Willow: sezon 1, odcinek 3 - recenzja
Willow zapowiadał się na lekki serial fantasy. Najnowszy odcinek obnaża wiele błędów i niedociągnięć tej produkcji.
Willow zapowiadał się na lekki serial fantasy. Najnowszy odcinek obnaża wiele błędów i niedociągnięć tej produkcji.
Willow w 3. odcinku staje się serialem dziwacznie frustrującym, bo wszelkie błędy, problemy i niedopracowania są tutaj widoczne bardziej niż w premierowych odcinkach. Tam dzięki solidnej reżyserii nie znalazły się na pierwszym planie. Serial staje się festiwalem nietrafionych decyzji, złych pomysłów oraz realizacji, która w najlepszych momentach jest co najwyżej przeciętna.
Weźmy na początek totalnie nieudany motyw z opętanymi rycerzami porywającymi Elorę. To po prostu jest... tanie. Delikatne CGI i zmiana głosu – bum, mamy potwory! Wygląda to kiczowato i wcale nie buduje uczucia grozy. Przypomnijmy sobie, jak tworzono przeciwników Willowa w filmie. Robiono to za pomocą prostszych środków. I to miało klimat! Teraz twórcy ponoszą sromotną porażkę, bo nie rozumieją, co czyniło tamte postacie tak groźnymi. Na papierze pomysł wydaje się solidny, bo Ballantine to mentor i przybrany ojciec Jade. Ich konfrontacja powinna wywoływać emocje, niepokój i napięcie. Gdy dochodzi do walki z grupą herosów, następuje seria bezsensownych pojedynków w stylu Xeny z lat 90. Do niczego one nie prowadzą i niczego sobą nie reprezentują. Nie budują emocji, bo nie ma w tym widocznego celu ani poczucia zagrożenia. Kompletny brak pomysłu, wizji czy chęci zrealizowania tego w miłym dla oka stylu. Fatalna praca kamery daje nam do zrozumienia, że motyw idzie po linii najmniejszego oporu – prosto do przewidywanego i tym samym nudnego finału. Do tego jeszcze ten dziwaczny moment, w którym Willow rzuca bombę dymną, opętani rycerze znikają z Elorą, a bohaterowie ruszają w pościg. Sensu w tym nie ma żadnego. Co twórcy w ogóle sobie myśleli? Kto powiedział, że to dobry pomysł?
Ten moment, gdy podopieczna Jade ma zabić swojego mentora, a ten ją o to błaga, powinien wzruszać, a... wywołuje uczucie zażenowania. "Reżyserska niefrasobliwość" to prawdopodobnie najdelikatniejsze określenie, którego można użyć do opisu tej sceny. Pustka, obojętność, brak charakteru czy serca to tylko jedne z wielu problemów. Ta wszechobecna sztuczność i manipulacja emocjami to grzechy, które trudno wybaczyć. Źle wygląda też scena śmierci niskorosłego przyjaciela Willowa. Nienaturalność, fatalnie prowadzeni aktorzy (uwielbiam Warwicka Davisa, ale widać, że dawno nie grał przed kamerą) i ta okropnie irytująca maniera twórców, by wymuszać emocje, wywołują jedynie zażenowanie. Szkaradna realizacja wcale nie poprawia sytuacji. To jedne z najgorzej zrealizowanych scen, jakie widziałem w 2022 roku.
Problemem 3. odcinka nie jest ani romans Jade z Kit, ani różnorodna grupa bohaterów – co niektórzy krytykują, używając słowa "woke". Willow ma fundamentalne problemy na poziomie scenariusza. Postacie są źle rozpisane, zero-jedynkowe. Dość kiepsko wypadają dialogi – są wisienką na przeterminowanym torcie. Księżniczka Kit to chyba najbardziej irytująca postać współczesnych seriali – jest nieautentyczna i nie ma charakteru – i nie jest to wina aktorki, a scenarzystów, którzy wpisują ją w utartą kliszę gatunku. Problemem Willow nie jest fakt, że mamy grupę młodych wiekiem postaci. Bynajmniej! Kłopot w tym, że Kasdan i jego ekipa nie rozumieją, jak tego typu postacie rozpisać, by przypominali ludzi, a nie chodzące stereotypy, które potrzebne im są do obrazowania określonych pomysłów. I nie ma się co dziwić, bo scenarzystką odcinka jest Wendy Mericle, osoba odpowiedzialna za najgorsze sezony Arrow.
A co możemy powiedzieć o głównym bohaterze? Brakuje mu charakteru z oryginału, a niektóre decyzje fabularne psują jego wizerunek. Przykład? W kulminacji decyduje się użyć magii w walce z rycerzami. Jeśli znamy film, to możemy zrozumieć jego motywacje, ale twórcy nie kierują tego serialu do widzów wychowanych na kinowej produkcji, ale do nowych odbiorców, którzy nie zrozumieją dziwnie ukazanych motywacji bohatera i konsekwencji jego decyzji. To wszystko wydaje się kwintesencją fatalnie napisanego scenariusza. Scenarzyści nie rozumieją, że kinowy Willow był wyjątkowym familijnym filmem fantasy, który nie bał się mroku, grozy i powagi wymieszanej z lekkością, humorem i nutką przyjemnej przygody. Tych wszystkich elementów brakuje nowemu serialowi. To inna bajka. Chyba najgorzej wypadają te momenty (podobnie jak to było w 2. odcinku), gdy nagle pojawia się jakiś rockowo-popowy utwór w tle (przypomina to Riverdale). Brak tu muzyki w stylu Jamesa Hornera, która perfekcyjnie współgrała z przygodową otoczką filmu. Twórcy wprowadzają coś takiego i kompletnie wybijają nas z klimatu.
Willow to rozczarowanie! Najnowszy odcinek udowadnia, że twórcy nie mają doświadczenia, kreatywności ani ręki do tego typu historii. Budżet może nie jest zbyt wysoki – co widać przez brak efektownej magii – ale kinowy pierwowzór kosztował w latach 80. zaledwie 35 mln dolarów, a dzięki fantastycznym efektom specjalnym nadal robi dobre wrażenie i pokazuje, jak tworzyć familijne kino fantasy. Ten serial tylko marnuje potencjał filmu. Gdyby nie opierał się na znanej marce, zostałby zlekceważony przez widzów. Nie ma tu jakości.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat