xXx: Reaktywacja – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 24 lutego 2017Nie potrzebuję w kinie akcji rozbudowanej fabuły, dopóki sceny walk, pościgów i popisów kaskaderskich wyrównują poziom. Niestety, ale xXx: Reaktywacja pod każdym względem jest rozczarowaniem.
Nie potrzebuję w kinie akcji rozbudowanej fabuły, dopóki sceny walk, pościgów i popisów kaskaderskich wyrównują poziom. Niestety, ale xXx: Reaktywacja pod każdym względem jest rozczarowaniem.
Na pierwszy rzut oka widać, że twórcy chcieli z serii xXx zrobić coś na podobieństwo Szybkich i wściekłych. Mamy mieć szaloną, ale sympatyczną grupę bohaterów, którzy ratują świat. Tak naprawdę na tym porównania się kończą, bo xXx idzie w kompletnie innym kierunku i do tego nie tak atrakcyjnym.
Najważniejsze było stworzenie wesołej konwencji, która pozwoli widzom dobrze się bawić. Tak jak seria Szybcy i wściekli ma otoczkę familijną z przegiętymi scenami akcji, które sprawiły, że jest to najpopularniejsza seria kina akcji, tak nowe xXx miało mieć coś z dystansem, co będzie puszczać oko do widza i opierać się na ekstremalnych popisach kaskaderskich. Pomysł dobry na papierze, ale jego realizacja kładzie go na łopatki i zakopuje pod ziemię. Dystans pojawia się w paru scenach (np. scena z Neymarem) i wtedy jest zabawnie. Można kupić pomysł, ale kompletnie nie zostaje on rozwinięty. Potencjał zostaje wręcz zmarnowany, bo poszli w sztampową historię, która szybko zaczyna nudzić, niż ciekawić i bawić. Szkoda, bo nawiązywanie do Avengers w kontekście Samuela L. Jacksona to była droga, którą xXx: Reaktywacja mogła podążyć, by znaleźć swoją tożsamość. A tak jest chaotycznie. Jakby w trakcie pomysł na to wszystko ulegał zmianie.
W filmach akcji fabuła jest drugorzędna. Nie oglądamy takich filmów dla duchowych przeżyć, ale ona i tak musi mieć zachowane normy, które pozwolą czerpać frajdę. Może być prosto, może być też głupio, ale musi być z sensem, ciekawie, wesoło i z pazurem. Tutaj był dobry potencjał na solidną historię, ale został on pogrążony przez mdłą realizację. Wydaje się, że tego typu opowieści też trzeba umieć zaprezentować. Jeśli do realizacji wkrada się chaos, zbytnie naciągania i za bardzo oczywiste zwroty akcji, jakość odbioru spada.
Zapowiadało się, że dostaniemy niesamowite popisy kaskaderskie. W tym przypadku mamy tak naprawdę popadanie ze skrajności w skrajność. Z jednej strony widać, że te popisy oparte zostały na dobrych pomysłach mogących zagwarantować akcję na wysokim poziomie. Kłopot w tym, że D.J. Caruso kręci to w okropny sposób. Marnuje potencjał chaotyczną pracą kamery, brakiem budowania emocji oraz marnymi efektami komputerowymi. Kiedy uwaga zostaje skupiona na pracy kaskaderów, wygląda to zaledwie w porządku, nic szczególnie razi, ale gdy w grę wchodzi CGI, oczy rażone są taniością i kiczowatością. Nie mam nic przeciwko przegiętym pomysłom typu pościg na motorach po fali, bo z dobrą realizacją mogło to dać wiele frajdy. Jednak przez marne efekty i nieciekawe ukazanie scen trudno zaliczyć to do zalet. Tragicznie też wygląda końcowa sekwencja z Vinem Dieselem wyskakującym z wybuchającego samolotu, która widoczna była w zwiastunach.
Jak już porównywać ten film do serii Szybcy i wściekli, to nawet w kwestii budowy bohaterów w sposób prosty, ale sympatyczny nie działa to najlepiej. Dostajemy grupę wyluzowanych szaleńców, którzy nie mają osobowości i często irytują. Dostajemy uzależnionych od adrenaliny ludzi, którzy do wszystkiego podchodzą lekceważąco, których relacje są iluzoryczne i momentami komiczne. Najgorzej wypada Vin Diesel, który wydaje się świetnie bawić, ale nie tworzy postaci. Jest pustym naczyniem, któremu się nic nie chce, więc gra na jednej minie. Wiem, że Diesel wybitnym aktorem nie jest, ale w porównanie do nawet roli Doma, tutaj jest po prostu źle. Praktycznie żadna postać nie wzbudza większej sympatii, nie jest kimś, z kim można nawiązać emocjonalną więź, uwierzyć w to, że ta grupa się zaprzyjaźnia, ani nic z tych rzeczy. Tutaj mamy tak naprawdę dwa atuty. Donniey'ego Yena, który wyraźnie kręci sceny walk po swojemu, więc prezentuje swoje umiejętności w sposób fenomenalny. Jedyne sceny, które potrafią zachwycić, więc tym bardziej szkoda, że jest ich tak mało. I wbrew pozorom Nina Dobrev wypada całkiem sympatycznie w roli ładnej pani nerd. Być może naturalność i niezręczność jej postaci wynika z braku doświadczenia aktorki, która przelewała swoją niezręczność na oblicze postaci. I to działa. Boli mnie jednak zmarnowanie Tony'ego Jaa, który miał zaledwie kilka momentów do pokazania swoich umiejętności znanych z kina sztuk walki z Tajlandii. A w pozostałych wygłupia się i męczy. Szkoda.
xXx: Return of Xander Cage mógł, a nawet powinien być dobrym kinem akcji ze świetnie pokazanymi popisami kaskaderskimi. Z reżyserem, który potrafiłby to kręcić, dostalibyśmy hit. I wówczas nie miałaby znaczenia przeciętna fabuła i kiepska kreacja postaci. A tak mamy zmarnowany potencjał, chaos, kiczowatość i sceny akcji pozostawiające wiele do życzenia. Brak frajdy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat