Zabójstwo Versace: American Crime Story: odcinek 1 – recenzja
Seria American Crime Story powraca, tym razem z opowieścią o zabójstwie ikony mody - Gianni Versace.
Seria American Crime Story powraca, tym razem z opowieścią o zabójstwie ikony mody - Gianni Versace.
Ryan Murphy, tworząc serię American Crime Story, postanowił, że nie będzie to zwykła kronika dokumentalna, ale połączenie prawdziwych wydarzeń z fikcją. Tak było w Spawie O.J Simpsona i tak jest również przy Zabójstwie Versace. Nie wszystko, co widzimy na ekranie, jest dokładnym odwzorowaniem tego, co więc wydarzyło. Widać to najlepiej po scenie zabójstwa projektanta na schodach jego domu w Miami. Murphy ubarwił i dodał więcej dramaturgii ostatnim chwilom Versace - słyszymy słowa wypowiadane do oprawcy, które podobno w rzeczywistości nie padły. Śmierć była natychmiastowa, ale pewnie nie pasowała do obrazka. Trzeba było ją lekko zmodyfikować. Ten zabieg się jednak broni. Świetnie wprowadza nas w klimat i pokazuje, jakie relacje łączyły zabójcę z ofiarą. Pokazuje zranionego socjopatę, który został najprawdopodobniej odrzucony i upokorzony przez projektanta. Zresztą dojście do motywacji głównego czarnego charakteru tego sezonu jest chyba najbardziej wciągającym punktem pierwszego odcinka. Scenarzysta Tom Rob Smith miał pewną wizję tego, co się wydarzyło, i znakomicie przeniósł ją na papier. Wziął niepełną układankę puzzli, a brakujące elementy zastąpił nowymi, tworząc jeszcze pełniejszy obraz tego, co się wydarzyło w 1997 roku w Miami.
Pierwszy odcinek rozpoczyna się praktycznie od zabójstwa Versace i tym samym wprowadza wszystkie postaci tej tragedii. Mamy obecnego kochanka, byłego kochanka, siostrę projektanta oraz władze stanowe i FBI, które cała sprawa jakby przerosła. Odnoszę wrażenie, że serial American Crime Story chce dać pewnego pstryczka w nos amerykańskiemu wymiarowi sprawiedliwości, pokazując jego nieudolność w prowadzeniu takich spraw. Dostaje się także fanom projektanta, którzy w momencie jego śmierci, zamiast opłakiwać swojego idola, od razu myślą, jak ten moment zmonetyzować. Jedni macają wyrwaną kartkę z magazynu Vogue w jego krwi, inni starają się sprzedać mediom zdjęcia wykonane polaroidem tuż po jego śmierci. Według prawdziwych światków te wydarzania nie miały miejsca, ale jak rozumiem, reżyser chciał pokazać, jak złudne jest myślenie, że miłość fanów jest bezinteresowna.
Twórcy na samym początku skupiają się na postaci seryjnego mordercy - Andrew Cunana, genialnie zagranego przez Darrena Crissa. Twórcy starają się wniknąć w jego umysł, pokazując, jak ten inteligentny i utalentowany chłopak postanawia pójść po linii najmniejszego oporu. Zostaje oszustem i mordercą, by osiągnąć zamierzony cel. Brzydzi się ciężką pracą, uważając, że jest ponad to. Criss kradnie ten pierwszy odcinek, a może i cały serial, jeśli fabuła będzie tak wyglądać. Pomimo tego, że w na razie niedużej roli kochanka Versace, Antonio, pojawia się Ricky Martin, to widz szybko o tym zapomina. Nie dlatego, że Martin jest słaby, tylko dlatego, że Criss jest tak dobry. Przy jego grze blednie trochę nawet fenomenalna Penelope Cruz jako Donatella Versace, choć tu podejrzewam, że może się to zmienić w następnych odcinkach. Ta postać ma ogromny potencjał. Co do Edgara Ramireza, grającego tytułowego Versace, to trudno mi ocenić jego grę, gdyż w pierwszym odcinku nie ma czym się wykazać. Na pewno jego charakteryzacja i sposób kopiowania pierwowzoru zasługuje na podziw.
Serial zachwyca także stroną wizualną. Posiadłość Versace przytłacza widza swoim przepychem, pokazując tym samym, jaki gust miał projektant. Jakie wystawne życie prowadził. Jakie miał fanaberie i co go cieszyło. Ten człowiek stworzył dla siebie bańkę mydlaną, w której czuł się znakomicie. W sumie każdy, kto został choć na chwilę do niej wpuszczony, czuł radość. Może dlatego osoby przez niego nagle porzucone i pozbawione tego stylu życia tak szybko zaczynały go nienawidzić. Widzowie na własne oczy zobaczą jednak, co dzieje się, gdy ta bańka pryska wraz ze śmiercią.
Zabójstwo Versace: American Crime Story to świetny serial, który najchętniej pochłonęłoby się od razu, a nie czekało co tydzień na kolejny odcinek. Ryan Murphy nie zawiódł zaufania fanów serii. A nawet odrobinę podniósł poprzeczkę.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat