Wilkołaki – recenzja filmu
Nie dajcie się oszukać ocenie liczbowej, którą widzicie po prawej stronie. Wilkołaki to absurdalna rozrywka, wyśmienite połączenie Gęsiej Skórki, Nocy oczyszczenia i klasycznego Wilkołaka studia Universal, ale w stylistyce studia Tromy.
Nie dajcie się oszukać ocenie liczbowej, którą widzicie po prawej stronie. Wilkołaki to absurdalna rozrywka, wyśmienite połączenie Gęsiej Skórki, Nocy oczyszczenia i klasycznego Wilkołaka studia Universal, ale w stylistyce studia Tromy.

Żarty na bok. Wilkołaki to film uroczo nieudolny w każdym możliwym aspekcie – od aktorstwa, po realizację scen akcji, dialogi oraz praktyczne efekty specjalne. Daje jednak bardzo dużo radości właśnie z tego powodu, że realizacyjnie przypomina projekt kosztujący maksymalnie kilka tysięcy dolarów (możliwe, że tak właśnie było), dużo rzeczy jest pokracznych, nieudanych i spaja to wszystko tak naprawdę chęć zrobienia absurdalnego filmu, w którym udający komandosa sąsiad ma napisane na kamizelce kuloodpornej „morderca wilkołaków”. Nie zabraknie też zarażonych likantropią jegomościów odzianych w skurzaną kurtkę, więc i taki stwór będzie próbował dorwać naszego protagonistę.
Właśnie, bo może trzeba chociaż dwa zdania poświęcić bohaterowi oraz fabule tego filmu. I tak oto śledzimy losy napakowanego naukowca Wesleya (Frank Grillo), który opuszcza swoją owdowiałą szwagierkę Lucy (Ilfenesh Hadera) i jej córkę Emmę (Kamdynn Gary), by wyruszyć do laboratorium, gdzie odbywać się będą ważne testy. Wszystko po to, by wynaleźć lek blokujący działania superksiężyca, który raz na jakiś czas zamienia wybranych ludzi w wilkołaki.
Koncept brzmi absurdalnie, ale też bardzo atrakcyjnie i stąd nieprzypadkowe skojarzenia z nocą oczyszczenia, w której to raz w roku społeczeństwo może się wzajemnie mordować. Tutaj jednak dochodzi do tego choroba genetyczna, niekorzystne działanie księżyca i jest coś uroczego w tym, że reżyser Wilkołaków Steven C. Miller, zapragnął chociaż trochę ominąć utarte klisze i uczynić z Wesleya naukowca, nie tylko kupę mięśni. Rzecz w tym, że te naukowe zainteresowania i umiejętności szybko ustępują sile fizycznej i umiejętności strzelania z karabinu, bo jednak to staje się bardziej skuteczną bronią do walki z wilkołakami niż nauka.
Od dobrych kilku lat nie brakuje w serwisach VOD tzw. zapychaczy ramówki, aby dawać widzom poczucie posiadania w ofercie danego serwisu bogatej biblioteki. Widziałem ja i na pewno widzieliście też Wy całe mnóstwo tworów filmopodobnych, które są zrealizowane słabo, nieciekawie i nie mają wiele do powiedzenia. W przypadku Wilkołaków jest tak samo, z tą różnicą, że jest to naprawdę źle zrealizowany film z naprawdę okropnymi popisami aktorskimi (wyjątkiem jest Frank Grillo, ten akurat ma pojęcie, co robi). Jest tutaj całe mnóstwo absurdalnych, źle zrealizowanych scen i jasne, warto odnotować, że dostajemy sporo efektów praktycznych, co zawsze cieszy oko, ale tutaj wiele razy koślawy montaż będzie starał się ukrywać niedostatki, a rozmazany ekran i widoczne na nim flary będą stwarzać pozory stylu formalnego. Steven C. Miller, który na koncie ma całe mnóstwo podobnych filmowych potworków zrealizowanych za małe pieniądze, niczym specjalnym w Wilkołakach nie zaskakuje. Może jedynie warto docenić, że niektóre sceny akcji faktycznie są udane. Po pierwsze dlatego, że jest ich całe mnóstwo, bo film nie traci czasu na rozmowy bohaterów i szczęśliwie dla naszych uszu nie raczy nas często obszernymi dialogami. Ba, jestem przekonany, że żaden las nie ucierpiał przy tworzeniu tego filmu, ponieważ scenariusz zawierał pewnie maksymalnie dwie strony A4. Wracając jednak do akcji – momentami udaje się popisać jakąś sztuczką reżyserowi i poszczególne strzelaniny czy starcia między wilkołakami dają czystą kinową frajdę. To jednak wszystko przy założeniu, że podejdziemy do tego widowiska z przymrużeniem oka i nie będziemy brać jakkolwiek tego, co dzieje się na ekranie, na poważnie. Zwłaszcza że gdy zanika fasada ekranowej magii i dostrzegamy uderzające o samochody owłosione manekiny lub widzimy odpadające gumowe kończyny, to tym bardziej można się uśmiechnąć.
Nie ma sensu zatem rozpisywać się o tym, jak to możliwe, że księżyc robi, to co robi, że jakkolwiek dałoby się naukowo stworzyć lek na tego typu przypadłość. Najważniejsze, że dołożono starań, by pokazać przemiany ludzi w wilkołaki w sposób satysfakcjonujący i chociaż efekty przypominają czasami swoją jakością to, co możemy znać z klasycznej serialowej Gęsiej skórki, to jednak fani tanich filmów ze sklejanymi na taśmę efektami praktycznymi znajdą tutaj dla siebie dużo dobra. Zdecydowanie wolę takie pulpowe nieudolne próby tworzenia kina niż typowe średniaki, jakich pełno w ofertach VOD.
Poznaj recenzenta
Michał Kujawiński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1974, kończy 51 lat
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1967, kończy 58 lat

