Wojna o przetrwanie – recenzja filmu
Wyobraźcie sobie połączenie Czasu apokalipsy z Jurassic Park. Czy ten pomysł nie jest wspaniały? Jest. A czy zainspirowany tymi tytułami film Wojna o przetrwanie też daje radę?
foto. materiały prassowe
Nie do końca. I nie powinno to być szczególnym zaskoczeniem, bo Wojna o przetrwanie to film o znacznie mniejszym budżecie i z mniej utalentowaną obsadą. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z totalnym chłamem – Luke Sparke zadbał o to, by podczas seansu nie było nudy. I jeśli nawet są niedociągnięcia budżetowe – a są dość często – to jednak naprawdę można przymknąć oko na źle dobrane stroje czy słabsze CGI przy dinozaurach. Mogło też być jednak zdecydowanie lepiej, gdyby zadbano o jedną kluczową rzecz – spójność tonalną. Jeśli wrzucasz dinozaury i Rosjan do wojny w Wietnamie, musisz podjąć decyzję: robisz to na poważnie czy bawisz się absurdami? Sparke niestety nie potrafił... albo nie chciał się zdecydować na tylko jedno z tych dwóch.
Widać z jednej strony próbę oddania szacunku podjętej tematyce, ale przecież mamy w tej historii dinozaury! I nie tylko. Pojawia się Rosjanka urodzona w Berlinie Zachodnim, uzależniona od morfiny, będąca niczym Ellie Sattler z odzysku. Mamy na chwilę amerykańskiego badacza, czyli Alana Granta rodem z taniego chińskiego sklepu, a także jednostkę, która momentami zachowuje się niczym ekipa z Jaj w tropikach. I wszystko to mogłoby naprawdę dobrze zadziałać, gdyby nie fakt, że przez większość czasu jest to grane na poważnie. Nudy co prawda nie ma – strzelanin z prehistorycznymi gadami i radzieckimi żołnierzami jest pod dostatkiem, ale obie te konwencje mocno się gryzą.
Gdy elitarny oddział wojskowy zostaje wysłany na wrogie terytorium opanowane przez prehistoryczne stworzenia, naturalnie pojawiają się pytania o fundamenty tego świata – o to, jak w ogóle możliwe było przywrócenie tych istot do życia? Jak funkcjonują w środowisku i realiach całkowicie dla siebie obcych? To kwestie, które mocno akcentował Michael Crichton w Parku Jurajskim, a które tutaj zostały całkowicie pominięte. Wojna o przetrwanie to film na podstawie powieści Ethana Pettusa pod tym samym tytułem. Nie czytałem jej, więc nie wiem, w jakich obszarach gatunkowych poruszał się oryginał. Jednak wiem, że chcąc złapać dwie sroki za ogon, często nie łapie się żadnej.
Kino wielokrotnie pokazywało, że nawet świetnie wymyślony koncept może nie wybrzmieć na ekranie tak mocno, jak by się chciało. W przypadku filmowej wersji Wojny o przetrwanie niestety mamy problem z tożsamością. Mamy tu również zbyt długi czas trwania, nagromadzenie schematów – oprawa muzyczna przypomina każdy inny film o wojnie w Wietnamie – oraz brak naprawdę interesującej warstwy fabularnej.
I żeby była jasność – tak, w takim kinie przede wszystkim chodzi o to, żeby żołnierze walczyli z dinozaurami. Jednak gdy film skupia się wyłącznie na tym elemencie, całość zaczyna stawać się obojętna. Warto też dodać, że nie wszystkie sekwencje strzelanin są atrakcyjne. Kilka z nich rzeczywiście zapada w pamięć – jak choćby atak inteligentnych dinozaurów powoli dobierających się do kompanii, ale to zdecydowanie za mało. Wiele scen rozgrywa się w nocy, by ukryć niedociągnięcia komputerowo wygenerowanych gadów, co również nie pozostawia najlepszego wrażenia.
Na koniec jest obowiązkowa walka z T-Rexem, ale tutaj też zabrakło kreatywności, by jakoś ten moment wyróżnić na tle tego, co działo się w każdej innej odsłonie z serii Park Jurajski. W trakcie finałowej walki pomyślałem sobie, że skoro ten film nie idzie w absurd i totalną kampową rozwałkę, to może mogłoby to wyglądać jak Godzilla Minus One? Pokazanie wojny w Wietnamie i próba rozliczenia się z traumami poprzez atak dinozaurów? To nie jest niestety ten kaliber. Film Sparke’a stoi w rozkroku między ambicjami i próbą odtworzenia Czasu Apokalipsy a groszową historią z taniego sklepu z komiksami.
Zwłaszcza że reżyser starał się, jak mógł, aby pokazać nam oddział Vulture Squad w ludzki sposób – nadać im jakieś cechy charakteru i motywacje. Ostatecznie udaje się to w jednym przypadku, a cała reszta to jedynie obiad dla dinozaurów. Plus taki, że faktycznie obserwujemy sporo scen gore i wnętrzności, ale to też po jakimś czasie może stać się powtarzalne. Gdzieś w tle próbuje się pokazać moralne rozterki związane z rozkazami niemożliwymi do wykonania, bo to, co początkowo miało być misją ratunkową, stało się wojną o przetrwanie w dziczy wypełnionej dinozaurami, odtworzonymi przez radzieckich profesorów. Sophia (Tricia Helfer) jest najbliższa tego, by być postacią z krwi i kości – ma poczucie winy, jest uzależniona od morfiny, wspiera oddział, choć wcześniej znajdowała się po drugiej stronie konfliktu. Ale to tyle, bo panowie mają przede wszystkim za zadanie dużo krzyczeć, trzymać broń i strzelać do dinozaurów z niekończącej się amunicji.
Wojna o przetrwanie łączy w sobie bardzo atrakcyjne i absurdalne koncepty, ale jednocześnie zbyt mocno stara się być na poważnie. Nie ma tu ciekawie zarysowanego konfliktu od strony fabularnej, a kolejne starcia służą jedynie atrakcji, zostawiając widza bez poczucia stawki i przywiązania do postaci. Nie jest to tani, sklecony za sto dolarów akcyjniak najniższej klasy — widać w nim kompetencje i umiejętności twórców. Nie jest to ani spektakularna porażka, ani wielki sukces. W głowach pozostanie tylko niewykorzystany koncept.
Poznaj recenzenta
Michał Kujawiński
naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1978, kończy 47 lat
ur. 1965, kończy 60 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1945, kończy 80 lat
Lekkie TOP 10