Zamach na papieża – recenzja filmu
Władysław Pasikowski i Bogusław Linda łączą siły po raz ostatni na dużym ekranie, by opowiedzieć fikcyjną historię opartą na prawdziwych wydarzeniach, kulisy jednej z najbardziej tajemniczych operacji służb specjalnych XX wieku: zamachu na Jana Pawła II. Jak im wyszło? Sprawdzamy.

Mamy rok 1981. Na Kremlu zapada decyzja o zamachu na papieża Jana Pawła II. Jednym z wykonawców zadania ma być były snajper i legenda polskiego wywiadu, Konstanty "Bruno" Brusicki (Bogusław Linda). Mężczyzna jest już na emeryturze i nie ma zamiaru tego zmieniać. Jednak system łamał już nie takich twardzieli. Zostaje siłą zmuszony do udziału w tajnej operacji. Jego zadaniem jest zatuszowanie śladów oraz eliminacja oryginalnego zamachowca, którym jest niejaki Ali Agca. Aby przygotować się do zadania, Bruno przeprowadza się do małego miasteczka, by w ciszy trenować do wielkiego dnia. Okazuje się jednak, że w nowym miejscu dopadają go stare problemy, które mogą skomplikować sprawę.
Władysław Pasikowski od zawsze lubił opowiadać o indywidualistach i samotnikach, którzy są mistrzami w swoim fachu, a do których lgną młodsze kobiety. Nie inaczej jest i tym razem. Bruno to mężczyzna chory na raka w zaawansowanym stadium, który nie okazuje emocji. Przynajmniej nie za często. Skrywa swoją prawdziwą naturę przed światem. Może dlatego jego ulubioną formą spędzania czasu jest łowienie pstrągów, które raczej nie jest sportem drużynowym. To jednak nie znaczy, że nie potrafi rozmawiać z ludźmi. Brusicki posiada dar zjednywania sobie napotkanych osób. Ma w sobie coś szlachetnego, co sprawia, że ludzie mu ufają.
Pasikowski na swój ostatni kinowy projekt z Bogusławem Lindą wybrał temat nawiązujący do tragicznych wydarzeń związanych z jednym z największych Polaków w historii, papieżem Janem Pawłem II. Film ma być również pewnego rodzaju podsumowaniem wspólnej pracy obu panów. Może dlatego jedna z pierwszych scen nawiązuje do tej ikonicznej z Psów, w której Franz siedzi na krześle z papierosem w dłoni przed komisją weryfikacyjną. Tyle że tym razem to on przesłuchuje – nie funkcjonariuszy, a obywateli starających się o... kartę wędkarską. Rozumiem, że miał to być żart, ale moim zdaniem kompletnie nietrafiony.
Zamach na papieża to film o przemijaniu, godzeniu się ze swoim losem i odchodzeniu na własnych warunkach. Dokładnie jak w piosence Franka Sinatry My Way. Brusicki ma sobie kilka rzeczy za złe, ale już dawno pogodził się ze swoimi błędnymi wyborami. Teraz, wykonując ostatnie zadanie, chce w spokoju dożyć końca swoich dni w towarzystwie znajomej prostytutki Bianki, granej przez Karolinę Gruszkę. Jest ona dla niego symbolem ciepła i ostoją, do której codziennie wraca po dniu spędzonym w terenie.
Akcja filmu toczy się powoli. Obserwujemy, jak bohater łowi ryby, rąbie drewno, chodzi po mieście, gra z kolegami w karty. Wszystko to skąpane w melancholijnej muzyce skomponowanej przez Daniela Blooma.
Pod względem konstrukcji film działa. Pasikowski, który jest także autorem scenariusza, umiejętnie układa zwroty akcji i twisty. Niestety, zapomina o tempie. Wszystko się tu ślimaczy. Dodatkowo reżyser wrzuca do fabuły tak wiele wątków, że niektóre zaczynają jej zwyczajnie przeszkadzać. Na przykład wątek lokalnego pedofila pojawia się, po czym bardzo szybko zostaje rozwiązany, tak szybko, że widz zaczyna się zastanawiać, po co w ogóle został wprowadzony. Czemu miał służyć? Są też sceny dotyczące przemocy wobec dzieci, pojawia się jakiś grasujący seryjny morderca, a do tego jeszcze wspomniany wcześniej wątek pedofilski. Wszystko to ma w teorii pogłębiać postać głównego bohatera i bardziej go uczłowieczyć. Pokazać, że nawet ten twardziel ma uczucia. Że coś jeszcze go obchodzi w tym skorumpowanym PRL-u.
Twórca musi przecież jakoś uzasadnić, dlaczego bohater tak bez celu włóczy się po uliczkach małego miasteczka. Im dłużej film trwa, tym bardziej widz zaczyna się zastanawiać, o co tu tak naprawdę chodzi i dlaczego akcja jest tak rozwleczona. Pasikowski jakby w pewnym momencie sam zauważył, że wszystko toczy się zbyt wolno, więc w ostatnim akcie gwałtownie przyspiesza. Finał rzeczywiście łączy wątki, ale robi to chaotycznie i bez większej finezji. Czasami Bruno po prostu przypadkiem rozwiązuje sprawy. Mam wrażenie, że gdyby skrócić ten ponad dwugodzinny film o jakieś 30 minut, zyskałby na tempie. Może nie na tyle, by całkowicie uratować seans, ale przynajmniej nie dłużyłby się tak bardzo.
Bogusław Linda dobrze odnajduje się w roli Bruna. Nie wiem, czy to dlatego, że utożsamia się z jego stoickim spokojem, czy może dlatego, że ma okazję po raz ostatni zagrać w filmie przyjaciela, któremu tak wiele zawdzięcza. Na ekranie zobaczymy też wielu aktorów, którzy przez lata współpracowali z Pasikowskim: Lindę, Zamachowskiego, Woronowicza. Reżyser jakby zaprosił do swojego ostatniego kinowego tanga samych znajomych. Problem w tym, że nie każda rola została dobrze obsadzona. Karolina Gruszka kompletnie nie pasuje do roli wyuzdanej prostytutki. Wypada bardzo niewiarygodnie.
Jasnym punktem produkcji jest duet Ireneusza Czopa i Dobromira Dymeckiego, dwóch funkcjonariuszy odpowiedzialnych za to, by Bruno wywiązał się z zadania i nie komplikował sprawy. To dwaj mięśniacy ukształtowani przez opresyjny system. Potrafią tylko grozić i zastraszać. To jednak im Pasikowski przypisał niemal wszystkie zabawne riposty. Część z nich naprawdę działa i wywołuje salwy śmiechu na sali. Dzięki tym postaciom reżyser próbuje ukazać nieudolność i absurd, z którego zbudowany był tamten system.
Zamach na papieża nie jest udanym filmem. Ma swoje momenty, ale ostatecznie to nudne kino, oparte na ciekawym pomyśle, który jednak zupełnie gubi sens i tempo. Sprawia wrażenie, jakby jego jedynym celem było spotkanie się ze starymi znajomymi na planie po raz ostatni. Szkoda, bo po tym twórcy oczekiwałem odejścia w znacznie lepszym stylu. Choć czuć w tym filmie rękę Pasikowskiego, może niektórym fanom wystarczy to jako forma zamknięcia pewnego rozdziału. Ja liczyłem na więcej. Dużo więcej.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiRedaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme. Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę. Można go znaleźć na:

Najnowsze



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1948, kończy 77 lat
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1957, kończy 68 lat

Lekkie TOP 10
