Mięta
Marta Kisiel ma w swoim bogatym dorobku książki dla dorosłych (przede wszystkim takich, którzy mają w sobie coś z dziecka) i dla dzieci, lecz po raz pierwszy napisała coś dla czytelnika nastoletniego – w okresie, gdy ten wybiera się do szkoły średniej.
Emka, jedna z głównych bohaterek Zapadłego pałacu, miała pecha, bo nigdzie się nie dostała. Nabór do nieco tajemniczej placówki oświatowej zdaje się ostatnią deską ratunku. Z duszą na ramieniu wyrusza na pięciodniowy obóz rekrutacyjny, po którym siódemka szczęśliwców dostanie się do szkoły. Jak się okazuje, dusza na ramieniu nie będzie w tych okolicznościach przenośnią, bo dziwny, podupadły pałac i otaczająca go głusza (skojarzenie „a w tym ciemnym, ciemnym lesie” nasuwa się samo) zaskakują, przytłaczają i przerażają na różne sposoby.
Nastolatki na obozie będą musiały nie tyle zdobyć punkty edukacyjne, co w ogóle przetrwać w jako takim zdrowiu psychicznym i fizycznym. Bo nie jest łatwo, jeśli niemal na dzień dobry zaczyna się gonić kamienny posąg Ciuciubabki z ostrymi kłami i palcami rozczapierzonymi niczym szpony, prawda? Mnie, nie wiedzieć czemu, momentalnie przypomniały się płaczące anioły z Doktora Who i także zapragnęłam uciekać, najlepiej nie mrugając. Pałac wystawia na próbę uczestników obozu rekrutacyjnego, wysyłając ich w baśniowe okoliczności przyrody, przy czym owe baśnie raczej nie należą do najweselszych. Przyznam, że bywały momenty, kiedy robiło się naprawdę strasznie.
Źródło: MiętaMnóstwo pomysłów, wybuchy wyobraźni i fajerwerki skojarzeń powiązanych z bajkami i baśniami zalewają czytelnika oraz zagubionych bohaterów niczym niezmierzone morze. Powiedzieć, że Marta Kisiel w nowej powieści jest kreatywna na poziomie mistrzowskim, to jakby nic nie powiedzieć. To czyste szaleństwo, w którym jednakże tkwi pewna metoda.
Osobnym tematem pozostają bohaterowie Zapadłego pałacu – czasem przemawiająca wielkimi literami, dosłowna i mówiąca wprost Emka, łatwo rozpraszająca się i goniąca za swoimi kulkami myśli Ofi (Ofelia), nieco pochmurny i od niepamiętnych czasów obarczony koniecznością opieki nad niesłyszącą siostrą Filip, mająca dosyć tejże opieki Lotka, oczytaniem i wiedzą przypominająca Hermionę Klaudia (Velma) czy czterech młodzieńców przywodzących na myśl klony z boysbandu. Każda postać to perełka w opisach, dialogach i przemyśleniach. Przyznam, że nigdy dotąd nie spotkałam się z tak dobrym przedstawieniem myśli kogoś z ADHD czy w spektrum autyzmu. Chapeau bas.
Natomiast niemalże zbrodnią jest zostawienie czytelnika z tak otwartym, zaskakującym zakończeniem, by skazać go na męki oczekiwania na drugą część przygód Emki i jej znajomych w szkole Trupiej Główki. Przecież pozostawieni sami sobie z nerwów obgryziemy palce do kości!
Na osobny zachwyt zasługują okładka powieści oraz ilustracje Joanny Kenckiej, a także przepięknie barwione brzegi kartek, przenoszące nas do „ciemnego, ciemnego lasu”, przez który przelatują ćmy trupie główki. Jest zielono i tajemniczo.
Poznaj recenzenta
Monika Kubiak