„Wilk z Wall Street” DVD: Wilk syty. Widz nie bardzo
Data premiery w Polsce: 3 stycznia 2014Nie można powiedzieć, że Wilk z Wall Street był objawieniem kinowym tamtego sezonu. Przecież każdy spodziewał się po nowym dziele Martina Scorsese świetnego filmu, brawurowej zabawy i genialnego występu Leonardo DiCaprio, a o jego mocy świadczy fakt, że kolejny seans, tym razem w domowym zaciszu, sprawia równie dużą przyjemność. Szkoda więc tak ubogiego wydania DVD, które mogłoby ową przyjemność jeszcze bardziej wydłużyć.
Nie można powiedzieć, że Wilk z Wall Street był objawieniem kinowym tamtego sezonu. Przecież każdy spodziewał się po nowym dziele Martina Scorsese świetnego filmu, brawurowej zabawy i genialnego występu Leonardo DiCaprio, a o jego mocy świadczy fakt, że kolejny seans, tym razem w domowym zaciszu, sprawia równie dużą przyjemność. Szkoda więc tak ubogiego wydania DVD, które mogłoby ową przyjemność jeszcze bardziej wydłużyć.
Nadal trudno mi orzec, czy Scorsese w filmie, który stworzył w oparciu o autobiografię prawdziwego maklera giełdowego Jordana Belforta, próbuje stworzyć karykaturę z głównego bohatera, ośmieszyć całą tę pogoń za pieniędzmi, rozpustę i moralną deprawację. Czy reżyser chce przestrzec widza przed zachłyśnięciem się perspektywą bogactwa, czy może pokazać, że jeśli się ma pieniądze, to nawet spadając z wysokiego pułapu, da się wylądować na czterech łapach?
Tak czy inaczej, Jordan Belfort jest bogaty, obrzydliwie bogaty. Dzięki temu ma wszystko, co mógłby sobie wymarzyć – wille, samochody, piękną żonę oraz dostęp do takiej ilości narkotyków, że nawet hipisom z lat 60. mogłoby się zrobić głupio. Bohater doszedł do tego wszystkiego sam, stworzył maszynkę do robienia pieniędzy, nie zważając na szkody, które wyrządza swoim klientom. Ma gdzieś innych ludzi, jedynym kryterium, jakim ocenia pozostałe osoby, są pieniądze, zdradza swoją żonę na lewo i prawo, a w wolnych chwilach rzuca karłami w tarczę – takiego bohatera musimy oglądać przez blisko trzy godziny. Co ciekawe, postaci tej w wykonaniu Leonardo DiCaprio nie da się nie lubić – a to wszystko dzięki zburzeniu czwartej ściany. Jordan mówi do nas, uśmiecha się, wtajemnicza nas w sekrety firmy i innych ludzi. Krótko mówiąc: traktuje nas jak swoich przyjaciół, więc możemy czuć się wyróżnieni. Trudno zresztą oprzeć się zawadiackiemu uśmiechowi Jordana, a w momentach, kiedy ponosi porażki, nie można nie okazać mu współczucia.
Wynika to pewnie także z tego, że Belfort jest z początku jednym z nas – wywodzi się z klasy średniej, jego żona jest fryzjerką, a jedyne, czego chce, to zarabiać na tyle, by wieść porządne życie. To, że Wall Street działa tak, a nie inaczej, nie jest winą jego, ale machiny, która coraz bardziej wciąga go w świat cyferek, akcji i oszukiwania klientów. Będąc więc świadkami degeneracji Jordana, trudno jest odwrócić się do niego plecami – szczególnie że przez cały czas trwania filmu on o nas pamięta.
Ale to tylko jedna z wielu zalet filmu. Drugim potężnym filarem, na którym opiera się to trzygodzinne dzieło, jest rewelacyjny scenariusz Terence’a Wintera, którego kojarzyć powinni wszyscy znający Rodzinę Soprano czy Zakazane imperium. Zresztą, scenarzysta Wilka… już przeszedł do historii X Muzy, pisząc skrypt zawierający najwięcej fucków, jeśli chodzi o produkcje fabularne. Dzięki Winterowi film Scorsese jest tak szybki i dynamiczny, że mimo długiego seansu trudno się nudzić. Na ekranie cały czas coś się dzieje, a dialogi wystrzeliwane są z taką prędkością, że polskie tłumaczenie musiało zostać potężnie okrojone, by dało się nadążyć za napisami.
Już jakiś czas po pierwszym seansie zacząłem się zastanawiać, czy to wszystko, co ma ten film do zaoferowania. Teoretycznie mamy świetny scenariusz, bezbłędną, choć odrobinę przezroczystą reżyserię oraz genialne aktorstwo nie tylko DiCaprio, ale także Jonah Hilla, a po trzech godzinach śmiechu i naprawdę dobrej rozrywki, imprez, nagich piersi i narkotyków trudno nie czuć się spełnionym. Ale czy coś jeszcze tutaj pozostało?
Drugi seans daje okazję odpowiedzieć sobie na to pytanie. A odpowiedź brzmi: "nie", ale chyba właśnie o to chodzi. Wilk z Wall Street jest taki jak Jordan Belfort – widowiskowy i brawurowy, nieoglądający się wstecz. Całe życie to imprezy, alkohol, seks i narkotyki. I chyba dlatego warto zaserwować sobie jeszcze jeden seans, by uświadomić sobie, że pustka w świecie filmu jest pustką w świecie Jordana. I to paradoksalnie świadczy nie o słabości dzieła Scorsese, ale o jego mocy. A może sobie coś dopowiadam i tak naprawdę Wilk… jest widowiskową wydmuszką? Scorsese chyba jest jednak autorem zbyt wysokiej klasy, by mogło tak być.
A jeśli chodzi o klasę, to wydanie DVD nie może pretendować do żadnej istniejącej. Gdy na pudełku trudno znaleźć jakąkolwiek wzmiankę o dodatkach, można to uznać za błąd lub żart, ale gdy płyta znajduje się już w napędzie, a jedyne dostępne opcje to włączenie filmu, wybór scen lub ścieżki (która ogranicza się tylko do napisów polskich i lektora), łatwo wydać z siebie jęk zawodu. Tak brawurowy film aż prosi się o wzbogacenie materiałami dodatkowymi, chociażby krótkim filmem z planu lub komentarzem reżysera. Niestety niczego takiego na wydaniu DVD nie uświadczymy. Za to odejmuję jedną gwiazdkę.
Wydanie DVD |
Dodatki: brak |
Język: angielski - 5.1, polski (lektor) - 5.1 |
Napisy: polskie |
Obraz: 16:9 |
Wydawca: Monolith Films |
Poznaj recenzenta
Jędrzej SkrzypczykDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat