Wiktoria: sezon 2, odcinek 7 – recenzja
Po ostatnim bardzo smutnym odcinku dla odmiany najnowsza odsłona Wiktorii raczy widza urokliwymi szkockimi wzgórzami, które aż proszą się, aby się wśród nich zgubić. Co okazuje się ostatecznie dosyć proste…
Po ostatnim bardzo smutnym odcinku dla odmiany najnowsza odsłona Wiktorii raczy widza urokliwymi szkockimi wzgórzami, które aż proszą się, aby się wśród nich zgubić. Co okazuje się ostatecznie dosyć proste…
Dla równowagi i dobrego stanu psychicznego widza warto od czasu do czasu zmieniać klimat opowiadanej historii. Poprzedni odcinek Victoria był zdecydowanie najsmutniejszy z obu sezonów, więc nadszedł czas na coś innego. Odcinek pod tytułem The King Over the Water (nazwa nieprzypadkowa, nawiązująca do toastu wznoszonego przez Jakobitów) samą nazwą wskazuje, że będzie to opowieść powiązana ze Szkocją. I dokładnie tak się dzieje – królowa Wiktoria znowu wpada na pomysł, aby uwolnić się z oków władzy, szalonych napastników, celujących do niej z nienaładowanej broni oraz wszechobecnej straży, mającej oko na każdy jej krok. Gdzież indziej można poznać uroki malowniczych równin poprzecinanych wzgórzami i rzekami, gdzie szukać leśnych ostępów zasnutych mgłą czy nadpobudliwych poetów, potrafiących doprowadzić człowieka do szału mrokiem swojej poezji? Szkocja za sprawą literatury pięknej staje się oczywistym celem urlopu monarchini, jej męża oraz całego dworu, wyłączając biedną baronową Lehzen, która musi opiekować się królewskimi dziećmi…
Szkocja jest tak piękna, że bohaterowie w gruncie rzeczy mogliby niewiele robić na tle szkockiego pejzażu – stać i gadać – a i tak większość widzów byłaby pewnie zadowolona. Wystarczy do tego dodać jeszcze dudy i żwawe tańce i jesteśmy w domu. Twórcy serialu pod względem wizualnym wyciskają z miejsca akcji co tylko się da, a choć mgła w lesie, stająca się idealnym miejscem ucieczki Wiktorii i Alberta ewidentnie nie jest naturalna, wciąż jest przepięknie. Szkocja staje się jeszcze jednym bohaterem Victoria – aż można żałować, że to tylko jednorazowa historia. Postępowanie głównej bohaterki nie dziwi już zapewne nikogo, w końcu nieraz już próbowała chociaż na chwilę uwolnić się od swoich obowiązków. Jednak tym razem Wiktoria celowo gubi się wraz z mężem, a robi to tak znakomicie, że oboje gubią się rzeczywiście. Tym samym dostajemy absolutnie prześliczne sceny, gdy małżonkowie jadą konno przez coraz to dziksze ostępy, a fryzura Wiktorii z każdą sceną wygląda coraz gorzej. Przyznaję, że szczególnie bacznie obserwowałam jej warkocz – rzeczywiście twórcy serialu pilnowali, aby przypadkiem nie zapomnieć o postępującym rozlatywaniu się królewskiej fryzury. Ostatecznie siedząca po męsku królowa w sukni koloru pudrowego różu przemierza z rozpuszczonymi włosami szkockie pustkowia, a widz pod względem estetycznym jest absolutnie zadowolony.
Fabularnie epizod wypada dość przyzwoicie, nie przekraczając jednak utartych ścieżek. Wiadomo, że Wiktorię i Alberta w końcu odnajdą szkoccy żołnierze, wiadomo, że służba będzie tańczyć na jak najlepszej imprezie świata, a książę Ernest i Harriet zaczną w końcu rozmawiać. Brakuje jednak w tym odcinku elementu zaskoczenia, bowiem nie zaskakuje chyba już nikogo scena pocałunku lorda Alfreda Pageta i Drummonda. To się kroiło już od dłuższego czasu, więc zniecierpliwiony widz zmęczony coraz liczniejszymi aluzjami może wreszcie zakrzyknąć… no właśnie – nareszcie! Warto wspomnieć, że obaj panowie żyli naprawdę, jednak twórczyni serialu poczyna sobie dość swobodnie z historycznymi faktami, dodając do Victoria wątek gejowski. Pewnie kogoś to oburzy, ale na pewno też i kogoś ucieszy. Obaj ci bohaterowie są jednak na tyle sympatyczni, że ogląda się ich rozmowy z niekłamaną przyjemnością. Dwóch młodzianów tańczących do skocznej szkockiej muzyki? Proszę bardzo, czemu nie. Dobra zabawa zawsze w cenie. Trzeba jednak pamiętać, że akcja serialu dzieje się w XIX wieku, więc homoseksualiści mieli się zdecydowanie gorzej niż obecnie. Najprościej mówiąc – lepiej dla Drummonda oraz Pageta będzie, jeżeli nie będą się obnosić publicznie ze swoim uczuciem… Gdyby tylko nie widziała ich razem Wilhelmina, moglibyśmy liczyć na happy ending, a ta pozostaje niepewność co do ich dalszych losów.
Najnowszy odcinek serialu potwierdza, że Victoria to wciąż naprawdę przyjemna i dobra rozrywka. Seans gwarantuje ładne widoki, lekko przemelodramatyzowaną fabułę, władców Wielkiej Brytanii śpiących w wiejskiej chacie oraz królową cerującą skarpety męża, który w tym czasie smaży ryby na patelni w pałacowym kominku. Uśmiech gwarantowany. Przed nami już jednak tylko jeden, ostatni i finałowy odcinek całkiem, jak dotąd, udanego sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: ITV
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat