„Z Nation”: sezon 2, odcinek 1 – recenzja
"Z Nation" w odróżnieniu od swojego starszego kuzyna ze stacji AMC nigdy nie próbowało być czymś więcej niż tylko rozrywką. Dość krwawą i momentami obrzydliwą, ale raczej unikająca zagłębiania się w psychologię bohaterów, za to dynamiczną i celowo przejaskrawioną. Pierwszy odcinek drugiego sezonu świadczy o tym, ze twórcy zdecydowali się nie tylko dalej podążać tą samą drogą, ale też mocno zaczęli skręcać w stronę pastiszu.
"Z Nation" w odróżnieniu od swojego starszego kuzyna ze stacji AMC nigdy nie próbowało być czymś więcej niż tylko rozrywką. Dość krwawą i momentami obrzydliwą, ale raczej unikająca zagłębiania się w psychologię bohaterów, za to dynamiczną i celowo przejaskrawioną. Pierwszy odcinek drugiego sezonu świadczy o tym, ze twórcy zdecydowali się nie tylko dalej podążać tą samą drogą, ale też mocno zaczęli skręcać w stronę pastiszu.
Koniec poprzedniego sezonu "Z Nation" zostawił widzów z obrazem startujących rakiet z głowicami atomowymi i perspektywą rozstania się z bohaterami w sposób szybki i spektakularny. Nic bardziej mylnego. Wszyscy przeżyli. Co prawda niektórzy mają spore i niespodziewane kłopoty (w końcu kto przypuszczał, że odmarznięte zombie będą zawracały głowę dzielnemu Obywatelowi Z), ale generalnie większość ma się dobrze, a Murphy - wręcz doskonale.
Cały odcinek poświęcony jest w zasadzie ponownemu spotkaniu wszystkich członków z pierwotnej grupy i zawiązaniu nowej intrygi, która, sądząc po końcowej zapowiedzi następnych odcinków, będzie zajmowała większość sezonu. Ponieważ seriale tego typu rządzą się swoistą logiką, wszyscy bohaterowie znajdowali się w takiej odległości od siebie, aby spotkać się „przypadkowo” w odpowiednim momencie i zjednoczyć ponownie wokół celu podstawowego, jakim jest dowiezienie Murphy’ego do jakiegoś lekarza (nie bacząc na to, że poprzednia próba nie wyszła im na dobre). Problem polega jednak na tym, że obiekt ich starań nie bardzo ma na to ochotę. Tyle na temat fabuły.
[video-browser playlist="749079" suggest=""]
Ponieważ, jak wcześniej pisałam, "Z Nation" nie specjalizuje się w analizie psychologicznej bohaterów, nic dziwnego, że fragment poświęcony Robercie Warren i niezbyt udana próba uzasadnienia jej postępowania (słodko-mdląca historyjka o rodzinie farmerów żyjącej na uboczu ma klasę i wdzięk parówek z MOM) jest po prostu nudna. A zastosowanie bullet time w scenie walki z zombie jest niepotrzebne. Nie czyni przez to sceny bardziej interesującą, a wręcz przeciwnie – przeszkadza. Pani Warren jest jaka jest, a wziąwszy pod uwagę jej niezłomną prawość, raczej nie postąpiłaby inaczej i nie było potrzeby podpierać tego wydumaną pseudopsychologią. Sceny w barze i striptizerki zombie balansowały na granicy tego, co można zaakceptować, ale biorąc pod uwagę fakt, że w ten sposób można było zaobserwować pogłębiające się szaleństwo Murphy’ego, zachowanie Cassandry wobec swojego nowego guru i reakcje reszty grupy, należy przyjąć ten odcinek z dobrodziejstwem inwentarza.
Zobacz również: George R.R. Martin jako zombie w „Z Nation” – zdjęcia z 2. sezonu
Początek każdego nowego sezonu to trudny czas dla twórców. Trzeba zarzucić wędkę i liczyć na to, że na haczyku jest coś na tyle smakowitego, aby widz znowu dał się złapać. Jak na razie ja się złapałam, w odcinku "The Murphy" jest wystarczająca porcja obrzydliwości, trochę humoru i początek całkiem zwariowanej przygody. Pozostaję przy "Z Nation", bo jestem ciekawa, jak zakończy się Ogólnoświatowe Polowanie Na Murphy’ego, co też urodzi Serena i kto w końcu zgarnie dla siebie całą pulę. Poza tym podoba mi się twórcze wykorzystanie lodówki przez scenarzystów. A że to plagiat? No cóż, nikt nie jest doskonały.
Poznaj recenzenta
Beata ZawadzkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat