„Zanim zniknę”: Nocne studium samotności – recenzja
Zanim zniknę na Warszawskim Festwalu Filmowym został zgłoszony do konkursowego bloku Wolny Duch, a seans filmu uświetnili swoją obecnością jego reżyser oraz producent.
Zanim zniknę na Warszawskim Festwalu Filmowym został zgłoszony do konkursowego bloku Wolny Duch, a seans filmu uświetnili swoją obecnością jego reżyser oraz producent.
Zanim zniknę ("Before I Disappear") to długometrażowa wersja krótkiego metrażu pt. "Godzina policyjna", za który Shawn Christensen dostał w 2013 roku Oscara. Film został tak dobrze przyjęty, że w głowie reżysera zrodził się pomysł na jego pełną wersję. Jak mówił sam Shawn, nie było łatwo zdobyć pieniądze i zebrać odsadę, która pracowałaby za niewielkie gaże, ale ostatecznie się udało. Prace na planie trwały 20 dni, kilka scen ukradziono z oryginału, a montaż obrazu Shaw wraz z producentem zrobili sami. Mimo że wszystko odbywało się w niesprzyjających i spartańskich jak na dzisiejsze czasy warunkach, efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Zanim zniknę to bardzo udany film.
Historia skupia się na bardzo samotnym, nieszczęśliwie zakochanym i pogubionym życiowo Richiem, który stwierdza, że ma dość swojego marnego życia, i postanawia popełnić samobójstwo. Akt ten przerywa niespodziewany telefon od siostry, której nie widział i nie słyszał od lat. Richie zostaje poproszony, aby zaopiekował się przez krótki czas jej 11-letnia córką, Sophią, bo ona sama wpadła w spore kłopoty. Tak zaczyna się rozliczeniowa podróż człowieka, który na nowo musi poukładać swoje życie, a jego niespodziewaną towarzyszką zostaje młoda dziewczynka.
[video-browser playlist="633098" suggest=""]
Największą zaletą filmu jest zdecydowanie jego klimat. Christensen zbudował historię na oparach sprzecznych emocji oraz mentalnego nieuporządkowania i osadził wszystko w miejskiej, ponurej rzeczywistości. Całość poraża wydźwiękiem, który jest soczysty i dotyka najgłębszych emocji. Film sprawia, że zaczynamy się zastanawiać nad sprawami, które na co dzień odsuwamy na dalszy plan - choćby nad lękiem przed śmiercią. Do filmu wprowadzono kilka elementów abstrakcyjnych, upiornych wizji człowieka stojącego na skraju wytrzymałości, ale wszystko tu do siebie pasuje i stanowi integralną całość.
W tworzeniu specyficznego nastroju dużą rolę odgrywa świetnie dobrana do poszczególnych scen muzyka. Stapia się ona z obrazem i tworzy sieć estetycznych doznań, które łapią za gardło i sprawiają, że mocniej zapada się w fotel. To film bardzo powolny, zbudowany na grze aktorskiej i dialogach, ale dzięki temu jest bardzo angażujący emocjonalnie. Wymaga wysiłku i skupienia się na tym, co przeżywają bohaterowie. Mimo że ogólny obraz jest ponury, to ostatecznie okazuje się, że płonie gdzieś iskierka nadziei i można ją znaleźć tam, gdzie nigdy byśmy nawet nie szukali. To pocieszające i pozwala odetchnąć z ulgą, bo nie wszystko jest jeszcze stracone.
Czytaj również: WFF 2014: Warszawskie Cannes - relacja
Imponujące są kreacje aktorskie zarówno Shawna Christensena, który wcielił się w rolę Richiego, jak i Fatimy Ptacek, której rola Sophie jest bardzo naturalna i szczera, bez krzty irytującej maniery. Richie prowadzi nas śladami swojego życia, ucząc pokory i ani razu nie popadając w banał czy moralizatorstwo. Zanim zniknę to film pozbawiony pretensjonalności i gdyby tylko technicznie stał na wyższym poziomie, byłby filmem praktycznie bez wad. Wypada mieć nadzieję, że Christensen dopiero zaczyna, bo jego wyjątkowa wrażliwość artystyczna zasługuje na to, by być podziwianą i docenianą jeszcze przez bardzo długi czas.
Poznaj recenzenta
Katarzyna KoczułapDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat