Wyśpiewać miłość
Patrząc wstecz na to, czym było Glee, a czym się stało, należy pogratulować twórcom decyzji o powolnym zakończeniu produkcji i zadać pytanie - dlaczego dopiero teraz? Pierwszy odcinek piątego sezonu tylko potwierdza słuszność tych poglądów.
Patrząc wstecz na to, czym było Glee, a czym się stało, należy pogratulować twórcom decyzji o powolnym zakończeniu produkcji i zadać pytanie - dlaczego dopiero teraz? Pierwszy odcinek piątego sezonu tylko potwierdza słuszność tych poglądów.
Wszystko zaczyna się jak zwykle ostatnio, czyli w Nowym Jorku. Rachel jest na przesłuchaniu i próbuje dostać główną rolę kobiecą w sztuce wystawianej na Broadwayu. Gościnny występ dwóch aktorów ucieszy zarówno fanów "Króla Artura", jak i fanki "Zmierzchu". Dziewczyna coś tam sobie gada, po czym dowiadujemy się, że jest za młoda i ma przed sobą jeszcze czas na zostanie gwiazdą. Jakie to wszystko znajome...
Od razu też wiemy, co będzie motywem przewodnim odcinka - piosenki Beatlesów. Pomysł bardzo dobry, szczególnie że brytyjski zespól potrafił wypuszczać hit za hitem. Nie spodziewajmy się jednak fajerwerków - brak odważnych aranżacji i jedynie poprawne śpiewanie naszych młodych chórzystów sprawia, że muzyka pobrzmiewa bardzo zachowawczo. Co prawda zarówno Rachel, jak i Blaine to wciąż świetni piosenkarze ze wspaniałymi głosami, ale Glee potrafiło odważniej bawić się czyjąś twórczością.
Piosenki Lennona i bandy świetnie wpisują się w to, co odcinek chce nam pokazać, a jest tym temat miłości - tej trudnej, tej ukrywanej, a także tej otwartej. Na pierwszy plan wysuwają się więc Kurt z Blainem oraz Artie z Kitty. Ci pierwsi wracają do siebie po wielu przejściach ukazanych w poprzednim sezonie, a drudzy dopiero rozpoczynają swoją zabawę z umawianiem się. Robią to więc w ukryciu, na prośbę Kitty, która wstydzi się pokazać z niepełnosprawnym kolegą, a do tego członkiem szkolnego chóru.
Ich perypetie, ukazane w jednej piosence, bardzo miło się ogląda. Wzajemne podchody dobrze (choć w przyspieszonym tempie) ukazują rozterki nastolatków w szkole średniej.
[video-browser playlist="634859" suggest=""]
Inną parą kaloszy jest Kurt i Blaine. Ich burzliwe losy poznaliśmy już w zeszłym sezonie, gdzie doszło nawet do "zdrady" i klasycznego pożegnania w Nowym Jorku. Od tego czasu próbują odbudować swoje relacje i istotnie się to udaje. Niesiony sukcesem Blaine postanawia się oświadczyć. Wątek homoseksualny w serialu zawsze był odważnie pokazywany i bardzo mi się to podoba - nawet jeśli momentami jest przesłodzony. Pomysł na oświadczyny jest rewelacyjny: wyśpiewać "All You Need Is Love" w towarzystwie innych chórów - zarówno Wokalnej Adrenaliny, jak i Warblersów. Wychodzi to świetnie, więc nie dziwota, że pada taka, a nie inna odpowiedź.
Najciekawszy wątkiem odcinka, który może pociągnąć cały sezon, jest zostanie tymczasowym dyrektorem przez Sue Sylvester. Od dawna postać byłej trenerki cheerios nadaje pęd temu serialowi i doprowadza do wielu ciekawych oraz zabawnych sytuacji. Nie inaczej jest i tym razem - Sue mści się na byłym dyrektorze, sprawiając, że został nowym woźnym. Jednocześnie przejmuje się losem chóru oraz cheereaderek - złudne jednak nadzieje tych, co uważają, że się zmieniła. Raczej pragnie zwycięzców, co sama podkreśla, dlatego możemy spodziewać się kilku niezłych momentów w rozpoczynającym się sezonie.
Glee nie jest już tym samym serialem co dawniej. Mimo że odcinek może się wydawać udany, to jest typowym średniakiem, do tego momentami nużącym. Zachowawcze, nudne, typowe i mało oryginalne, a jedynie odtwórcze aranżacje to jedno. Przez te kilka sezonów produkcja oferowała zarówno rewelacyjne wykonania, jak i zaledwie poprawne - do tego już wszyscy się przyzwyczaili. Martwi natomiast przeniesienie ciężaru serialu na zwykłe perypetie. Wątek Rachel w Nowym Jorku nie jest wbrew pozorom interesujący, a nowi członkowie chóru są bez wyrazu. Całość ciągnie Artie, Kitty (która godnie zastąpiła Queen) i Blaine. Następczyni Rachel jest mdła, a w tym odcinku twórcy nawet nie dali jej pola do popisu przy śpiewaniu.
Glee z ciekawej satyry na młodzież i przerysowanego komentarza społecznego stało się typowym serialem o nastolatkach. Echa niegdysiejszej chwały pobrzmiewają w dialogach Blaine'a o otwartości świata z wyjątkiem Rosji czy komentarzach Sue, ale są to zaledwie wspomnienia dawnego poziomu. Szkoda. Stało się nudno i przewidywalnie.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat