytywnie zaskoczyć, bo na chwilę obecną fragmenty z udziałem tej pary ma się ochotę przewijać - a szkoda, bo wariacja na temat potwora dr. Frankensteina początkowo zapowiadała się naprawdę apetycznie.
Czwarty epizod Coven jest chyba jak dotąd najlepszym. Mocny, intensywny i kipi od emocji, a zakończenie skutecznie rozbudza apetyt na więcej. Nie brakuje też humoru, zaś nowe pomysły wprowadzają ten przyjemny chaos, który towarzyszył poprzednim sezonom. Widz wreszcie czuje się autentycznie skołowany i z niecierpliwością wyczekuje kolejnych epizodów, które rzucą nieco światła na niejasne kwestie. Do tej pory byłem przekonany, że trzecia seria nie dorówna Asylum, ale teraz nie jestem już tego taki pewien.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 47 lat